Dalekaś mi, daleka,
Jak radość szczęścia cicha...
Serce me czeka,
Usycha.....
Lecz biskaś ty mi, bliska
Jak żałość niezgłębiona...
Serce się ściska
I kona.*
Coś
się zmieniło. Pierwszy raz jest inaczej niż zwykle. Inaczej, ale nie gorzej. To
bardzo, bardzo dziwne. To tak jakby śniło mi się, że obserwuję sam siebie podczas
snu. Wiem. Dziwne pokręcone. Dokładnie takie jak ja. Ale czemu się dziwić, w
końcu moje życie, a raczej mój sen to obłęd. Czyste szaleństwo. W końcu ilu
ludziom na świecie, śni się miłość do
kobiety. Nie byle jakiej kobiety. Moja partnerka nadal zostaje owiana
tajemnicą. Jej twarz i imię są najpilniej strzeżonym sennym marzeniem- sekretem.
Ale prawda, dziś jest inaczej. Widzę siebie i ją, własnym spojrzeniem. Duży
pokój, nasza sypialnia. Jej wygląd- nie potrafię określić, wszystko spowite
mgłą. Jedyne co dostrzegam, to olbrzymie łoże na którym leżymy wśród
skotłowanej pościeli. Leżę na plecach, z jedną ręką założoną za głowę, druga
ręka uwięziona w jej objęciach. Nagle dziewczyna podrywa się, by już za chwilę
pochylać się nade mną. Jej puszyste loki opadają na mój nagi tors. Patrzy w
moje oczy tak intensywnie. Jej piękne usta poruszają się w niemym szepcie. Nie słyszę słów, nie
potrafię ich odczytać z ruchu warg. Patrzę jak jej usta zbliżają się do mojej
klatki piersiowej i składają delikatny, a zarazem przepełniony czułością pocałunek
na skórze, w miejscu w którym wściekle bije moje serce. Może to namacalne
wyznanie miłości, którego nie mogłem dosłyszeć. Patrzę na dłoń sunącą wzdłuż
mojego ramienia. Czuję w tym momencie delikatne opuszki palców gładzących moją
skórę. Po chwili obraz się zmienia. To nadal my, w tym samym pomieszczeniu.
Śpimy wtuleni w siebie. Na twarzach obojgu błąka się delikatny uśmiech.
Wyglądamy na spokojnych, zrelaksowanych. Szczęśliwych swoim towarzystwem. To kolejna
rzecz, która się zmieniła. Pierwszy raz nie śnię o kochaniu się. Śnię o
miłości. Jednak jedno nadal pozostaje niezmienne. Nadal nie wiem, kogo darzę tą
miłością … .
Nagi
księżyc, jego czuły wzrok, zapach traw, ciepło dni, jakby trochę magii ktoś odebrał
mi…*
Tam na
dnie, został Twój ślad…*
-Marcos,
proszę zatrzymaj się choć na chwilę, zwariuję przez ciebie.
Od godziny chodzisz w tę i z powrotem. Zaraz
wydepczesz dziurę
w dywanie. Powiedz w końcu, co się stało. Marcos proszę cię- krzyk mojej ukochanej
żony wyrywa mnie z transu. Jestem wściekły, rozżalony, rozczarowany. Nie mam
słów, które mogłyby zobrazować stan mojego ducha. Spoglądam na nią ulotnym spojrzeniem.
Spojrzeniem numer dwadzieścia- „Kocham Cię”. Tak, to spojrzenie jest
zarezerwowane tylko dla niej. Widzę jak nerwowo tarmosi rąbek sukienki,
przygryza wargę, wyłamuje palce. Martwi się. Zawsze tak robi- kiedy się martwi.
W tym momencie przejmuje się stanem mojego ducha. A ja za moment jeszcze dołożę jej zmartwień.
Paręnaście lat temu przysięgałem jej, że będę ją kochał całym sobą. Kochał i
bronił przed złem całego świata, a teraz muszę jej opowiedzieć o bagnie w jaki
wpakowali się nasi synowie. Wiem też, że razem jesteśmy siłą tak wielką, że
poradzimy sobie
z każdą nawet największą katastrofą. Jej cenne rady, błyskotliwy umysł
i olbrzymie serce już nie raz pomagały nam w najciemniejszych momentach naszego
życia. Sam nie mogę tego pojąć. Boże, jestem dorosłym facetem. Odpowiedzialnym,
bystrym prawnikiem, a te dwa cholerne szczeniaki naważyły takiego piwa, że
nawet mieszkańcy Bawarii nie daliby rady go wypić. A trzeba było nie
podsłuchiwać. Byłbym spokojniejszy i uboższy o miliard siwych włosów. Jak ja
mam to jej powiedzieć?
-Marcos,
skarbie najlepiej jak najprościej i od początku.
-Tylko
ty, możesz czytać we mnie jak w otwartej księdze.
-Wiem,
przecież kocham cię już całą wieczność, więc nie może być inaczej.
-Lili,
to co chcę ci powiedzieć nie mieści się w ramach mojego umysłu. Nie potrafię sobie
poradzić. Byłem tak krótkowzroczny, zaślepiony. Nie słuchałem. Jestem tak złym
ojcem? Powiedz, dlaczego tak?
-Marcos,
wyduś to z siebie, razem sobie z tym poradzimy- powolutku, krokiem starca, podchodzę do kanapy.
Opadam na kolana dokładnie u jej stóp. Już po sekundzie jej delikatne dłonie
obejmują moją szyję, delikatne dłonie gładzą miarowo zesztywniały kark.
Pozornie nieznaczący gest, a ja wiem, że poradzimy sobie. A nawet będziemy
jeszcze silniejsi jako rodzina. Po chwili czuję jak dłonie, które dopiero, co
gładziły moją szyję ujmują delikatnie, ale stanowczo moją twarz zmuszając mnie
do spojrzenia w jej oczy. Przez chwilę w której nasze spojrzenia zlały się w jedno pomyślałem o tym jak bardzo kocham
moją Lili.
-Lil,
chodzi o Diego i Leona- zawieszam głos, gdyż słowa, TE słowa nie chcą mi przejść przez gardło. Lil chodzi też o
Allegrę.
-Marcos,
co ty chcesz mi powiedzieć.
-Lili,
to nie Diego jest ojcem dziecka Allegry- krzyk wydobywający się z ust mojej żony
rani mnie jak tysiąc sztyletów wbijanych w skórę. Szok, niedowierzanie,
przerażenie- To Leon- szloch, zawód,
rozczarowanie.
-Marcos,
dlaczego nas tak okłamali? Przecież nie mogli, kochamy ich, troszczymy się o
nich. Jak mogli nas tak okłamać i to w tak istotnej sprawie.
-Lili
my też nie jesteśmy bez winy, nie zareagowaliśmy najlepiej. Pozwoliliśmy Diego
odejść, poniekąd zostawiliśmy go całkiem samego z tym wszystkim.
-Marcos,
czy to Leon Ci powiedział.
-Nie.
-Co
zamierzasz?
-Cóż,
jakoś naprawić ten bałagan którego oni narobili.
-Skarbie,
ale jak?
-Lili,
nie wiem, ale zrobię to choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię
w życiu. Nasza rodzina jest dla mnie najważniejsza. Muszę pomyśleć, a jedyne na
co mam w tym momencie ochotę to wysłać te dwa osobniki na Białoruś- śmiech żony rozlega się głośnym echem po
ponurym jak dotąd gabinecie. Szykujcie się dzieci, czeka was niebywała lekcja
życia.
Dwa miesiące później
Kiedy cię dotykam
Cała grasz,
Muzyka chwilę brzmi
I znika w przejmującej ciszy
Twoją prośbę słyszę:
Chcę być fortepianem
Pieszczot
Korzystaj ze wszystkich
klawiszy*
Obiecała mi, że po przeprowadzce porozmawiamy.
Tak, Fran już mieszka w Madrycie. Od całych dwóch tygodni. Ale olewa mnie
całkiem skutecznie. Mnie- Boskiego Leona. Przecież to
niemożliwe, by jakaś dziewczyna mi się opierała, a ona robi to bardzo
skutecznie. Wydawało mi się, że wtedy w parku coś zaiskrzyło, ale nie . Wredna Włoszka
jest nieuchwytna, bawi się mną. A ja już wiem, jak czuły się dziewczyny z
którymi ja się bawiłem. Co jednak nie zmienia faktu, że to ona jest moim aktualnym
celem do zdobycia. Jeśli czegoś chcę będę to miał. Sama podpisała na siebie
wyrok. Szaleją przez nią. Czuję zapach jej słodkich perfum na sobie, zamykam
oczy i widzę jej roześmianą twarz. Cholera, co ona ze mną zrobiła. To za mną
dziewczyny biegały szukając mojej uwagi i akceptacji. Patrzyły na mnie z
pożądaniem. I co ci z tego przyszło? Dobra, punkt dla Dobrego Leona. Ale Dobry Leon
ma brata bliźniaka, któremu na imię Zły
Leon. Czas rozpocząć operację Zakochana
Francesca.
Dzwonię do drzwi, jakby się paliło. Już po chwili
zjawia się w nich zarumieniony obiekt moich niecnych planów. Nie daję jej czasu
na ucieczkę,
z za pleców wyłania się moja lewa ręka uzbrojona w kwiaty, wyjmuję bukiet
czerwonych róż, pewnym krokiem podchodzę do zaszokowanej dziewczyny.
I robię to co Zły Leon potrafi
najlepiej- łączę nasze usta słodkim pocałunkiem. Nie daję jej nawet sekundy na
sprzeciw. Wiem, że zachowuję się jak jakiś jaskiniowiec, ale ta dziewczyna
wzbudza we mnie właśnie takie uczucia. Smakuje pomarańczami i czekoladą, a ja
nie potrafię się nasycić tym smakiem, jej smakiem. Nasze ciała spotykają się na
zatartej granicy zatracenia. Cieszy mnie fakt, że mnie nie odpycha, a wręcz
przeciwnie. Jej dłonie wsparte na moim torsie, usta nadal połączone w jedność wraz z moimi. Gdyby
nie fakt, że za chwilę zabraknie mi powietrza trwałbym tak wieczność. Jej
drobne ciało moich objęciach sieje niewyobrażalne spustoszenie w moim ciele,
umyśle i sercu. Dobro walczy ze złem. Znów nawiedza mnie to paraliżujące
uczucie. Co jeśli powtórzę tamte błędy. Ona nie zasługuje na to by cierpieć prze ze mnie. Odrywam się
od jej cudownych ust, oboje oddychamy tak ciężko jakbyśmy przebiegli maraton i
to co najmniej pięciokrotnie. Nagle wkrada się na moją twarz mój cwaniacki,
firmowy uśmiech; Tęskniłem- nie wiem czy spodziewałem się takiej odpowiedzi:
-Ja
też tęskniłam, dobrze, że jesteś Leon.
-Uciekłaś!
Dwa miesiące uciekałaś.
-Może
nie uciekałam, może to ty nie potrafiłeś dotrzymać mi kroku.
-Może,
ale to koniec, jesteś moja.
-Ale
czy ty jesteś mój?
Czy jestem? Bardzo chciałbym być. Wiem, że ludzie
nie zmieniają się z dnia na dzień. Pewnie w moim przypadku nie jest to niemożliwe.
Co, a raczej kto wygra. Leon pragnący miłości, czy Leon pożądający ciała
kobiety, a nie jej serca.
Zamykam znowu oczy i widzę cię
jeszcze,
Raz po raz po powiekach
przechodzi twa postać,
Ponad sobą cię trzymam, kołysze
i pieszczę,
I już nigdy nie będę mógł z tobą
się rozstać.
Chwila lekka, jak ruch twój, najdroższa,
łaskawa,
Chwila-ruch podchwycony w perfumie
i szumie.
W pamięci drży, jak w lustrze,
twa smukła postawa,
Owinięta, zamknięta w wiosennym
kostiumie.
-Viola,
skończ już. Przecież to terrarium błyszczy jak sztabka złota w pełnym słońcu.
-Fede
nie nudź już, wiesz, że muszę to zrobić.
-Mała
ja czasem mam wrażenie, że ten skorupiak jest ważniejszy ode mnie!!!
-Federiko!!!
Sam jesteś skorupiakiem, a poza tym to Gustaw- żółw. Jakby twój mały móżdżek
nie zauważył, żółwie to gady.
-Oj
tam, oj tam, rozdrabniasz się. Kończ i pójdziemy na spacer, albo do kina, albo
na lody.
-Boże,
za co mnie tak każesz. Gdzie ja miałam głowę zgadzając się na bycie twoją
dziewczyną?
-Ha,
ha, ha, bardzo zabawne. Jesteś dziś dowcipna jak fretka na prerii. Mała, zawsze
możemy zostać w domu i trochę się poprzytulać.
-Federico!!!
Tobie tylko w głowie przytulanie i nic więcej.
-No
może jednak coś więcej ;)
-Federico
!!!!!!!!
-I tak
mnie kochasz.
Ten chłopak mnie kiedyś wykończy. W jednej chwili
mam ochotę przytulać się do niego jak szalona, a już po chwili mogłabym dusić
go gołymi rękami. Jest zakręcony jak Pinokio w trocinach. Zmienny jak flaga na
wietrze, a upierdliwy, że szkoda gadać. Jedno
jest pewne, jest mój i kocham go właśnie takiego. Jesteśmy ze sobą od dwóch
miesięcy i nikt o tym nie wie. No może prócz cioci i Fran. No i Gustawa J Boję się reakcji innych. Fede jest starszy. Nie
wiem, czy zrozumieją, że po prostu czuję się z nim dobrze. Wujek i Diego. Tych
dwóch boję się jak ognia. Oboje wybuchowi i temperamentni. No i Fede to
najlepszy przyjaciel Diego. Może nie obyć się bez awantury.
-
Dobra odpuszczę ci wszystko pod warunkiem, że wyjdziemy na chwilę do ogrodu. Zwariuję
tu z tobą i tym zakręconym skorupiakiem.
-Skoro
tak ładnie prosisz.
Spacerujemy od chwili, niebo jest dziś wyjątkowo
zasnute chmurami, ale słońce nieśmiało próbuję swoich sił, przebijając się delikatnymi
promieniami. Jesteśmy tacy szczęśliwi, ja jestem taki szczęśliwy, że ją mam.
Diego jest tysiące kilometrów od Madrytu i nic mi nie grozi. Co z oczu to z
serca. Kiedyś mu powiem, ale jeszcze nie teraz. Chyba by mnie zabił, a co
najmniej pozbawił pewnej części ciała. Nagle wstępuje w nas jakaś dziwna głupawka.
Zaczynam śpiewać porywając Małą do tańca. Wiadomo włoski romantyzm. Taniec to
jak iskra rzucona na proch. Zamykam szczelnie kruszynkę w ramionach i łączę
nasze usta w słodkim pocałunku, który z sekundy na sekundę staje się bardziej zmysłowy.
Puszczają hamulce, tym bardziej, że po raz
pierwszy odpowiedziała na moje zaloty
tak śmiało. Tak otwarcie i namiętnie. Zachęcony jej entuzjazmem pozwalam sobie
na to, by moje dłonie delikatne głaskały jej plecy, zataczając coraz
odważniejsze kręgi ku pośladkom dziewczyny. Stoimy tak blisko siebie, że nawet szpileczka
nie miałaby miejsca. Nie będę ukrywał,
że mi się to nie podoba. Magiczna chwila zostaje jednak przerwana, gdy do moich
uszu dochodzi mrożący krew w żyłach głos. Jedno zdanie sprawia, że oboje wracamy do rzeczywistości:
-Jeśli nie chcesz stracić tych swoich lepkich łap, to lepiej zabierz je
z tyłka mojej siostry. Dobrze ci radzę Federico … .
Kochani, objaśniam wykorzystane utwory i cytaty:
Dalekaś mi- Leopold Staff
Kiedy cię dotykam- Jan Piszczek
Poemat z pamięci- Kazimierz Wierzyński
Bezdroża- Sylwia Grzeszczak, Mateusz Ziółko
Świat się pomylił- Patrycja Markowska
Zdjęcia 1, 2, 4 Wykonała Oliwka :)