Wigilia !!!!!!!!!!!!!!!!! To już dziś. Patrzę
na wiszący na ścianie zegar, oczywiście z księżniczką na tarczy. Wskazówki
pokazują 6:00. Szybko zakładam króliczkowe paputki i zbiegam do salonu. W
kominku wesoło podskakują już płomienie, widomy znak, że Olga jest już na
nogach. Zawsze tak jest w Wigilię. Krząta się od świtu by wszystko w tym dniu
było wyjątkowe. Wiedziona pięknymi zapachami i dźwiękami świątecznych piosenek,
podążam do kuchni. Tak jak myślałam Olga w swoim fioletowym fartuszku, miesza
coś w garnku. Z piekarnika też dochodzą smakowite zapachy. Podbiegam szybciutko do mojej kochanej opiekunki i
przytulam, się do jej nóg. Oj, wystraszyłam ją.
- Violettuś,
a ty już nie śpisz, Świeci Pańscy co rodzice powiedzą.
- Nic
kochana Olgo, biegnę ich obudzić, a Ty
szykuj dla wszystkich kakao.
Wbiegam z powrotem do salonu. A tam choinka.
Najpiękniejsza jaką do tej pory widziałam. Drzewko jest jakieś dziwne- srebrne.
Mieni się w świetle płomieni wszelkimi barwami. To zasługa ozdób. Mamusia nigdy
nie podąża za modą. Nasza choinka jest wielobarwna. Są na niej nawet ozdoby
wykonane przeze mnie.
Rodzice, tak jak przewidziała Olga nie byli
szczęśliwi gdy wtargnęłam do ich sypialni, ale chyba chcąc wynagrodzić mi to,
że zostawiają mnie samą na dwa tygodnie, ulegli moim prośbą i już po chwili
siedzieliśmy wszyscy łącznie z Olgą i Ramallo z parującymi kubkami
czekoladowego napoju wokół kominka. Dźwięk radia zastąpiła pozytywka co chwile
nakręcana przez tatusia. Zresztą rodzice poświęcili mi cały dzień. Bawili się
ze mną na śniegu, lepiliśmy bałwana. Później była kolacja i upominki.
Obdarowałam wszystkich własnoręczne namalowanymi obrazkami. Cieszyłam się z
tych chwil, których ukoronowaniem było przekazanie mi przez rodziców prezentu.
Był to malutki kartonik owinięty srebrnym papierem. To co zawierał przeszło
moje najśmielsze oczekiwania. Rodzice zdecydowali, że świąteczna pozytywka od
teraz należeć będzie do mnie. Wizerunek srebrnego posążka baletnicy w
kryształowej sukienne stał się moją własnością. Szczególnie cenny upominek, bo
przedstawia moją mamusię taką jaką poznał i pokochał ją tato- primabalerinę
Teatru Królewskiego. Ta pozytywka została ofiarowana mojej kochanej mamie w
dniu ślubu. Cudowna pamiątka. Bardzo długo i bardzo mocno ściskałam rodziców
dziękując im za przecudowny upominek.
Kto by pomyślał….
Dzień Pierwszego Święta był straszny. Już
około dziesiątej wyruszyliśmy do Madrytu. Rodzice cały czas pouczali mnie jak
mam się zachowywać. Mówili, że mam być grzeczna, pytać o pozwolenie cioci i
wujka, no i mam być miła dla chłopaków. Byłam przerażona tym, że całe dwa
tygodnie nie zobaczę się z rodzicami, ani z Olgą, Ramallo nigdy nie
rozstawaliśmy się na tak długo. Postanowiłam być dzielna. Ja Violetta mam
dziesięć lat i będę bardzo, ale to bardzo dzielna. Tak intensywnie rozmyślałam
o tym, co mnie czeka w domu wujostwa, że zasnęłam. Rodzice obudzili mnie
dopiero, gdy dojechaliśmy do domu wujostwa. Wtedy uświadomiłam sobie, że czas
rozstania zbliża się nieuchronnie. Niby zostawiali mnie na tak długo pierwszy
raz, ale przecież bywałam tu już wcześniej. Nie potrafię wskazać, dlaczego tym
razem było inaczej. Tak jakby coś miało się zmienić. Wydawało mi się, że ten
pobyt wprowadzi moje życie w inne nieznane rejony. Podczas pożegnania wylano
hektolitry łez. Płakałam ja, moja mamusia, ciocia Lilli, oraz Leon- ten akurat
ze śmichu. Krztusząc się powiedział, że czegoś takiego jeszcze nie widział i że żegnamy się tak
jakbyśmy mieli się już nigdy nie spotkać…
Z resztkami łez i usmarkanym nosem patrzyłam
jak samochód rodziców znika na podjeździe, by dołączyć do ruchu ulicznego.
Machałam jeszcze długo po tym jak odjechali, łudząc się, że może jeszcze
zawrócą. Ciocia wzięła mnie do środka skąd dochodziły radosne śmiechy chłopaków
i wujka, którzy przy herbacie i gigantycznych talerzach słodkości oglądali coś
w telewizji.
- Violu,
dołączymy do nich czy chcesz najpierw zobaczyć twój tymczasowy pokój.
- Ciociu,
może jednak, zobaczymy pokój.
- Kochanie
oni wrócą nim się obejrzysz. Będziemy się świetnie razem bawić; zobaczysz.
Staram się wywołać na mojej twarzy
jakikolwiek uśmiech, jednak z marnym skutkiem. Jedynym pocieszeniem jest
delikatny uścisk dłoni cioci. Pokój, który mam zajmować podczas pobytu w ich
domu jest bajeczny. Ściany w odcieniach zieleni, pistacji, dopełnione
fioletowymi dodatkami- firanki, świeczniki, ramki na zdjęcia. Całość wystroju
rozświetlają białe meble: szafa, biurko i łóżko z czymś na kształt baldachimu. Natomiast
na łóżku położono białą puszystą jak futro narzutę i mnóstwo, ale to mnóstwo
poduszek. Widzę jak ciocia uśmiecha się patrząc na zachwyt malujący się na
mojej twarzy, zwłaszcza, że wujostwo nie zapomniało o kąciku do zabawy.
Zdążyłam zauważyć masę kolorowanek, kredek, najróżniejszych książek i płyt z
filmami.
- Czy mojej
księżniczce się podoba ?
- Ciociu
skąd wiedziałaś, że będzie mi się tak bardzo podobać.
- Skarbie w
końcu jestem twoją chrzestną, a to już
do czegoś zobowiązuje. Twój pokój
znajduje się między pokojami Leona i Diego wyrazie potrzeby pytaj ich o
wszystko. Będą się opiekować Tobą jak młodszą siostrzyczką . A teraz Violu chodźmy
na dół bo Leon, gotów zjeść wszystko co ma w sobie choć gram czekolady.
Słysząc te słowa głośno się roześmiałam,
ponieważ nawet ja wiedziałam, że chłopak zjada wszystko co zawiera w sobie choć
trochę czekolady, podobnie jest Diego
tyle, że on je tylko i wyłącznie dropsy czekoladowe . Chcąc choć trochę wymusić
na nim, by pooglądał ze mną filmy, poprosiłam mamę, by kupiła dla niego kilka
opakowań tych łakoci. Nie zapomniałam też o Leonie, dla którego mam aż trzy
czekolady malinowe. Podsłyszałam kiedyś jak Olga mówiła, że do faceta
najszybciej trafić przez jego żołądek. Jeszcze nie do końca wiem, co miała na
myśli, ale zawsze warto spróbować. Ciocia miała rację, podczas gdy my
oglądałyśmy pokój, panowie na dole wyjedli słodycze, obejrzeli film, wypili po
parę filiżanek herbaty z cytryną a teraz zebrali się do wyjścia na spacer. Usłyszałam
tylko wołanie Diego
- Violetta
ubieraj się szybko to Cię przewiozę na sankach.
Może
jednak nie będzie tak źle jak myślałam.Czas świąt minął bardzo szybko i
bezpowrotnie. Nie ma się co smucić za rok będą kolejne święta jeszcze
piękniejsze.
Przeminął też Sylwester, który spędziliśmy sami w domu świetnie się przy tym bawiąc.
Cały dzień oglądaliśmy filmy, zajadaliśmy się pysznościami przygotowanymi przez
ciocię no i co chwilę chodziliśmy na dwór urządzać bitwy na śnieżki z wujkiem.
Dzień był super- zwłaszcza, że przed południem zadzwonili rodzice zapytać jak
mi mija pobyt. Natomiast wieczorem oglądaliśmy pokaz sztucznych ogni, tak doskonale widoczny z domu wujostwa. Zobaczyć sztuczne ognie nad Madrytem to było coś wyjątkowego.
Jednak
wszystko co dobre szybko się kończy. Ale już za tydzień będę w domu z rodzicami
a z urlopu wrócą też Olga i Ramallo. Tymczasem Leon wrócił do szkoły. Był bardzo
nieszczęśliwy z tego powodu. Jego rozżalenie potęgowała myśl, że po
sylwestrowo- noworocznych bitwach na śnieżki i lepieniu bałwana Diego złapał
paskudne przeziębienie i ciocia nie pozwoliła mu iść do domu. Tak więc kolejne
dni pobytu spędziłam z ciocią doglądając Diego, który złapał zwykłe
przeziębienie, a zachowywał się tak, jakby w jego ciele zamieszkały wszystkie
najgorsze choroby świata. Marudził cały czas, grymasił na wszystko i na
wszystkich, ale o dziwo w jeden dzień, gdy ciocia została nagle wezwana przez
wujka do ich kancelarii zgodził się bez szemrania ze mną zostać. Co więcej
zaproponował wspólne oglądanie filmów. Bardzo mnie to ucieszyło, bo zawsze
myślałam, że Diego mnie nie lubi. Twierdził, że jestem za smarkata i straszny
ze mnie dzieciuch. Zaskoczył mnie też wybór, którego dokonał „Król Lew” to w
końcu jedna z moich ukochanych bajek. Tak więc rozsiedliśmy się w salonie z
zapasem herbaty, słodyczy i kanapek również przygotowanych przez chłopaka. A
może to przeziębienie go jakoś odmieniło, kto wie? Jedna bajka zmieniła się w kolejną i tak
przeleciało parę godzin. Oboje zasnęliśmy podczas seansu. Ja zakopana w trzy
koce z paroma pluszakami i Diego w stercie zużytych usteczek przytulony do
dwóch jaśków. I w tak komicznie śmiesznej sytuacja zastała nas ciocia. Przyznać
muszę, że dzień ze zdrowiejącym Diego był naprawdę fajny. Szkoda, że to jeden z
ostatnich takich dni….
Cóż mogę powiedzieć.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie w jakiś sposób mnie urzekło.
Jest cudowne.
Nie wiem co mam napisać, bo odbiera mi mowę.
Rozdział cuuuddooowny :* ❤
Jak każdy inny.
Czekam z niecierpliwością na next :*
Buziaczki :* ❤
Maddy ❤
Cudowny rozdział
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że Violetta widziała swoich rodziców ostatni raz
Mała Vils jest taka urocza
Ma rację, że do faceta to przez żołądek he he
Czekam na kolejny rozdział
Zapraszam do mnie
magic-love-leonetta.blogspot.com
kochamleonetteforever.blogspot.com
Buziaczki:**
Patty;*
Cudowny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńKocham twój styl pisania *.*
Czekam na kolejną perełkę
Kocham bardzo bardzo bardzo
Diana
Och, świetny!
OdpowiedzUsuńTo co tworzysz jest po prostu niesamowite!
Brak mi słów.
Violetta, taka mała, taka radosna. Pięknie piszesz! Nie mogę się napatrzeć twojego talentu!
Ściskam mocno i życzę weny ❤
Mała Violetta taka pełna życia.Mam wrażenie że ma taki charakter że nie dość że wszędzie jej pełno to jeszcze sieje radość tak gdzie akurat ske znajduje.Leon tak lubi czekoladę? Ma coś ode mnie
OdpowiedzUsuńBuziaki 😍😘
Miło, że wpadłaś. Nie będę ukrywać, że czekałam na Ciebie :)Przyjemnego czytania :)
Usuń