sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 3- Pozytywka.

Czternaście lat wcześniej (2)

Wigilia !!!!!!!!!!!!!!!!! To już dziś. Patrzę na wiszący na ścianie zegar, oczywiście z księżniczką na tarczy. Wskazówki pokazują 6:00. Szybko zakładam króliczkowe paputki i zbiegam do salonu. W kominku wesoło podskakują już płomienie, widomy znak, że Olga jest już na nogach. Zawsze tak jest w Wigilię. Krząta się od świtu by wszystko w tym dniu było wyjątkowe. Wiedziona pięknymi zapachami i dźwiękami świątecznych piosenek, podążam do kuchni. Tak jak myślałam Olga w swoim fioletowym fartuszku, miesza coś w garnku. Z piekarnika też dochodzą smakowite zapachy. Podbiegam  szybciutko do mojej kochanej opiekunki i przytulam, się do jej nóg. Oj, wystraszyłam ją.
- Violettuś, a ty już nie śpisz, Świeci Pańscy co rodzice powiedzą.
- Nic kochana Olgo, biegnę ich obudzić,  a Ty szykuj dla wszystkich kakao.
Wbiegam z powrotem do salonu. A tam choinka. Najpiękniejsza jaką do tej pory widziałam. Drzewko jest jakieś dziwne- srebrne. Mieni się w świetle płomieni wszelkimi barwami. To zasługa ozdób. Mamusia nigdy nie podąża za modą. Nasza choinka jest wielobarwna. Są na niej nawet ozdoby wykonane przeze mnie. 
Rodzice, tak jak przewidziała Olga nie byli szczęśliwi gdy wtargnęłam do ich sypialni, ale chyba chcąc wynagrodzić mi to, że zostawiają mnie samą na dwa tygodnie, ulegli moim prośbą i już po chwili siedzieliśmy wszyscy łącznie z Olgą i Ramallo z parującymi kubkami czekoladowego napoju wokół kominka. Dźwięk radia zastąpiła pozytywka co chwile nakręcana przez tatusia. Zresztą rodzice poświęcili mi cały dzień. Bawili się ze mną na śniegu, lepiliśmy bałwana. Później była kolacja i upominki. Obdarowałam wszystkich własnoręczne namalowanymi obrazkami. Cieszyłam się z tych chwil, których ukoronowaniem było przekazanie mi przez rodziców prezentu. Był to malutki kartonik owinięty srebrnym papierem. To co zawierał przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Rodzice zdecydowali, że świąteczna pozytywka od teraz należeć będzie do mnie. Wizerunek srebrnego posążka baletnicy w kryształowej sukienne stał się moją własnością. Szczególnie cenny upominek, bo przedstawia moją mamusię taką jaką poznał i pokochał ją tato- primabalerinę Teatru Królewskiego. Ta pozytywka została ofiarowana mojej kochanej mamie w dniu ślubu. Cudowna pamiątka. Bardzo długo i bardzo mocno ściskałam rodziców dziękując im za przecudowny upominek.   Kto by pomyślał….
Dzień Pierwszego Święta był straszny. Już około dziesiątej wyruszyliśmy do Madrytu. Rodzice cały czas pouczali mnie jak mam się zachowywać. Mówili, że mam być grzeczna, pytać o pozwolenie cioci i wujka, no i mam być miła dla chłopaków. Byłam przerażona tym, że całe dwa tygodnie nie zobaczę się z rodzicami, ani z Olgą, Ramallo nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo. Postanowiłam być dzielna. Ja Violetta mam dziesięć lat i będę bardzo, ale to bardzo dzielna. Tak intensywnie rozmyślałam o tym, co mnie czeka w domu wujostwa, że zasnęłam. Rodzice obudzili mnie dopiero, gdy dojechaliśmy do domu wujostwa. Wtedy uświadomiłam sobie, że czas rozstania zbliża się nieuchronnie. Niby zostawiali mnie na tak długo pierwszy raz, ale przecież bywałam tu już wcześniej. Nie potrafię wskazać, dlaczego tym razem było inaczej. Tak jakby coś miało się zmienić. Wydawało mi się, że ten pobyt wprowadzi moje życie w inne nieznane rejony. Podczas pożegnania wylano hektolitry łez. Płakałam ja, moja mamusia, ciocia Lilli, oraz Leon- ten akurat ze śmichu. Krztusząc się powiedział, że czegoś takiego jeszcze nie widział i że żegnamy się tak jakbyśmy mieli się już nigdy nie spotkać…

Z resztkami łez i usmarkanym nosem patrzyłam jak samochód rodziców znika na podjeździe, by dołączyć do ruchu ulicznego. Machałam jeszcze długo po tym jak odjechali, łudząc się, że może jeszcze zawrócą. Ciocia wzięła mnie do środka skąd dochodziły radosne śmiechy chłopaków i wujka, którzy przy herbacie i gigantycznych talerzach słodkości oglądali coś w telewizji.
- Violu, dołączymy do nich czy chcesz najpierw zobaczyć twój tymczasowy pokój.
- Ciociu, może jednak, zobaczymy pokój.
- Kochanie oni wrócą nim się obejrzysz. Będziemy się świetnie razem bawić; zobaczysz.
Staram się wywołać na mojej twarzy jakikolwiek uśmiech, jednak z marnym skutkiem. Jedynym pocieszeniem jest delikatny uścisk dłoni cioci. Pokój, który mam zajmować podczas pobytu w ich domu jest bajeczny. Ściany w odcieniach zieleni, pistacji, dopełnione fioletowymi dodatkami- firanki, świeczniki, ramki na zdjęcia. Całość wystroju rozświetlają białe meble: szafa, biurko i łóżko z czymś na kształt baldachimu. Natomiast na łóżku położono białą puszystą jak futro narzutę i mnóstwo, ale to mnóstwo poduszek. Widzę jak ciocia uśmiecha się patrząc na zachwyt malujący się na mojej twarzy, zwłaszcza, że wujostwo nie zapomniało o kąciku do zabawy. Zdążyłam zauważyć masę kolorowanek, kredek, najróżniejszych książek i płyt z filmami.
- Czy mojej księżniczce się podoba ?
- Ciociu skąd wiedziałaś, że będzie mi się tak bardzo podobać.
- Skarbie w końcu  jestem twoją chrzestną, a to już do czegoś zobowiązuje.  Twój pokój znajduje się między pokojami Leona i Diego wyrazie potrzeby pytaj ich o wszystko. Będą się opiekować Tobą jak młodszą siostrzyczką . A teraz Violu chodźmy na dół bo Leon, gotów zjeść wszystko co ma w sobie choć gram czekolady.
Słysząc te słowa głośno się roześmiałam, ponieważ nawet ja wiedziałam, że chłopak zjada wszystko co zawiera w sobie choć trochę czekolady, podobnie jest  Diego tyle, że on je tylko i wyłącznie dropsy czekoladowe . Chcąc choć trochę wymusić na nim,  by pooglądał ze mną filmy,  poprosiłam mamę, by kupiła dla niego kilka opakowań tych łakoci. Nie zapomniałam też o Leonie, dla którego mam aż trzy czekolady malinowe. Podsłyszałam kiedyś jak Olga mówiła, że do faceta najszybciej trafić przez jego żołądek. Jeszcze nie do końca wiem, co miała na myśli, ale zawsze warto spróbować. Ciocia miała rację, podczas gdy my oglądałyśmy pokój, panowie na dole wyjedli słodycze, obejrzeli film, wypili po parę filiżanek herbaty z cytryną a teraz zebrali się do wyjścia na spacer. Usłyszałam tylko wołanie Diego
- Violetta ubieraj się szybko to Cię przewiozę na sankach.
Może jednak nie będzie tak źle jak myślałam.Czas świąt minął bardzo szybko i bezpowrotnie. Nie ma się co smucić za rok będą kolejne święta jeszcze piękniejsze. 
Przeminął też Sylwester, który spędziliśmy sami w domu świetnie się przy tym bawiąc. Cały dzień oglądaliśmy filmy, zajadaliśmy się pysznościami przygotowanymi przez ciocię no i co chwilę chodziliśmy na dwór urządzać bitwy na śnieżki z wujkiem. Dzień był super- zwłaszcza, że przed południem zadzwonili rodzice zapytać jak mi mija pobyt. Natomiast wieczorem oglądaliśmy pokaz sztucznych ogni, tak doskonale widoczny z domu wujostwa. Zobaczyć sztuczne ognie nad Madrytem to było coś wyjątkowego.
Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Ale już za tydzień będę w domu z rodzicami a z urlopu wrócą też Olga i Ramallo. Tymczasem Leon wrócił do szkoły. Był bardzo nieszczęśliwy z tego powodu. Jego rozżalenie potęgowała myśl, że po sylwestrowo- noworocznych bitwach na śnieżki i lepieniu bałwana Diego złapał paskudne przeziębienie i ciocia nie pozwoliła mu iść do domu. Tak więc kolejne dni pobytu spędziłam z ciocią doglądając Diego, który złapał zwykłe przeziębienie, a zachowywał się tak, jakby w jego ciele zamieszkały wszystkie najgorsze choroby świata. Marudził cały czas, grymasił na wszystko i na wszystkich, ale o dziwo w jeden dzień, gdy ciocia została nagle wezwana przez wujka do ich kancelarii zgodził się bez szemrania ze mną zostać. Co więcej zaproponował wspólne oglądanie filmów. Bardzo mnie to ucieszyło, bo zawsze myślałam, że Diego mnie nie lubi. Twierdził, że jestem za smarkata i straszny ze mnie dzieciuch. Zaskoczył mnie też wybór, którego dokonał „Król Lew” to w końcu jedna z moich ukochanych bajek. Tak więc rozsiedliśmy się w salonie z zapasem herbaty, słodyczy i kanapek również przygotowanych przez chłopaka. A może to przeziębienie go jakoś odmieniło, kto wie?  Jedna bajka zmieniła się w kolejną i tak przeleciało parę godzin. Oboje zasnęliśmy podczas seansu. Ja zakopana w trzy koce z paroma pluszakami i Diego w stercie zużytych usteczek przytulony do dwóch jaśków. I w tak komicznie śmiesznej sytuacja zastała nas ciocia. Przyznać muszę, że dzień ze zdrowiejącym Diego był naprawdę fajny. Szkoda, że to jeden z ostatnich takich dni….





6 komentarzy:

  1. Cóż mogę powiedzieć.
    To opowiadanie w jakiś sposób mnie urzekło.
    Jest cudowne.
    Nie wiem co mam napisać, bo odbiera mi mowę.
    Rozdział cuuuddooowny :* ❤
    Jak każdy inny.
    Czekam z niecierpliwością na next :*
    Buziaczki :* ❤

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział
    Coś czuję, że Violetta widziała swoich rodziców ostatni raz
    Mała Vils jest taka urocza
    Ma rację, że do faceta to przez żołądek he he
    Czekam na kolejny rozdział
    Zapraszam do mnie
    magic-love-leonetta.blogspot.com
    kochamleonetteforever.blogspot.com
    Buziaczki:**

    Patty;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział ❤
    Kocham twój styl pisania *.*
    Czekam na kolejną perełkę
    Kocham bardzo bardzo bardzo

    Diana

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, świetny!
    To co tworzysz jest po prostu niesamowite!
    Brak mi słów.
    Violetta, taka mała, taka radosna. Pięknie piszesz! Nie mogę się napatrzeć twojego talentu!
    Ściskam mocno i życzę weny ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Mała Violetta taka pełna życia.Mam wrażenie że ma taki charakter że nie dość że wszędzie jej pełno to jeszcze sieje radość tak gdzie akurat ske znajduje.Leon tak lubi czekoladę? Ma coś ode mnie
    Buziaki 😍😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że wpadłaś. Nie będę ukrywać, że czekałam na Ciebie :)Przyjemnego czytania :)

      Usuń

BLA BLA BLA ...

Pojawienie si ę jakiegokolwiek autora na blogu po tak d ł ugiej nieobecno ś ci, mo ż e oznacza ć tylko jedno. Koniec bloga. Jed...