Tak
bardzo się martwiłam przyjeżdżając tu. Bałam się, że będę samotna, że nie będę
się miała z kim bawić. Jak bardzo się myliłam. Czas spędzony z wujostwem-
świetna sprawa. Zaczęło się od tego, że przygotowali dla mnie super pokój ,
taki o jakim taka dziewczynka jak ja może tylko pomarzyć. Dalej był Sylwester,
sztuczne ognie, mnóstwo śmiechu i zabawy. Podczas, gdy chłopcy byli w szkole lub
na zajęciach wychodziłyśmy z ciocią na różne wycieczki, do kina, Palmiarni, do
różnych galerii w których były zajęcia z malarstwa dla dzieci. Odbierałyśmy
chłopców ze szkoły, wspólnie odwiedzaliśmy wujka w pracy by później zaciągnąć
go na obiad. Czasem chodziliśmy na pizzę, czasem do eleganckiej restauracji,
ale najfajniej było, gdy ciocia pakowała jedzonko
i robiliśmy sobie piknik na
podłodze w biurze wujka. Komicznie to wyglądało. Gabinet szanowanego adwokata
madryckiego zmieniał się w plażę. Puszysty kremowy dywan zamieniał się w koc
plażowy. Poduszki z kanapy również
lądowały na podłodze, a my chętnie się na nich kładliśmy. Z Leonem i Diego też
się fajnie dogadywaliśmy.
Z Leonem chyba od początku miałam lepszy kontakt,
może dlatego, że dzieliła nas niewielka różnica wieku, natomiast moje stosunki
z Diego poprawiły się znacznie po dniu, który spędziliśmy razem oglądając
„Króla Lwa”. Załapaliśmy fajny kontakt. Czułam się z nimi wszystkimi jak u
siebie w domu, tak jakbym była z Olgą, Ramallo i moimi kochanymi rodzicami. No właśnie. Jutro
wracają rodzice, a mój pobyt w Madrycie dobiegnie końca. Trudno przyznać się
przed samą sobą, ale będę tęskniła za moim tymczasowym domem, a w szczególności
za chłopakami. W moim domu
w Salamance nie mam wielu koleżanek, ponieważ nie
chodzę do normalnej szkoły, tylko mam indywidualny tok nauczania. Moją
najlepszą przyjaciółką jest Franceska. Mieszka po sąsiedzku,
a przyprowadziła
się wraz z rodzicami z Włoch, początkowo było jej bardzo ciężko bo słabo mówiła
po hiszpańsku i właśnie tak się zaczęło. Dzięki guwernantkom opanowałam włoski
w stopni zadowalającym , więc Fran swobodnie mogła się ze mną porozumieć. Fran
jest bardzo szczera
i otwarta, mimo, że jest trochę starsza ode mnie. Świetnie
się dogadujemy.
Dziś
ich zobaczę. Mimo, że te dwa tygodnie
naprawdę szybko zleciały, bardzo się stęskniłam. Już wczoraj zaczęłam pakować
walizkę. Nie poszło mi to chyba najlepiej, ale przynajmniej moje rzeczy
zgrupowałam w jednym miejscu. Czas oczekiwania postanowiłam spędzić na zabawie
z ciocią i robieniu powitalnych laurek dla rodziców, bo te w ramach
podziękowania dla cioci
i wujka, oraz dla Leo i Diego dawno zrobiłam. Dziś jest
tak jakoś inaczej. Czas jakby się zatrzymał. Wskazówki zegarów stoją w miejscu
robiąc mi na złość. Chłopcy zdążyli wrócić ze szkoły, wujek
z pracy, nawet
obiad zdążyliśmy zjeść. Ich nadal nie ma. Zaczynam się niepokoić. Biegam od
okna do drzwi, od drzwi do okna i tak już od godziny. Jest siedemnasta, a ich
nadal nie ma. Mieli być już godzinę temu. Ciocia uspokaja mnie. Przecież to
Madryt, a nie Salamanca, tu korki są na porządku dziennym. Jednak ja jestem
niecierpliwa i nawet nie przyjmuję do siebie tłumaczeń cioci. Coraz bardziej
mam ochotę się rozpłakać. Dopiero Diego namawia mnie na przechadzkę na pobliskie
lodowisko. Na parę minut zapominam. Nie ważne, że nie potrafię nawet ustać na
łyżwach, ale chłopak próbuje zrobić wszystko bym nie myślała. Cały czas nie
mogę się nadziwić że po tak ciężkich początkach tak dobrze się dogadujemy. To
fajny chłopak. Nie wiele myśląc mówię:
-Diego,
kiedyś zostaniesz moim mężem- chłopak naciąga mi czapkę na oczy i wybucha
nieopanowanym śmiechem.
-Chyba
w Twoich snach Mała. Nigdy w życiu.
-To
się jeszcze okaże.
Około
dziewiętnastej chłopak zdecydował o powrocie. Ja też byłam więcej niż chętna.
Byłam przekonana, że w przytulnym salonie domu Verdasów już są moi kochani
rodzice. Jednak to co zastałam po powrocie, było ponad moje siły. Przypomnę.
Mam dziesięć lat i poniekąd jestem jeszcze dzieckiem, no może młodą panienką.
Nie jestem dorosła, nie ogarniam spraw dorosłych. Ale wracając do meritum. W
salonie zastałam oboje wujostwa. Ciocia siedziała na kanapie i bardzo mocno
płakała. Zaczerwienione policzki i nos, opuchnięte oczy, zmiętolona chusteczka
w dłoni plus stos zużytych na stoliku. Wujek nerwowo przechadza się w te i
spowrotem z całej siły przyciskając
komórkę do ucha. Najbardziej moją uwagę przykuły obrazy pojawiające się we
włączonym telewizorze, mianowicie raz po raz pokazywano zdjęcia moich rodziców.
Fotografie mojej mamy jeszcze z czasów jej występów, oraz te na których widniał
tato i ja.
W
pierwszym momencie nie zauważyli naszego powroty, jednak po chwili wujek
zorientował się, że Diego i ja patrzymy na sceny rozgrywające się w salonie.
Nim się obejrzałam znalazłam się
w ramionach Marcosa. Tulił mnie tak jakby
chciał mnie udusić. Po chwili dołączyła ciocia, nadal płacząc. Nie do końca
rozumiałam co się dzieje, ale nie mogło to być nic dobrego. Jeszcze nie
docierało do mnie, że wszystko to co miało miejsce tego wieczora w salonie tak
znacząco wpłynie na moją przyszłość, moją i ich.
-Gdzie
rodzice? Jeszcze ich nie ma?
-Skarbie
Twoi rodzice nie przyjadą.
-Znaczy
się przedłużyli wyjazd? Kiedy będą.
-Kochanie
twoi rodzice bardzo Cię kochali. Ale …
Jakie ale… nie ma
żadnego ale, chcę żeby oni byli tu i teraz. Wujek posadził mnie na kanapie.
Poprosił też Diego żeby ten poszedł do jego gabinetu i zadzwonił do Leona,
który już dawno powinien być w domu. Ciocia powoli opanowała emocje, przysiadła
obok mnie delikatnie zamykając moje dłonie w swoich.
-Violetta
wiesz, że rodzice pojechali w góry. Wczoraj tuż przed wyjazdem poszli jeszcze
na stok pojeździć. Wtedy wydarzyło się coś bardzo złego. Zjechali ze szlaku. A
później coś się wydarzyło. Ktoś swoją głupotą i nieodpowiedzialnością wywołał
lawinę. Niestety twoi rodzice, oni nie zdążyli uciec. Masy śniegu ich porwały.
Szukali ich bardzo długo. Jednak, gdy ich znaleźli już nic nie dało się zrobić.
Skarbie oni odeszli. Są teraz w niebie i stamtąd będą się tobą opiekować.
Zawsze.
Czuję
jak ramiona cioci znów mnie otulają. Jak to, moi rodzice nie żyją. Co ona mi
próbuje powiedzieć, że już nie wrócą, że ich nie ma. Przecież oni nigdy by mnie
nie zostawili. To jakieś okrutne kłamstwo. Ciocia jeszcze coś mówi, ale nie
słyszę już nic, mój wzrok skupia telewizor na którego ekranie nadal ukazują się
migawki z naszymi zdjęciami. Nie ma ich… zeszła lawina… nie zdołali ich
uratować. Nie. Nie. Nie . To kłamstwo,
okrutne kłamstwo, jak mogli. Czuję czyjąś dłoń na ramieniu. A nawet nie.
To podświadomość, że ktoś mnie dotyka. Ja nie czuję już nic. Odwracam twarz.
Cała zapłakana spoglądam na osobę która przysiada na oparciu kanapy. Diego.
Przytula mnie, płacze razem ze mną. Zsuwamy się na dywan i nagle jestem w
objęciach chłopaka. Moje drobne ciało wstrząsają serie drgawek spowodowanych
płaczem. Łzy płyną nieprzerwanym strumieniem. Nadal brzmią te słowa -nie udało
się ich uratować. Zostawili mnie samą. Wokół mnie panuje kompletna cisza. Żaden
dźwięk nie dociera do mnie, nic. Nie pojmuje tego co mi powiedzieli. Czuje
tylko Diego, który nadal mnie tuli do siebie.
-Diego
zabierz Violę do pokoju. My spróbujemy się jeszcze czegoś dowiedzieć. Skarbie
zaopiekuj się nią, ona bardzo was teraz potrzebuje. Jak wróci Leon przyślę go
do was. Musimy zadzwonić do Ramallo, do Olgi. Musimy wszystko załatwić.
-Dobrze
mamo, ale zaopiekujecie się Malutką.
-Wszyscy
się nią zaopiekujemy.
MADDY tylko się nie denerwuj tym co powiedziała Violetta- pamiętaj ona jest jeszcze dzieckiem:)
MADDY tylko się nie denerwuj tym co powiedziała Violetta- pamiętaj ona jest jeszcze dzieckiem:)