Budzę się i
jest jakoś inaczej. Otulona Jego silnymi ramionami, jestem jak w bezpiecznym
kokonie. Czuję delikatny pocałunek na ramieniu, odwracam się, by spotkać Jego
wzrok. Przygląda się w skupieniu. Czeka. Postanawiam nic nie mówić, a swe
odczucia wyrazić pocałunkiem. Kąciki jego ust unoszą się, obdarowuje mnie
cudownym uśmiechem.
-Dlaczego? – pyta niepewny.
-Czasem warto zaryzykować.
-Wiesz, że trochę się wczoraj zapomnieliśmy, przepraszam,
powinienem pomyśleć.
-Przecież, ja też tu byłam, czy to coś zmienia?- wybuch Jego
śmiechu mnie rozbraja.
-Dla mnie nie, ale w razie czego, będziesz gadać, że złapałem
Cię na dziecko.
-Ja, skąd- teraz to już śmieje się ze mnie tak, że łzy zbierają
mu się w kącikach oczu- nie martw się, jakby co, to będziemy kochać jak swoje.
Moje słowa sprawiają, że jeszcze bardzo
długo nie chciało nam się wstawać, cieszyliśmy się sobą.
Od tamtego
dnia mijają dziś dwa miesiące. On wrócił do swoich spraw, których multum
nagromadziło się podczas jego nieobecności, a ja męczę się ze studentami na
uczelni. Dosłownie się męczę. Bolą mnie nawet włosy i paznokcie. On oczywiście
nie pomaga, śmiejąc się, że narzekam jak sterana życiem osiemdziesięciolatka.
Nie powiem, że mnie tym cholernie wkurza. Zresztą wszystko mnie wkurza.
Dosłownie każda mała pierdoła potrafi mnie doprowadzić do szewskiej pasji. Nie
mówiąc o Nim. No nie mogę sobie wyobrazić, jak mógł wychodząc dziś do pracy
wciągnąć moje kanapki. Jestem totalnie oburzona. Swoje żale postanowiłam w
rozmowie telefonicznej przekazać Fran. Na nią można liczyć- zawsze. Nie dość,
że słuchała mojego wywodu cały czas śmiejąc się to jeszcze na koniec palnęła:
-Zrób test, pewnie jesteś w ciąży.
-Chyba jesteś nienormalna, ja w ciąży, przecież nie jestem
wiatropylna- odezwała się we mnie jędza.
-Nie powiesz, mi chyba, że patrzycie sobie w oczy i trzymacie
się za rączki.
-No jasne Fran, musiałabym być Tobą.
-No proszę, jaka złośliwa, obstawiam, że jednak udało Mu się
zrobić Ci dziecko, najwyższy czas.
-Cholera, ty możesz mieć rację, znając jego szczęście zrobił to
za pierwszym razem, jasna cholera, może faktycznie złapie mnie na dziecko.
Nie
dopuszczałam do siebie tej informacji. Ja w ciąży, to jakaś pomyłka. Mój
instynkt macierzyński od dawna leci na sporym minusie. Ale wtedy nad morzem,
przecież kochaliśmy się zapominając o całym świecie. Co ja głupia wtedy
powiedziałam, że będę kochać jak swoje. Gdzie ja miałam głowę, no tak pytanie nie
na miejscu. Fran może mieć rację. Wciąż chodzę wkurzona, gdzie tam, ja chodzę
wkurwiona na cały świat. Tylko gdy On jest ze mną jestem szczęśliwa, spokojna.
Jem za pięciu, nie mieszczę się w swoje ciuchy, okres mi się spóźnia. I niby ja
jestem ta mądra. Doktorat, jasne, a głupia jak but u lewej nogi. Nagle wybucham
płaczem. Nie mogę się opamiętać. A co jeśli faktycznie jestem w ciąży. Przecież
ja sobie nie poradzę. Jak On zareaguje? On z Jego traumatycznymi przeżyciami. To
się nie dzieje. Siedzę w swoim gabinecie i ryczę jak dziecko, głowa boli jak
diabli. Zaczyna mi dzwonić w uszach, a przed oczami latają mi jakieś dziwne
plamki. Później już nie ma nic. Spokój, cisza. Cisza, którą przerywa czyjś głoś:
- Zostawić Cię na chwilę i już narozrabiałaś.
- Wcale, że nie. A co Ty tu w ogóle robisz i gdzie jesteśmy.
-Wyobraź sobie, że jestem w trakcie bardzo ważnej rozprawy. Mój
telefon dzwoni jak oszalały. Odbieram kiedy rozprawa dobiega końca. Słyszę
spanikowaną Fran, która krzyczy:
-Violetta, padła bez życia , przyjeżdżaj do szpitala.
-Do szpitala? A co się ze mną stało?
-Zemdlałaś. Wygląda na to, że jednak wrobiłem Cię w dziecko-
słysząc to zamieram, ukradkiem zerkam na Jego twarz by móc wyczytać
jakiekolwiek emocję, oznakę zadowolenia lub jego braku.
-Pewnie jesteś zły.
-Co Ty opowiadasz, jestem obłędnie szczęśliwy, martwi mnie
tylko, że mi nie powiedziałaś.
-Nie chodzi o to, że nie chciałam czy coś. Chciałam się najpierw
upewnić.
-Jest problem. Rozmawiałem z lekarzem, który się Tobą opiekuje. Nie
chcę Cię denerwować, ale nie jest dobrze. Do końca ciąży musisz leżeć, a i to
nie zapewni stu procentowej gwarancji, że obędzie się komplikacji.
Czuję jak
napływają mi łzy. Jeszcze przed paroma godzinami zastanawiałam się, czy to aby
dobry pomysł mieć dziecko. A teraz jest mi wstyd, że byłam taka głupia. Pewnie,
że chcę tego dziecka. Oboje chcemy. Zrobię wszystko, żeby było dobrze. Zaczynam
płakać coraz głośniej. Jednak zawsze mogę liczyć na Niego. Siada obok mnie na
łóżku. Przygarnia do siebie. Kiedy czuję jak mnie obejmuję ufam, że wszystko
będzie dobrze, że naszej trójce się uda.
-Kocham Cię. Wszystko będzie dobrze- te słowa docierają do mnie
i przenikają każdą komórkę mojego zmęczonego wydarzeniami dzisiejszego dnia
ciała.
Kolejne dni
to jakaś katorga. Nic nie robienie jest bardzo męczące, gorsze niż intensywna
praca. Jedyne co robię to leżę i meczę mój palec wskazujący przerzucając kanały
w telewizji. Siedzę, siedzę , czekam aż ktoś mnie odwiedzi i znów siedzę. Mój
partner pracuje po osiemnaście godzin dziennie. Proszę, żeby zwolnił tempo, ale
nie. Zwolni jak się dziecko urodzi. Cały czas powtarza, że bierze dwa miesiące
tacierzyńskiego. Kochany, chce mi pomóc w pierwszych miesiącach opieki nad
naszym maleństwem. Uwielbiam kiedy kładzie się ze mną na łóżku, przytula mnie.
Czasem masuje moje obolałe plecy. Co chwilę całuje mój brzuch i do niego gada. Jest
taki czuły i opiekuńczy. Dni mijają
jeden za drugim. Ciągle ta sama rutyna. Lekarz zadowolony jest z przebiegu
ciąży, ale nadal całe dnie spędzam w łóżku. To już początek siódmego miesiąca.
Jeszcze tylko troszkę i będziemy w
trójkę. Ich dwóch i ja. Tak, spodziewamy się chłopca. I już zostałam
poinformowana, że nie mam żadnego wpływu na wybór imienia. Już się boję, co On
może wymyśleć.
Dziś siedzę
w salonie. Zostałam tam zniesiona i zaopatrzona w jedzenie i picie. Dobrze, że
mi pampersa nie założył żebym do toalety nie chodziła. Za parę minut spodziewam
się odwiedzin Fran i Lu. Od rana jestem
jakaś dziwnie poddenerwowana, gdzieś wewnątrz mnie narasta niepokój. Przeczucie
czegoś niedobrego wisi w powietrzu. Nagle zaczynam czuć wielki ból w dole
brzucha. Dziwne skurcze i słabość ogarniającą moje ciało. Czuje też dziwne
ciepło i wilgoć między nogami. Ostrożnie wsuwam rękę. Krew. Cała dłoń jest we
krwi. I nagle jak lawina dzieje się kilka rzeczy na raz. Trzaskają drzwi,
wchodzą roześmiane dziewczyny i widzą mnie na kanapie całą we krwi. Ostatkiem
sił proszę by zadzwoniły po pogotowie. Trwam w zawieszeniu. Mdleję. Z oddali
dochodzą do mojej świadomości głosy syren karetki. Nie czuję już nic. Nic się
nie liczy, a w mej głowie jak echo brzmi zdanie: Ratujcie moje dziecko.
Jak przez
mgłę widzę wnętrze karetki i słyszę ten przeraźliwy dźwięk syreny. Samochód
pędzi, a ja na przemian to tracę świadomość, to ją odzyskuję. Ja się nie liczę
niech tylko walczą o te mała kruszynkę, niech dają jej szansę. Nie wiem kiedy,
a znajduję się na sali operacyjnej. Z wysiłkiem podnoszę powieki. Oślepia mnie
światło lamp zawieszonych nad sufitem. Dookoła trwa nerwowa krzątanina.
Pielęgniarki i lekarze uwijają się jak w ukropie. Mam nadzieję, że zdążą. Moje
maleństwo musi być zdrowe. Ktoś musi zająć się Nim, kiedy mnie zabraknie. Nie
mam wątpliwości, że mój czas nadszedł. Nigdy nie zobaczę mojego maleństwa, nie
zobaczę jak wyrastają mu ząbki, jak stawia pierwsze kroki. Nie będzie mnie przy
nim kiedy pójdzie do przedszkola, do szkoły. Nie będę patrzeć kiedy się będzie
zakochiwał. Jak bardzo żałuję, że nie powiedziałam Mu jak bardzo się cieszę, że
będziemy mieć dziecko, że Go mam, że jestem z Nim szczęśliwa. Zawsze myślałam,
że mam jeszcze czas, że zdążę Mu to wszystko powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że
On i tak to wie. Chcę, żeby kochał naszego synka za nas dwóch. Wiem, że tak
będzie.
Próbuję
skupić swój wzrok na jednym punkcie. Może to pozwoli mi jakoś trwać.
Niefortunnie mój wzrok zahacza się na jednej z lamp. Widzę tam wszystko co się
dzieje. Mój odsłonięty brzuch, cały wysmarowany
czymś brązowym, widzę lekarza jak mnie rozcina. Znów krew, pełno krwi. Ostatnie
co widzę, to moment w którym mój synek przychodzi na świat. Tylko widzę. Słyszę
jakieś krzyki, ale nie jest to płacz. Nie. To nie może się tak skończyć. On
musi zacząć płakać. Błagam chcę usłyszeć jego płacz. Mijają sekundy mam
wrażenie, że to godziny. Ale wreszcie słyszę małego. Teraz jestem spokojna.
Odpływam.
...
Otwieram
oczy. Znajduję się w jakimś ciemnym pokoju. Nie wiem gdzie jestem. Czuję, że
leżę na jakimś łóżku. Mam wrażenie, że ja się obudziłam, że mój umysł się
obudził, ale nie ciało. Wszystko mnie boli. Całe ciało. Jakby ktoś rozerwał
mnie na kawałeczki. Coś ciężkiego leży na mojej ręce, próbuję ją unieść, ale
nie daję rady. Ponownie moje powieki opadają. Jestem bez sił. Zasypiam.
-Jesteś wszystkim co mam. Proszę, chcę Cię mieć przy sobie. Chce
patrzeć jak się śmiejesz, jak się złościsz. Potrzebujemy Cię i Ja i nasze
dziecko. Kocham Cię, proszę obudź się już. Przecież tyle spałaś. Musisz
zobaczyć małego. Ma Twój uśmiech, ale moje oczy. Jest taki maleńki. Proszę,
wróć do mnie, tak bardzo Cię kocham. Już nie będę rozrzucać brudnych ciuchów w
łazience, będę odkładać szklanki do zlewu, kupię Ci nowe skarpetki w serduszka.
Proszę ….
Jak przez mgłę słyszę KOCHAM CIĘ, WRÓĆ DO
MNIE.
I nagle
wszystko wraca. Widzę krew, słyszę dźwięk syreny i w końcu płacz dziecka.
Gwałtownie otwieram oczy. Pokój tonie w świetle słonecznym. Ktoś trzyma moją
dłoń. Odwracam głowę, napotykam Jego zmęczone spojrzenie. Jego twarz.
Zapadnięte policzki, poszarzała cera, zarost, ale wielka radość w oczach.
-Wiedziałem, że się obudzisz.
-Co z naszym dzieckiem?- pierwsze pytanie, które pada z moich
ust.
-Kochanie
nic się nie przejmuj, mały ma się dobrze. Jeszcze kilka dni musi zostać w
inkubatorze, ale wszystko jest dobrze.
-Ile spałam?
-Długo, za długo.
Spałam
prawie miesiąc. W tym czasie neonatolodzy zrobili wszystko by nasz syn rozwijał
się prawidłowo. Na szczęście mimo wielu komplikacji jest dobrze. Mój partner
czuwał na nami dzień w dzień. Był ze mną, był z małym. Z Ignasio, z naszym
synkiem.
Kiedy Go
poznałam nie spodziewałam się, że tak potoczy się nasza historia. Mimo
przeszkód, nadal jesteśmy razem, jesteśmy szczęśliwi. Krzątam się po salonie
sprzątając zabawki porozrzucane przez moich chłopców. Z tarasu dobiegają mnie
radosne śmiechy, przenieśli się by bałaganić w ogrodzie. Wraz z naszymi
znajomymi i ich dziećmi spędzamy cudowne popołudnie. Dokładnie rok temu
wróciliśmy w trójkę ze szpitala. Widzę, że Ignaś wylądował na kolanach u cioci
Fran, a mój partner zmierza w stronę salonu. Patrzę na jego przystojna twarz i
przypomina mi się każda chwila z Nim spędzona. Obrazy zalewają mnie jak szalone.
I te dobre i te złe. Bez Niego jestem nikim. Bez Nich. Uświadamiam sobie jak
długo czekałam myśląc, że gesty wystarczą. Owszem są ważne ale czasem słowa
zmieniają wszystko. Nagle wpadam w Jego ramiona. Czuły pocałunek. Uczucia
zalewają moje ciało jak powódź. Czuję jak moje policzki pokrywa silny
rumieniec. Zawstydzają mnie moje własne emocje. Odchylam się lekko by móc
zajrzeć Mu w oczy. Widzę w nich miłość. Miłość do mnie, do naszego syna. Wiem, że będziemy razem już zawsze,
na zawsze. W jego ramionach zamyka się cały mój świat. W jego oczach błyszczy
moje szczęście. To właśnie miłość. W końcu nadszedł ten czas. Nasz czas.
-Viola, wiesz, jak bardzo Cię kocham.
-Wiem, ja też Cię kocham Diego.
Me
OdpowiedzUsuńCudowny.
UsuńOd samego początku bardzo mi się podobał.
Twój styl pisania jest zajebisty!
Aczkolwiek to, że jest to OS o Dielettcie mnie przeraża.
Nie przepadam za tym parringiem.
Nie kryje tego. Po prostu nie lubię ich jako pary.
Mimo parringu i tak mi się podoba.
Maddy ❤
Cudowny *-*
OdpowiedzUsuńKocham twój styl pisania
Po prostu cudo,nie mam słów kochana 💕
Brak słów :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne :)
Uwieeelbiam :**
Pięknie napisane. Płakałam jak dziecko na ostatnim akapicie.
OdpowiedzUsuńJestem oczarowana tą historią.
Czekam na więcej Twoich cudownych powiadań.
Całusy :*
Cudowny one shot
OdpowiedzUsuńA ja od początku tego os'a wyobrażałam sobie, że to Leon
a potem to się okazuje, że to jednak Diego, trudno
Dla mnie to był Leon, za bardzo go uwielbiam <3
Czekam na kolejne opowiadania
Buziaczki:**
Patty;*
Kochane bardzo dziękuję za pozytywne komentarze. Wiedziałam, że nie przypadnie Wam do gustu zakończenie opowiadania, a jednak wyrażacie opinię i to pozytywne. Nie wiem dlaczego, ale zaczynając pisać, a nawet wcześniej myśląc o tym chcę napisać po prostu nie widziałam tam Leona. Jesteście jednak tak kochane, że następnym razem....
OdpowiedzUsuńCudownie piszesz Ewuniu
OdpowiedzUsuń