piątek, 7 kwietnia 2017

Rozdział XIX- Twoja miłość jak morze gwiazd za dnia...





Od kilku miesięcy- noc w noc. Realna- mniej lub bardziej. Jednak zawsze. Każdej kolejnej nocy. Taki zły, taki zagubiony, wściekle obrażający ją i siebie. Dziś mnie opuściła. Pierwsza noc, pierwszy sen w którym pozostałem zupełnie sam. Powinienem się cieszyć. Jednak nie grozi mi obłęd. Ale czy się cieszę? Nie! Tęsknię. Zastanawiam się dlaczego tak się stało, dlaczego odeszła i czy już na zawsze. Jeszcze kilka dni temu byłbym najszczęśliwszym z mężczyzn, a dziś jestem przepełniony lekiem, że odeszła. Odeszła i zabrała moje serce. Bezimienna istota. Kobieta bez twarzy. Moja kobieta. Moja miłość. Nie, nie przecież to nie miłość !!! Nie można kochać pragnienia, nie można pożądać ułudy. To zjawa, mimo, iż tak realna na zawsze pozostanie tylko zjawą- moją zjawą. Świt przebija się rześkimi promieniami słonecznymi przez ciężkie zasłony w moim pokoju. Leżę bezwładnie rozrzucony na łóżku i myślę. Nie, ja nie myślę, a walczę ze swoimi myślami. Tęsknota, pragnienie, chęć posiadania. Emocje rozsadzają mnie od środka. W uporządkowany świat sennego marzenia wkradł się malutki cień. Rysa. Niby nic nieznacząca, lekkie draśnięcie, malutka zadra, ale jednak. To myśl o wyobrażeniu  oczu mojej sennej ukochanej. Oczy barwy koniaku z bursztynowymi obwódkami. Jej oczy. Nie !!! To niemożliwe!!! Nierealne !!! Nie mogę o tym myśleć !!!



Jedna historia- tysiące ulic i serc Ciągle na nowo
Pełna nadziei, tak wiem
Tak wiele znaczeń,
Które przynosi nam czas
Zamykam oczy,
które tak chciałbym Ci dać*






-Jeśli nie chcesz stracić tych swoich lepkich łap, to lepiej zabierz je z tyłka mojej siostry. Dobrze ci radzę Federico… .
Jedno zdanie, parę słów wypowiedzianych znajomym, naznaczonym lekką chrypką głosem,  zawisa pomiędzy nami. Przed sekundą dzieliła nas tylko warstwa materiału, a w tym momencie mam poczucie jakby dzielił nas ocean. Zastygam, każdy mój nerw spina się na dźwięk JEGO głosu. Co tu dużo mówić, mam przejebane.  Przymykam powieki próbując wyobrazić sobie, że to się nie dzieje. W marzeniach nadal trwam w objęciach tej uroczej szatynki, mojej dziewczyny. Nasze usta są ze sobą ściśle połączone, mój język pieści jej malinowe wargi, muska gorące wnętrze ust, obrysowuje kształt zębów. Nasze ciała ocierają się o siebie nieśmiało wywołując dreszcze podniecenia, ramiona oplatają tak ściśle nasze ciała, a my nie wiemy gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Jednak nie, to już pieśń przeszłości. Atmosfera w ogrodzie w sekundzie staje się upiornie lodowata, a nad naszymi głowami wiszą niczym chmury burzowe słowa bruneta, który wedle wszystkich znaków na niebie i ziemi powinien przebywać w Stanach. Cholerny pech.
- Federico, czy zatraciłeś umiejętność rozumienia w języku hiszpańskim nawet prostych zdań?- drwi ze mnie skubaniec jeden. Muszę wziąć się w garść i pokazać, że się go nie boję. Niestety, nie jest mi to dane. Ostre zdania wychodzące z ust chłopaka zostają zagłuszone przez straszny pisk, który rozsadza mi bębenki w uszach. Natężenie decybeli jak na lotnisku. Oczywiście Mała w lot pojęła, kto jest świadkiem naszego intymnego tête-à-tête w ogrodzie. Nawet nie zdążyłem zareagować kiedy ona wpadła już w jego ramionach, a on kręcił się z nią niczym wariat. Ściska go jak szalona, obejmuje ramionami, składa tysiące pocałunków na policzkach, czole, nosie. Głaszcze jego  włosy, a on szczerze się śmieje, pełną piersią. Znam go tyle lat; tyle lat się z nim przyjaźnię, a po raz pierwszy widzę go autentycznie szczęśliwego. Jego śmiech gości nie tylko na twarzy, jego radość najbardziej widoczna jest w jego oczach, pełnych szczęścia i czegoś jeszcze. Czegoś, co nazwałbym, gdybym nie wiedział jaka relacja ich łączy- miłością. Pierwszy raz nie jestem pewien swego. Intymność tej sytuacji sprawia, że czuję się zażenowany, a moje policzki oblewa rumieniec zazdrości. Paskudne uczucie, o którym nie powinienem nawet myśleć, a co dopiero dopuszczać go do swojego serca. Nie zmienia to faktu, że w moim sercu pojawia się  coś na kształt trwogi i niepewności. Absurd moich myśli uświadamia mi malutka postać w ślicznej różowej sukience stojąca nieopodal mojego przyjaciela. Mały cherubinek z burzą loczków na głowie i przepięknymi niebieskimi oczkami. Czuję wstręt do siebie za moje wcześniejsze myśli. Jednak zazdrość nie jest przyjaciółką mężczyzny. Niedorzeczność moich przemyśleń w  tej sytuacji, uświadamia mi tylko jak wielkim uczuciem darzę tę drobniutką, młodziutką szatynkę.



Będę poznawał twe ciało
dotykiem myśli
delikatniejszym niż
szorstkie muśnięcie palców
będę poznawał cię
centymetr po centymetrze
uczucia i pożądania
dokładniej
niż robią to dłonie*



Kiedy usłyszałam jego głos to… . Tak, to było coś niesamowitego. W jednej chwili zapomniałam o całym świecie. Wszystko przestało istnieć. Nie było pięknej pogody, cudownie świecącego słońca, świeżego zapachu koszonej w ogrodzie trawy. Nie było Federico, jego pocałunków i pieszczot. W tej sekundzie znów stałam się dziewczynką, którą on parę lat temu zabrał na łyżwy, którą tak bardzo pocieszał w najstraszniejszych momentach dziecinnego życia. Wszystko wróciło ze zdwojoną siła. Emocje, uczucia, gniew, złość, tęsknota. Tyle czasu. Kiedy był było cudownie. Byłam bezpieczna, bo on zawsze nade mną czuwał. Później przez głupotę Leona musiał odejść. Mimo, że wiem, że sam chciał, ja zawsze traktuję jego odejście w kategorii MUSIAŁ. Tyle czasu go nie było, a jednak był.  Zawsze w moim sercu. Zawsze, na zawsze to szczególne miejsce zarezerwowane jest dla niego. A teraz jest ktoś jeszcze. Wrócił, ale nie sam. Kiedyś był tak odpowiedzialny za mnie. Troszczył się o mnie każdego dnia i każdej godziny. Teraz ja mogę się odwdzięczyć za każdy nawet minimalny gest świadczący o jego uwadze. Milenka. JEGO córeczka. Mimo, że doskonale zdaję sobie sprawę, że to Leon jest ojcem małej kruszynki, dla mnie ona na zawsze zostanie córką Diego. Nie zmieni tego nikt ani nic. W tym przypadku więzy krwi to nie wszystko. W ich przypadku to MIŁOŚĆ okazała się wszystkim. Uczucie, które wprost wylewa się z oczu chłopaka. Nie. Stop. Z oczu mężczyzny. Ta bezgraniczna miłość, którą darzy dziewczynkę sprawia, że patrzę na niego zupełnie inaczej. Kiedy już należycie się przywitaliśmy Diego momentalnie przyklęknął przy córeczce, a ta od razu objęła jego szyję drobniutkimi rączkami, tak jakby nigdy nie miała go już puścić. Patrząc na tę dwójkę, zrozumiałam, że stanowią realną wizję mojego marzenia. Miłość, kochany mężczyzna, dziecko. Spoglądam na stojącego obok Fede? I miliony pytań zalewają mój umysł. Czy przyszłość i miłość ma jego twarz ?







Kochani, rozdział jeszcze poprawię, bo nie spełnia moich oczekiwań. Wybaczcie wszelkie potknięcia na przykład w składni, czy też w osobach, czy perspektywach w których piszę. Nie zmienia to faktu, że piszę tak jak czuję, więc czasem mogą być zawirowania, ale to cała ja. Ciekawi mnie, czy macie wyobrażenie tego jak potoczą się losy bohaterów, mam cichą nadzieję, że ktoś z czytelników napisze, co myśli. 
Dziś inspiracje rozdziałowi dał zespól Pectus, zespół Varius Manx  oraz wiersz Wojciecha Jarosława Pawłowskiego. 

Pozdrawiam- Eva :) 

BLA BLA BLA ...

Pojawienie si ę jakiegokolwiek autora na blogu po tak d ł ugiej nieobecno ś ci, mo ż e oznacza ć tylko jedno. Koniec bloga. Jed...