sobota, 10 czerwca 2017

Rozdział XX- Ucieczka przed samym sobą






Którą z nas chcesz kochać, którą z nas... .


Krzyk wypełnia pogrążoną  w ciemności sypialnię. Ciężki oddech miesza się  z odgłosem gwałtownie odrzucanego materiału pościeli. Kurwa mać- soczyste, niecenzuralne przekleństwo, przenika ciszę która spowija pokój. Znów te oczy- barwy bursztynu, czekolady, koniaku. Tylko jedna osoba którą znam ma takie oczy. To te oczy- Jej oczy prześladują mnie  w kolejnych sennych wizjach. Wizjach tak rozmaitych. Czułych, erotycznych, namiętnych.  Mógłbym przysiąc, że nawet w tym momencie wyczuwa towarzyszącym im zapach namiętności i pożądania. Z początku niewinne intrygujące, z czasem doprowadzające do obłędu, głodu, pożądania. Zwykłe muśnięcia ust, zastąpione namiętnymi, wyrafinowani pieszczotami.  Nie możliwe, by usta, które z taką starannością pieściły jego wargi, by dłonie które najmniejszym muśnięciem wprawiały go w największą ekstazę, by oczy, które na niego patrzyły, a swą intensywnością sięgały najgłębszych zakamarków jego serca należały właśnie do Niej . Nie! Życie nie może tak okrutnie z niego kpić. Miłość. Miał znaleźć- tą jedyną wyśnioną, wymarzoną. Czym jest człowiek bez miłości? To tylko pusta skorupa, która egzystuje, jednak nie żyje w pełni. Dlaczego los zamierza go skazać właśnie na egzystencje kiedy on tak bardzo chce żyć .








To zdecydowanie jeden z najpiękniejszych dni w posiadłości przy ulicy Stalowych Magnolii dwadzieścia pięć  od dawien dawna. Aby tak było musiał zaistnieć jeden podstawowy warunek. Śmiech- szczery, radosny, bezpretensjonalny. Radość w śmiechu dziecka. Taki dźwięk docierał do uszu wtulonej w siebie pary. Nikt nawet nie podejrzewał, co jest celem ich obserwacji i prowadzonej szeptem rozmowy.
- Lil, to już czas. Czas pozwolić im dorosnąć. Muszą popełniać błędy, ale i muszą uczyć się ponosić konsekwencje swoich decyzji.
- Marcos, oni są jeszcze tacy młodzi.
- Kochanie, wiesz, że to tak nie działa. Pamiętaj co oni zrobili, co dalej robią. Diego to nadal Król Artur broniący poszkodowanych- prawy do szpiku kości, Leon usiłuje być współczesnym Casanovą, a Viola uparła się, by być księżniczką z wierzy dla Federico. Oni muszą dorosnąć.
-Tak mało czasu spędziliśmy z Milenką, nie będziesz tęsknił.
-Będę, ale wiem, że wrócę. A  nasz wyjazd nie zmieni miłości jaką ich darzę. Nigdy.
-Powiedz choć, że dobrze robimy. Zapewnij mnie.
-Kochasz mnie?
-Marcos, co to za pytanie?
-Kochasz Lil?
- Tak, kocham.
-Ufasz mi?
-Tak, ufam, przecież wiesz, że tak.
-Więc rozumiesz, że musimy odejść. Pozwolimy im dorosnąć.
-Jesteś taki pewien.
-Bo wiem, że wrócę. Bo kocham ich całym sobą.
-Marcos, jak udało ci się sprowadzić Diego do domu.
- Lili, to nie jest ważne. Najważniejsze, że on i Milenka są tam gdzie powinni być. Ten dom, to ich miejsce.
-Nie powiesz mi?

-Myślę, że nasz syn sam Ci to powie. Kiedyś… Teraz jeszcze nie jest gotów, a nawet sam nie zdaje sobie sprawy…





Cholera jasna. Nic innego nie przychodzi mi w tym momencie do głowy. Violetta ogarnij się! Nie ! Violetta, nie mów sama do siebie, to oznaka szaleństwa. Druga w nocy, a ja ciskam się od ściany do ściany. Tłukę się jak dusza po czyśćcu. Przecież ten dzień zapowiadał się naprawdę miło. Od chwili w której uchyliłam powieki miało być miło i sielankowo, więc co się wydarzyło. Chyba coś mi umknęło. Violetta! Opamiętaj się! Musisz z kimś porozmawiać. Nie duś tego w sobie. Tak! Violetta, gadasz sama z sobą. No, ale na ten moment w pokoju prócz ciebie nie ma nikogo inteligentnego. Wszystko wina tego cholernego żółwia, który dziś spędza noc w pokoju Milenki.  Cholerny gad, nigdy go nie ma, kiedy jest potrzebny. Dobrze! Violetta, nie płacz nad rozlanym mlekiem, weź jakieś tępe narzędzie do ręki i zamorduj kogoś- ulży ci. Wróć do momentu kiedy zadzwonił budzik, a ty wstałaś. Nic szczególnego. Żadnych planów na ten dzień. Nic prócz pracy na etacie niańki Mili. Diego- praca, Leon- Bóg raczy wiedzieć gdzie, Fede- poza granicami Hiszpanii; w trakcie drogi powrotnej. Do rzeczy. Krok po kroku. Poranek- słoneczny, ciepły. Odliczałam czas do powrotu Fede. Marzyłam tylko o tym by móc spędzić godziny w zaciszu mojego pokoju- wtulona w jego silne ramiona,  by móc ponownie poczuć zapach jakże znajomego ciała, by smakować jego czułe pocałunki, delektować  się słodyczą oddechu , owiewającego moją skórę. Jednym słowem miałam ochotę pomigdalić się z moim facetem. Standard w porannym  postępowaniu- prysznic, wybieranie ubrania, czesanie, makijaż. Dalej batalia z małym tornadem zwanym Milena. Wojna o wstanie z łóżka; kompanie się, które dla małej kruszyny jest wielkim dramatem, godzinne zastanawianie się jaka sukienka będzie odpowiednia dla małej księżniczki( to wszystko wina Diego, który przy pomocy cioci i Olgi rozpuścił ją do granic możliwości), śniadanie, czytanie książeczek, oglądanie bajek. Na tym etapie nadal nic nie zapowiadało katastrofy. Pierwsze znamiona wielkiej tragedii w trzech aktach zaczęły pojawiać się z chwilą przybycia do domu Leona, który był w iście imprezowym nastroju. Dosłownie nosiło go. Niby wrócił ze spotkania z Fran, ale był dziwnie rozdrażniony i rozkojarzony.  Jak zwykle udawał, że nie dostrzega Milenki, która na przekór wszystkiemu i wszystkim garnęła się do „wujka” ilekroć ten pojawił się na jej horyzoncie. Stosunek Leona do małej to temat tabu. Choć trudno pojąć jak można być takim dupkiem. Jego dziecko, cudowna mała dziewczynka biega po jego domu, radośnie się śmieje, rozrabia, psoci, wypełnia sobą życie każdego z domowników, a on pozostaje nieczuły. Jaki z niego człowiek, jaki mężczyzna, który pozwala by jego dziecko nazywało ojcem kogoś innego. Złość na chłopaka powoli wypełnia każdą komórkę mego ciała. Jak tak można. Do tego dochodzi wściekłość na całe otoczenie, bo to w końcu my warunkujemy jego zachowanie. Nikt z nas nie ma odwagi powiedzieć DOŚĆ. Moje rozmyślania przerwało pojawienie się Diego. Chłopak, a tak właściwie już mężczyzna na nowo układa sobie życie w rodzinie, teraz nie jest tylko on, ale i jego córeczka, która owinęła sobie go wokół małego paluszka. Patrząc na nich zastanawiam się czy taki właśnie będzie ojciec moich dzieci. Czy w jego oczach będę widzieć choć część tej miłości, którą widzę w oczach Diego. Zastanawia mnie, czy to w oczach Federico będę widzieć tę miłość. Poświęcił wszystko dla Milenki, ale i dla Leona. Czasem próbuję poukładać, jakoś skatalogować te uczucia, które wyzwala we mnie ta trójka: Diego, Leon i Milenka. Odnoszę wrażenie, że to co się dzieje, do czego my wszyscy na czele z wujostwem dopuściliśmy, dzieje się jakby poza mną. Czuję to tak jakbym była świadkiem, widzem na sali kinowej, biernym obserwatorem, a nie czynnym uczestnikiem wydarzeń. Staram się robić wszystko by uzyskać stan normalności. Mam wrażenie, że to co robię, to takie ciche podziękowanie za to, że byli i są moją rodziną.

Jako, że dzień był słoneczny, wszyscy przenieśliśmy się na taras. Każdy znalazł sobie zajęcie. Olga udawała, że nie namawia na wspólne wyjście Ramallo, Diego grzebał coś w komputerze słuchając jednym uchem tyrady Leona, Mili chlapała wodą z malutkiego baseniku w którym taplała się od dłuższego czasu, ze śmiechem patrząc na swoje coraz to bardziej pomarszczone paluszki u rączek i nóżek. Ja zawzięcie wysyłałam wiadomości do Fede, otrzymując w zamian treści, które sprawiały, że moja twarz była purpurowa i to nie ze względu na panujące tego dnia gorąco. I tym sposobem nie wiadomo jak, stanęło na tym, że jak tylko Fede wróci wybierzemy się razem na dyskotekę. Pod pojęciem razem rozumiem ich trzech i ja. Gdybym miała choć cień podejrzenie czym skończy się ta eskapada, żadna siła by nie zmusiła mnie do wyjścia. 
Popołudnie minęło niepostrzeżenie na słodkim lenistwie. Mili padła zmęczona w objęciach Diego, Leon szykował się do wyjścia jak panienka na pierwszą randkę, a ja postanowiłam zrelaksować się przy mrożonej herbacie i mojej ukochanej książce. Po raz kolejny wraz  z Elizabeth zakochałam się w panu Darcym. Znów marzyłam o takim uczuciu jakie połączyło bohaterów powieści. Pogrążona w marzeniach nie zauważyłam osoby, która z wielką intensywnością przyglądała mi się, stojąc w ledwo uchylonych drzwiach. Dopiero subtelne muśnięcie, które połaskotało mój policzek, wyrwało mnie z miłosnego letargu. Usta opuściło westchnienie pełne zaskoczenia, ulgi, ale i pragnienia. Nagle mój nos wypełnił jakże znajomy zapach, ciało znalazło się w silnych, bezpiecznych ramionach. Usta zatonęły w słodkiej pieszczocie. Delikatne, czułe, żądające, miękkie. Jego usta. Tak całuje tylko Fede. Tak jakby ten pocałunek był jedynym, który nas połączy. Pocałunek z delikatnej pieszczoty, przerodził się w miłosną obietnicę rozkoszy na którą oboje nie jesteśmy jeszcze gotowi.
-Wróciłeś.
-Tęskniłaś.
Zsynchronizowani jak wskazówki zegara, zaczęliśmy się śmiać. Jednocześnie przytulając się i ciesząc swoją bliskością. Trwałam w bezpiecznych ramionach mojego chłopaka, dręczona jakimś złym przeczuciem, które ugadzało we mnie jak drobinka piasku pod bosą stopą. Niby zbyt ci nie przeszkadza, ale jest i wprowadza cię w stan irytacji.
-Słyszałem, że zacieśniamy dziś więzy rodzinne, na wspólnej imprezie.
-Nawet mi nie mów. Na samą myśl o kombinacji Leona, Diego i alkoholu w jednym miejscu i czasie ciarki pokrywają całe moje ciało.
-Wolałbym by twoje ciało pokrywały ciarki z innego powodu- cały Federico, dwuznaczna wypowiedź, szelmowski uśmiech i usta obsypujące delikatnymi muśnięciami moją szyję.
W tamtym momencie nadal nie paliła się żadna czerwona kontrolka. Z pozoru wszystko było w jak najlepszym porządku. Milenka pod opieką dziadków, Olga z Ramallo w teatrze na Śnie nocy letniej, Diego z Leonem wyszykowani, oboje przystojni pewni siebie, ja w ślicznej czarnej sukience w ramionach ukochanego. Muzyka w klubie osiągała niebotyczne granice  wysokości decybeli, powietrze było ciężkie od zapachu alkoholu, perfum, ciał. Ale nawet to nie mogło mi przeszkodzić w świetnej zabawie. Czułam na sobie zazdrosne spojrzenia zarówno młodziutkich dziewczyn jak i dojrzałych kobiet. Z lekceważeniem lustrowały moją osobę, by po chwili uciec wzrokiem na któregoś z moich towarzyszy. Ich oczy nie wyrażały nic, poza najczystszym pożądaniem. Czułam się trochę nieswojo. Mnie jednak nadal daleko jest do tego by wcielać się w postać kobiety fatalnej. Jednak byłabym kłamczuchą gdybym nie powiedziała, że czułam się wyjątkowo w towarzystwie mojej obstawy. Kolejne kawałki przetańczone w ramionach „moich” przystojniaków. Patrząc z boku nie mogłabym się nadziwić, że ze mnie taka lwica parkietu. Widocznie tego mi było trzeba. Czas na zabawie przelatywał jak woda przez palce. Przez chwilę byłam sama, tylko muzyka parkiet i ja. Fede zniknął w toalecie, Leoś i Diego sączyli swoje drinki gdzieś z drugiej strony baru, osłonięci ścianą filaru.
Kołysałam się delikatnie w takt romantycznej ballady myśląc, nad tym, że mimo wszystko należę do grona szczęśliwców. Jestem młoda, zdrowa. Mam rodzinę, pasję, przyjaciół, miłość chłopaka, którego również ja darzę uczuciem. Moją samotnię pośród tłumu zakłóciło nadejście Leona. Mimo panującego na sali gorąca, moje ciało spowiło się chłodem. Coś było nie tak. Jego wzrok, ruchy- sama nie wiem, co wzbudziło mój niepokój. Nagle poczułam się w jego towarzystwie bardzo, ale to bardzo nieswojo. Zaczęłam się nerwowo rozglądać za Fede tym bardziej, że Diego też zniknął mi z oczu. Spróbowałam, jakby nigdy nic, rozpocząć rozmowę. Przecież to Leon. Przy nim absolutnie nic mi nie grozi. Jest  jedną z tych osób, za którą poręczyłabym wszystkim co mam. Nagle jego ramiona oplotły moją talię. Zdążyłam odnotować, że jego ciało ociera się uwodzicielsko o moje, a usta niebezpiecznie szybko zbliżają się do moich w geście pocałunku. Zareagowałam instynktownie. Moja ręka szybko powędrowała w górę. Jego usta zamiast spocząć na moich, napotkały opór mojej wilgotnej dłoni. Niezrażony tym gestem puścił mnie tak nagle jak objął, odwrócił się na pięcie i z drwiącym uśmieszkiem zniknął w roztańczonym tłumie. Przez dłuższą chwilę trwałam w bezruchu, nie rozumiejąc tego, co się właśnie stało. Chłopak, który jest mi jak brat, chciał mnie pocałować. Po co? Dlaczego? Adrenalina uderzyła we mnie gigantyczną falą, zalewając jednocześnie uczuciem złości, zmieszania, zażenowania. Chłodne do tej pory ciało zalała fala gorąca. Ciało pokryła warstwa potu, a oczy zaczęły mnie podejrzanie piec. Dotknęłam delikatnie ust. Tak niewiele brakowało. Zaczęłam nerwowo pocierać dłoń na której spoczywały usta Leona. Czułam na niej ich palący dotyk. Nagle zapragnęłam znaleźć się w mojej przytulnej łazience i szorować tę dłoń wszystkimi dostępnymi środkami. Coś, co uznawałam za pewnik, runęło jak domek z kart. Nogi  same poniosły mnie w stronę, gdzie przez chwilę mignęła mi sylwetka Diego. Szłam jak w transie rozpychając tańczący tłum. Przez moją głowę przelatywały miliony myśli. Ich natłok rozsadzał mi czaszkę. Co z nim jest nie tak, że potrafi zniszczyć każdą świętość. Nie, dla niego nie ma żadnej świętości. Co on chciał zrobić, jak mógł? W ogłuszającym hałasie usłyszałam delikatny szept tuż przy moim uchu.

-Mała co się dzieje?- uniosłam oczy tylko po to, by zatonąć w czekoladowym spojrzeniu. Ciepło oddechu muskało płatek mojego ucha, opuszki palców delikatnie pieściły nagą skórę ramienia. Przez sekundę zaległa wszechobecna cisza. Kiedy ponownie wrócił dźwięk w moim ciele, tkwiłam zamknięta bardzo szczelnie w ramionach Diego.
-Źle się czuję.
-Znajdę chłopaków i wracamy.
-Tylko Fede, Leon ma inne plany.
-Dobrze. 

Parę minut wcześniej

Siedzimy przy barze i popijamy kolorowe drinki. Kto by pomyślał, że życie dziewiętnastolatka  może być takie ekscytujące. Zero zobowiązań i wieczne "carpe diem". Rozszalały tłum tańczy obok nas, a zapach rozgrzanych ciał unosi się w powietrzu. W tym momencie czuję się jedyny. Jedyny, wygrany.
Diego siedzi obok mnie i wpatruje się w swoje piwo oczywiście bezalkoholowe. Minę jak zwykle ma znudzoną. Nic dziwnego, że nadal żadna dziewczyna nie ma odwagi by do niego podejść mimo, że wiele z nich z zaciekawieniem spogląda w jego stronę. W pewnym momencie odzywa się.
-Wcale nie jesteś zainteresowany.
-Co? - pytam bo nie za bardzo go zrozumiałem.
-Nic, bracie. Nic - śmieje się z goryczą.
-Ach. O to ci chodzi. Chyba się umówiliśmy prawda? W końcu zawsze będę twoim młodszym braciszkiem - uśmiecham się pewnie chcąc obrócić sytuacje w żart.
-Jasne. Dlatego to tobie przypadł przywilej popełniania błędów?
-Ty za to za każdym razem mnie uratujesz.
-A kto uratuje mnie?
-Ten zaszczyt zostawiam Violettcie - zaśmiałem się i spojrzałem w stronę dziewczyny.
Rozpromieniona kołysała się delikatnie w rytm muzyki niedaleko baru. Wstałem i pewnym krokiem udałem się w jej stronę. Rzuciłem przelotne spojrzenie za siebie. Dostrzegłem Diego odprowadzającego mnie wzrokiem. Czując, że mogę wszystko. Podszedłem do Violetty. Dziewczyna uśmiechnęła się na mój widok.
-Leon, wreszcie się ruszyłeś. Szkoda zmarnować tak fajny wieczór.
-Racja. Widzę, że ty wykorzystujesz go w pełni- zaśmiała się.
 Dalej tańczyła obok mnie, zachęcając mnie abym też zaczął. Poczułem nagle przypływ adrenaliny, spojrzałem na nią inaczej. Jednym ruchem przyciągnąłem do siebie i chciałem wpić się w jej usta. Dziewczyna jednak odepchnęła mnie. Chwilę pokrzyczała, ale tak naprawdę nic sobie z tego nie zrobiłem.
Wróciłem do baru. Mój brat pogrążony był w zażartej dyskusji Federico. Przez chwilę zastanawiałem się czy przyszli tu bawić się, czy rozmawiać przekrzykując bębniącą muzykę. Wypiłem jeszcze jednego drinka, rozglądając się dookoła. Wpadła mi w oko pewna dziewczyna. Ładna, zgrabna, długie włosy. Tańczyła w tłumie. I to sama. Dopiłem to co zostało w szklance i ruszyłem na parkiet. Podszedłem do owej nieznajome, która od razu złapała ze mną kontakt. Zaczęliśmy razem tańczyć, co chwila ocierając się o siebie. Widać było od razu, że nie jest to osoba pokroju niewinnej Violetty. Muzyka zdawała się być coraz głośniejsza. Zrobiło mi się gorąco. Nie potrafię określić momentu, w którym ja i piękna brunetka zaczęliśmy się całować. Nie było w tym krzty uczucia. Po prostu całowanie; wymiana DNA. Ale za to jaka satysfakcjonująca. Chociaż do końca sam nie wiedziałem z czego tak się cieszę. Po dłuższej chwili oderwałem się od niej by zaczerpnąć powietrza, uniosłem wzrok gdzieś ponad jej głowę…

Francesa...





Zatrzymaj się na czas,
Dobrze zastanów, zanim coś powiesz
I z siłą najcięższych dział tym jednym słowem
Cały nasz świat zetrzesz w pył.
I dzieli nas już najlitsza ze ścian.

czwartek, 1 czerwca 2017

Powroty



Kochani.  

Zniknęłam na bardzo, bardzo długo. Obowiązki zawodowe wypełniły mi każdy dzień ostatniego miesiąca. Jest to niestety dosłowne stwierdzenie, a nie przenośnia. Szczęście takie, że już wszystko wraca do normy, więc powracam do moich bohaterów- uroczej Violetty, szalonego Leona i szarmanckiego Diego. Strasznie ich zaniedbałam. Plany przedstawiają się następująco- przypomnimy sobie ostatnie rozdziały, a za parę dni ruszamy z nowum, którego zwiastun mogliśie przeczytać. Nowy rozdział- cóż? Może niejednego zaskoczyć.


Ściskam mocno Eva 

BLA BLA BLA ...

Pojawienie si ę jakiegokolwiek autora na blogu po tak d ł ugiej nieobecno ś ci, mo ż e oznacza ć tylko jedno. Koniec bloga. Jed...