czwartek, 29 grudnia 2016

Opowiadanie :)



Gorzko- słodkie wspomnienia



Zanim zrozumiesz, jak
bardzo kochałeś ją,
zanim pobiegniesz kupić czerwone wino –
ona zapomni, zapomni już świat twych rąk.
Zanim będziesz próbował
odkupić ją za słowa –
zobaczysz, jak na drugim brzegu rzeki
spokojnie, spokojnie, spokojnie stoi z nim.
Varius Manx, Zanim zrozumiesz


Cztery białe ściany, sufit, podłoga. Klatka. Łóżko, a pośrodku ja. Nie ma plaży, powiewającego delikatnie wietrzyku, ciepłych słonecznych promieni. Zatarł się smak zielonego piwa, smak jego ust. Coraz bledszy, coraz mniej wyraźny, jednak wciąż wystarczający…
         Słyszę uspokajający szum morza. Odgłosy mew, warkot silników przy kutrach. Wiatr wiejący od morza delikatnienie owiewa moją twarz, susząc miliony łez. Kim jestem? Co tu robię? Jak się tu znalazłam? To dłuższa historia, chodź może jednak nie taka długa. Początek był wręcz bajkowy. Tamtego dnia nic nie zapowiadało, że będzie padać. Ani jednej chmurki na pięknym, lazurowym niebie. Jednak pech, to pech. Oczywiście ulewa musiała spotkać mnie w centrum miasta. Bez parasolki, płaszcza, czy choćby możliwości złapania taksówki. Dlaczego musiało spotkać mnie to właśnie dziś. W każdy inny dzień, ale nie w ten. Ten miał być najważniejszy w mojej aktorskiej karierze. Spieszyłam na spotkanie z reżyserem filmu w którym miałam wystąpić. To była wielka szansa i olbrzymi krok w mojej karierze. Bez castingu i zbędnych rozmów otrzymałam rolę na którą niejedna aktorka pracowała latami. Teraz na spotkanie z Leonem Verdasem pójdę wyglądając, jak zmokła kura. Nic ostatnio nie idzie po mojej myśli. Paparazzi śledzą każdy mój krok. Od momentu ujawnienia obsady „Nędzników”, nie ma dnia, by te hieny nie czatowały pod moim domem. Mam czasem wrażenie, że otwierając drzwi łazienki zastanę tam błyskające flesze aparatów. Jeden osobnik uwziął się na mnie tak bardzo, że bałam się wystawić nos za drzwi własnego domu. Federico Maldini prawdziwy magik wśród fotoreporterów. Jego zdjęcia zdobią okładki wszystkich możliwych szmatławców w tym kraju. Jest dobry, a nawet bardzo dobry w tym, co robi. Już widzę moje zdjęcie jutro i te nagłówki  „Miss mokrego podkoszulka Violetta Castillo na placu głównym Madrytu”
Jednak zakładany przeze mnie scenariusz, najczarniejszy z możliwych nie sprawdził się. Do spotkania doszło i było świetnie, a Leon okazał się być super facetem. Super reżyserem. Wiedział dokładnie co chcę zrobić i czego ode mnie wymaga. Najgorsze było to, że od pierwszego momentu wpadł mi w oko. Myślę, że ja jemu też się spodobałam. Nie jako aktorka, która ma grać główną rolę w jego firmie, ale jako kobieta. Był tylko jeden problem. Bardzo poważny. Leon był żonaty. Jego żona Lilly Sanchez jedna z najbogatszych kobiet na świecie. Piękna, mądra, bogata. Miała wszystko to, o czym ja tylko mogłam marzyć. Mogłam zakodować sobie w głowie, że on jest nie dla mnie. Jednak los lubi spłatać nam figla. Moje postanowienie było niemożliwe do zrealizowania, gdyż najzwyczajniej w świecie zakochałam się w nim. Młoda, głupia, naiwna, zakochana.  Zresztą on też nie był lepszy. Czułe muśnięcia dłoni, ciągle szukanie mojej osoby, ukradkowe pocałunki. Spacery w świetle księżyca na których recytował najpiękniejsze słowa miłości. Tak to się zaczęło. Bardzo prozaicznie, bardzo zwyczajnie. Tylko czy taka historia miała przyszłość. Każdy powie od razu, że nie. Nawet ja sama, po takim czasie mogę tak powiedzieć. Dlaczego się za to zdecydowałam? Dlaczego siedzę sama nad brzegiem morza i płacze wniebogłosy? Pytania padają, jednak wciąż brak odpowiedzi. Podobnie jak nasze pierwsze spotkanie, rozstanie było sekundą; a może wiecznością. To była jedna chwila. Jeden moment. Zakończyliśmy kręcenie filmu, zakończyliśmy promocję, spotkania z widzami. Odnieśliśmy sukces. Stwierdził, że musi pojechać na chwilę do Stanów. Mówił, że musi załatwić swoje sprawy. Rozwiedzie się z żoną i  będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ja naiwna wierzyłam w każde jego słowo. Cokolwiek by nie powiedział, ja wierzyłam, że to prawda Jednak tak nie było. Kiedy wyjechał to już na dobre, już nie wrócił. Okazało się, że kręci kolejny film, kolejny scenariusz, z kolejną aktorką. Szukałam kontaktu. Dzwoniłam, pisałam, byłam w stanie pojechać do niego. Zresztą tak też zrobiłam. Tylko, że to nasze spotkanie… Szkoda gadać. Zachował się tak jakbyśmy się nigdy nie znali. Tak, jasne przywitał się ze mną w końcu realizowaliśmy wspólnie film, spotykaliśmy się na planie, na promocjach. Dla niego  byłam prostu obcą osobą. Kiedy myślałam, że to najgorsze, co może mnie spotkać, wydarzyło się coś jeszcze. Mianowicie moja menadżerka nalega żebym regularnie wykonywała wszystkie badania. Tak więc standardowo i tym razem poszłam. Badanie krwi, laryngolog, ginekolog; wszyscy specjaliści w jednym w dniu. Po paru dniach, kiedy w jakimś stopniu pogodziłam się ze stratą Leona, kiedy uświadomiłam sobie, że byłam chwilową rozrywką poproszono mnie o przyjazd do kliniki. No niestety mój lekarz nie miał dobrych informacji. Malutki pieprzyk na ręce okazał się zmianę nowotworową . Pierwsza reakcja niedowierzanie. Przecież, to nie może być prawda. Nie dość, że zostawił mnie mężczyzna którego kochałam, bądź wydaje mi się że kochałam, to jeszcze choroba. Zbyt wiele rzeczy w jednym momencie spadło na mnie. Przytoczyło mnie to wszystko tak bardzo, że nie potrafiłam odnaleźć w tym siebie. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, absolutnie nie potrafię powiedzieć jak to się stało, że pojechałam na lotnisko i poprosiłam o bilet na pierwszy lepszy samolot. Tym sposobem siedzę sobie na plaży w Polsce. Kompletnie nie wiem w jakiej miejscowości, ale czuję się cudownie. Jestem tu anonimowa. Nikt mnie nie zna. Nie ma żadnych fotografów, żadnej okładki gazet ze mną w roli głównej. Jestem tylko ja. Myślę nad tym, co zrobić dalej. Czy mam siły żeby walczyć. Czy ten wynik badania to wyrok, a może jest dla mnie jakaś nadzieja. Przecież tyle rzeczy jeszcze przede mną.
Nagle moją samotność zakłóca pojawienie się pewnej osoby. Po prostu nie wierzę. Nie, to jest niemożliwe. To się nie dzieje. Kompletna katastrofa. Cały świat, tyle miejsc, miejscowości, wiosek, kurortów. Świat nie jest, aż tak mały bym musiała spotkać właśnie jego. To katastrofa, trzęsienie ziemi, huragan; wszystkie nieszczęścia w jednym. Plażą na której spokojnie sobie siedzę podąża jakby nigdy nic z aparatem  przewieszonym przez ramię Federico Maldini. Wróg publiczny numer jeden. Przecież to jest niemożliwe żeby wiedział gdzie jestem, ja sama dokładnie nie wiem. Jednak przypadki istnieją. Przecież mogłam spotkać każdego, ale nie jego. Dobrze, może mnie nie zauważy. Jednak nie…
-Boże kogóż moje oczy widzą, Violetta Castillo na plaży w Darłowie, dziewczyno, co ty tu robisz. Czy ty mnie śledzisz?
-Błagam cię Federico. Nie wiesz, co mówisz. To chyba ty przyjechałeś tu za mną. I co, znowu zrobisz mi zdjęcia. Będą mieć mega wzięcie, sporo zarobisz kiedy pokażesz jak siedzę na plaży i płaczę, bo facet mnie zostawił, bo się okazało że znowu jestem tą drugą. No dalej masz aparat. Proszę bardzo, możesz napstrykać tyle zdjęć ile tylko dusza zapragnie. Znowu będzie o tobie głośno.
-Co ty, Violetta nie wygłupiaj się. Jestem tu prywatnie, a nie zawodowo i nie zamierzam robić ci żadnych zdjęć.
-No popatrz jaki nagle jesteś szlachetny. Masz niebywałą okazję. Co nie wykorzystasz tego?
-Mówię ci że jestem tutaj prywatnie, a jak jestem prywatnie to nie zamierzam robić żadnych zdjęć nawet tak wielkiej gwieździe jaką jesteś ty. Poza tym jest mi trochę ciebie szkoda. Myślałem że wcześniej zorientujesz się że dla Leona jesteś tylko zabawką, chwilowym kaprysem. Niestety znam go troszeczkę i wiedziałem, że prędzej czy później się to tak skończy. Mogę cię pocieszyć tylko jednym. Myślę, że on naprawdę cię kochał.
-Tak jasne. Tylko, że pieniądze kochał bardziej.
-Myślę, że to jest o wiele bardziej skomplikowane. To, że cię zostawił to najgorsza decyzja jaką mógł podjąć, ale to on stracił. Nie powinnaś absolutnie się tym przejmować, po prostu żyć. Jesteś świetną osobą.
 -Wiesz, co Federico. Gdyby ktoś mi to opowiadał nie uwierzyłabym. Ty jesteś taki empatyczny, martwisz się mną.
-Violetta znasz mnie ze strony zawodowej. Tak naprawdę nigdy nie mieliśmy okazji pogadać. Poznać się. Myślę, że czas to naprawić. Chodź pójdziemy na piwo.
-Na co?
- Na piwo. To taki popularny napój tutaj, zwłaszcza nad morzem. Jest taka fajna knajpka w której podają świetne zielone piwo. Co ty na to?
 Patrzę na jego wyciągniętą rękę i zastanawiam się czy zaryzykować. Spotkało mnie tyle rzeczy, przeważnie tych złych. Serio już gorzej być nie może, co gorszego od nowotworu może mi się przytrafić. Decyzja o pójściu z Federico na piwo była jednocześnie najlepszą i najgorszą decyzja jaką w życiu podjęłam. Była chyba gorsza nawet niż związek z Leonem. Federico okazał się świetnym facetem. Pełnym poczucia humoru, empatii, pasji. Potrafiliśmy godzinami gadać na milion tematów. Mieliśmy wspólne zainteresowania, lubiliśmy tą samą muzykę, filmy; mieliśmy podobne gusta co do sztuki. Podczas rozmów Federico wyjawił mi jakim cudem znalazł się w tym samym miejscu co ja. Mianowicie przygotowywał album dla National Geographic na temat klifów i plaż w Polsce. Pokazał mi zdjęcia, które wykonał oraz przedstawił plany, które musi jeszcze zrealizować. Dni mijały niepostrzeżenie. Każdy kolejny zbliżał nas do siebie. Z zaciętych wrogów, którymi byliśmy, nagle staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Rozmawialiśmy o wszystkim, nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Nawet troszkę lepiej zaczęłam rozumieć to, dlaczego się tak zachowywał. Dlaczego ciągle robił mi zdjęcia. Chociaż nadal nie mogę uwierzyć w to tłumaczenie, że po prostu chciał zwrócić moją uwagę na siebie. Nie powiem, że mi to nie pochlebia. Aczkolwiek nadal nie mogłam zrozumieć dlaczego tak fajny facet mógłby się mną zainteresować. Uczucie do Leona troszeczkę ograniczyło moje pole widzenia. Liczył się tylko on i nikt więcej. Dziwne jest tylko to, że niby tak bardzo kochałam Leona. Jakoś nie bardzo mi go brakuje, bardziej cieszę się, że cała ta sytuacja się wyjaśniła między nami. Kiedy nie widzę się z Federico jednego południa ponieważ musi gdzieś pojechać, zrobić zdjęcia, najzwyczajniej na świecie za nim tęsknię. Jesteśmy przyjaciółmi. To taki oklepany, banalny frazes. Przecież przyjaźń między facetem, a kobieta nie istnieje. Prędzej czy później, coś nie wypali. Ktoś zacznie kogoś darzyć uczuciem. Przyjaźń zmieni się w fascynację, zainteresowanie. Boję się, że właśnie między nami to się dzieje. Jednak mimo wszystko nie potrafię się przełamać. Nie mogę mu tego zrobić. Widzę, że mu na mnie zależy. Jednak wciąż tkwi we mnie świadomość, że na dnie mojej torebki spoczywa mała, biała koperta, która być może jest wyrokiem który podpisał na mnie ktoś u góry. Myślę, że nie mam prawa obarczyć Federico tą wiedzą. Poza tym nie chcę, by ktoś był ze mną z litości. Pragnę być z mężczyzną, który będzie mnie kochał dla mnie samej. A nie się nade mną litował i był ze mną dlatego, że jestem chora. Wszystko to uświadomiło mi, że być może uczucie którym darzyłam Leona to nie była miłość, a raczej fascynacja. Mężczyzną starszym, przystojnym, sytuowanym, mądrym. Taka relacja mistrz i uczennica. A co do Federico, to sprawdziło się powiedzenie, że nienawiść i miłość dzieli bardzo cienka granica. Nasz przypadek doskonale to obrazuje. Wystarczy, że spędziliśmy ze sobą trochę czasu, poznaliśmy się lepiej, daliśmy sobie szansę i zakochaliśmy się w sobie. Bo myślę, że to jak zachowuje się w stosunku do mnie Federico to właśnie miłość.



Ktoś może ty a może ja
Może tylko dola zła
Chce nam siebie odebrać
Ktoś ma dziś dla nas obcy wzrok
Naszą prawdę chce nam wziąć
I wierność
Ktoś nie wie o nas jeszcze nic
Że nam smutno że nam wstyd
Choć się nie przyznajemy
Ktoś kogo nie znasz ty i ja
To co zabrał może dać
Nie wiemy
Anna Jantar, Zbigniew Hołdys, Ktoś między nami

Jesteśmy tutaj od miesiąca, a nasza relacja uległa nieprawdopodobnie szybkiemu rozwojowi. Nieśmiałe spojrzenia, czy dotknięcia zastąpiło trzymanie się za ręce. Pocałunki, uściski, pieszczoty. Zostawiłam za sobą wszystko co złe. Nie myślę ani o chorobie, ani o Leonie. Ani o niczym innym. Jest tylko tu i teraz. Liczy się tylko i wyłącznie Federico i nasza relacja. Nie odbieram telefonów od managerów, redakcji gazet. Nie odbieram telefonów od mojego lekarza. Chcę żyć tak jakby jutra miało nie być. Chcę zapamiętać te chwile jako najpiękniejsze w moim życiu. Kiedy będę już bardzo źle, będę miała co wspominać. Będę trzymała w mym sercu to co najcenniejsze, to wspomnienia, które będą dawały mi siły do walki. Ta może być długa i niestety może nie zakończyć się moim sukcesem. Federico to taka gwiazdka z nieba, która spadła niespodziewanie. Czuję, że jestem otoczona prawdziwą miłością, a jednak ciągle walczę ze sobą. Chciałabym usiąść i wykrzyczeć to wszystko, co mnie męczy. Tak bardzo chciałabym go poprosić o pomoc. O to by był ze mną, wspierał mnie. Pewnie tak by się stało, tylko jest jeszcze strach. Strach, że zostawi mnie tak samo jak zostawił Leon. Wiem, że Federico nie jest taką osobą, że mnie kocha że mógłby zrobić dla mnie wszystko. Ale… . Ale myślę, że informacja którą mam mu do przekazania mogłaby to troszeczkę zmienić. Mimo wszystko nie do końca potrafię mu zaufać. Nie jest to w żadnym stopniu jego wina. Tylko i wyłącznie mój strach o tym decyduje. Nigdy nie pomyślałam, że w tak złym czasie w moim życiu spotkam taką osobę. Teraz śmiało mogę powiedzieć, że go kocham. Jeden dzień zmienił wszystko. Nic nie zostało z mojej miłości do Leona. Jest tylko czyste, piękne uczucie którym darzę Federico. Uczuciu temu jednak towarzyszy lęk, że każdy z kolejnych dni spędzonych z nim może być ostatnim. Nie chcę nawet wiedzieć jak zaawansowana jest moja choroba. Czy mogę z nią walczyć? Czy mam szanse na wyleczenie? Po prostu nie dopuszczam do siebie nawet tej informacji. Ostatnie dni spędziliśmy spacerując. Podziwialiśmy wschody i zachody słońca. Po prostu cieszyliśmy się sobą. Uczucie, które nas połączyło jest jak wiosenny deszcz. Niespodziewany, rześki i odświeżający. Po prostu jak bajka. Wszystko to, co działo się przez ostatnie miesiące w moim życiu to taka bajka. Księżniczka poznaje królewicza. Królewicz jednak nie jest królewiczem. Księżniczka nie jest księżniczką, a bajka nie kończy się pocałunkiem i żyli długo, i szczęśliwie. W moim przypadku tak nie będzie, więc myślę by zabrać od życia wszystko to, co najlepsze. To, co mi ofiarował  Federico. Budzę się w środku nocy przez koszmar który mi się wyśnił. Zakopują mnie żywcem. Kto wie, może właśnie tak się stanie. Może ten sen to tylko proroctwo, które zamierza się spełnić. Patrzę na śpiącego spokojnie Federico. Nie mam serca go budzić. Jego klatka piersiowa delikatnie się unosi, a twarz zastygła jakby w delikatnym uśmiechu. Włosy poczochrane, rozrzucone każdy w swoją stronę. Delikatnie okrywam go, a sama przenoszę się na fotel. Nie wiem dlaczego, ale nagle przyszło mi do głowy by zrobić porządek w torebce. Poukładać te wszystkie babskie pierdoły, które się tam znajdują. Nie wiem co mnie naszło. Środek nocy, a ja układam w torebce!!! Nagle wpada mi w ręce ta mała, biała koperta, która może decydować o moim być, czy nie być. Spoglądam raz na nią, raz na śpiącego chłopaka. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że nie mam prawa obarczać go tym problemem. Najwyższy czas zniknąć z jego życia. Po prostu odejść i pozwolić mu żyć tak jakby tych dwóch miesięcy w ogóle nie było. Szalone pomysły to moja specjalność. Patrzę na jego piękną twarz i już wiem, że to ostatnie chwile, które spędzamy razem. Decyzja zapadła. Wiem, że chłopak musi wyjechać do Szczecina. Nie będzie go dwa dni. To akurat czas na to bym zdążyła spakować swoje rzeczy i zniknąć. Tym razem jednak zniknę tak, że nikt mnie nie znajdzie. Chociaż nie sądzę by Federico szukał mnie po tym, jak zostawię go bez słowa. Z tym postanowieniem kładę się, by po raz ostatni wtulić się w ramiona mojego ukochanego. Ledwo moje ciało zanurza się w puszystą, cieplutką pościel, oplatają mnie jego ręce, jego tors przywiera do moich pleców, a nogi tworzą przedziwną plątaninę. Nie wiedziałam gdzie kończy się moje ciało, a gdzie zaczyna jego. Bezpieczeństwo, azyl. Zamknęłam oczy i poczułam usta składające pocałunek na moich włosach. Żegnaj. Samotna łza toczy się po moim policzku.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego
Hymn o miłości

Od mojej ucieczki minął dokładnie tydzień. Nie tydzień. Sto  lat. Ten pokój jest więzieniem, celą w której czekam na wyrok. Biopsja, badania, oczekiwanie. Radioterapia, chemioterapia. Ratunek, czy śmierć? Kiedyś byłam na pogrzebie, z uwagą słuchałam słów księdza. Powiedział coś, co zapadło we mnie, choć od tamtego wydarzenia minęło tyle lat. Powiedział, że życie trwa tak długo dopóki jest nadzieja, choć malutki cień, okruszyna. Póki jest nadzieja jest życie. Zamykam oczy. Widzę jego czekoladowe oczy, zmierzwione włosy, czuję jego oddech owiewający mi twarz. Czuję jak w pomieszczeniu roznosi się zapach kawy i owocowych dropsów; jego zapach. Czuję skórę rozgrzaną słońcem, owianą wilgocią morza. Cała jestem wspomnieniem o nim. To mój ratunek, moja nadzieja. Odlatuje na skrzydłach snów do kraina nazywanej Federico.
Leżę odwróconą w stronę okna. Z zacięciem obserwuje korony drzew w pobliskim parku. Kołyszą się niczym fale. Dziś zapadnie wyrok, nieodwracalny, ostateczny. Słyszę czyjeś kroki na korytarzu. Moje serce przyspiesza. Kroki słychać coraz wyraźniej. Do moich uszu dochodzi dźwięk delikatnie otwieranych drzwi. Postanawiam udawać, że mnie to nie ma. Może uniknę rozmowy. Przez chwilę nic się nie dzieje. Żaden dźwięk nie zakłóca tej martwej ciszy. Może ten ktoś sobie pójdzie. Zrezygnuje. Kolejny zgrzyt klamki. Nie jestem sama w pomieszczeniu. Krzesło drapie posadzkę. Czyjeś ciało z westchnieniem odpada na nie. Póki jest nadzieja, jest życie. Przekręcam się w stronę przybysza. Tego, co ujrzałam nie mogłam przewidzieć w najśmielszych marzeniach.
-Violetta…
-Federico…
-Myślałaś, że tak po prostu pozwolę ci odejść, że o tobie zapomnę.
-Federico to wszystko nie jest takie proste. Nie powinno cię tu być.
-Jestem w najodpowiedniejszym miejscu na świecie, bo z kobietą która kocham.
-Federico, nie…
-Violetta przestań być racjonalna, Przestań myśleć o tym, co się może stać, przestań analizować, szacować. Odpowiedz tylko na jedno pytanie: Czy ty mnie kochasz?
-Federico jak możesz pytać. Oczywiście że tak.
-Więc myśl tylko o tym, że ja kocham ciebie, a ty mnie. Jesteśmy razem, a będąc jednością stawimy czoło każdemu problemowi, każdej przeciwności Jesteśmy siłą i wygramy.
-Kocham cię.

Bicie dzwonów radośnie obwieszcza, to czego tak bardzo się bałem. Nie mogę mieć do nikogo pretensji. Przez chwilę miałem ją w swych ramionach. Jej serce biło w rytm mojego. Byłem najszczęśliwszym z ludzi. Przez chwilę. Wszystko to zaprzepaściłem jedną decyzją. Przedłużyłem miłość do pieniędzy, nad miłość do kobiety. Teraz stoję samotnie przyglądając się jej szczęściu. Miłość bije z nich, emanuje w każdym geście, spojrzeniu. Dobrze, że o mnie zapomniała i ułożyła sobie życie. Jaka miłość jest przewrotna. Najwięksi wrogowie: Violetta Castillo i Federico Maldini właśnie przypieczętowali swoją miłość w tym malutkim kościółku pod Barceloną. Wracam do codzienności ze świadomością, że kocha i jest kochana. To najważniejsze.

Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie
Hymn o miłości



piątek, 23 grudnia 2016

Życzeń czas





Kochani, 

Święta Bożego Narodzenia to cudowny okres. Odstępujemy od codziennego pędu życia, składamy sobie życzenia, spędzamy czas w gronie rodziny i przyjaciół . Również ja pragnę złożyć Wam wszystkim życzenia.  Długo zastanawiała się czego mam życzyć. Pomyślałam, że chyba tego, co ja otrzymałam w tym roku, również dzięki "blogowej|" społeczności, dzięki Wam przyjaciele. Życzę wszystkim odwagi by zrobić ten pierwszy krok. Odwagi by sięgać po marzenia. Radości z realizacji każdego nawet najdrobniejszego celu. Mnóstwa uśmiechu, optymizmu i otwarcia się na innych. Czerpmy z otaczających nas osób i dawajmy im siebie. To niewyobrażalna radość móc się dzielić sobą z innymi. 


(…) istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.
Serdeczne życzenia składa wszystkim czytelnikom  Eva .

czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział XIII- Dwie kreski cz. 2









Jedna decyzja. Tak mało, a tak wiele. Czasem ktoś powie za dużo, czasem ktoś, coś przemilczy. Jedna chwila waży na całym życiu. Czym jest ta chwila. Czy to oczekiwanie, czy zawahanie? Czy to błąd, a może słuszność. Czy nam to oceniać?: O chwilo, jesteś piękną! Czyny dni moich czas przesilą, u wrót wieczności klękną. W przeczuciu szczęścia, w radosnym zachwycie,stanąłem oto już na życia szczycie!   


To co wydarzyło się  w czasie od powrotu Diego, aż do piętnastego stycznia Nowego Roku zasługuje na to, by opowiedział to ktoś dorosły bądź, bardziej wtajemniczony w sprawę. Jednak szok i niedowierzanie nie pozwalają nikomu tego zrobić. Jest też inny aspekt tej sytuacji, nikt prócz mnie dwunastoletniej dziewczynki nie wie, co tak naprawdę się wydarzyło. Dzieci i pijani ludzie zawsze mówią prawdę. Wyszło na to, że dziecko przekaże prawdę pijanego człowieka.
Kiedy Diego wrócił z wyjazdu byłam najszczęśliwsza na świecie. Tak za nim tęskniłam. Nie mają tu nic do rzeczy prezenty, które mi przywiózł, oj nie . wreszcie rodzina była w komplecie. Dodatkowo była szansa, że zachowanie Leona wróci do normy. Gdy tylko Leon zobaczył starszego brata zaczął tulić się  o niego jak do pluszowego misia. Praktycznie miał łzy w oczach. Wiedzieliśmy już, że problem Leona jest bardzo poważny. Chłopcy natychmiast zamknęli się w pokoju Leona. Przez dobrych parę minut było słychać tylko krzyki. Po chwili zaległa cisza. Nie wiedzieliśmy co gorsze. Jednak kiedy wyszli z pokoju byli uśmiechnięci i radośni. Zgodnie oznajmili, że operację Święta czas rozpocząć. Pomysłów było co nie miara. Jeden bardziej szalony od drugiego. Wtedy do akcji wkroczyła ciocia, która zaskoczyła nas taką informacją, że cała nasza trójka zamilkła by po chwili latać po całym domu jak opętana. Ciocia po długich naradach z wujkiem i po burzliwych konsultacjach z Olgą i Ramallo zaprosiła do nas na całe święta Fran i Fede wraz z rodzicami. Obłędne szczęście to  najdelikatniejsze z określeń tego co czuliśmy. Dzień przed Wigilią zameldowali się wszyscy. To był istny dom wariatów. Nawet starszyźnie udzielił się nasz nastrój. Ośmioro dorosłych i piątka dzieci. Prawie jak rodzinka Adamsów. Było wszystko: dekorowanie choinki, wspólne śpiewy, gotowanie najróżniejszych potraw. My szaleliśmy  w ogrodzie lepiąc bałwany i igloo, urządzając bitwy na śnieżki.  W pierwsze Święto przyszedł do nas Mikołaj z olbrzymim workiem prezentów. Było tak cudownie, że nie miałam czasu rozpamiętywać tego co było rok temu. Nawet przez chwile nie byłam smutna. Myślałam sobie, że chciałabym by tak było już zawsze. Wszystko co dobre szybko się kończy. Przeminęły Święta, przeminął Sylwester. Wszystko wydawało się być idealne. Do czasu. Trzynastego stycznia Leon odebrał telefon, który bardzo go zdenerwował. Popędził do pokoju Diego jakby go zjawy piekielne goniły. Znów nastąpiła ostra wymiana zdań, po czym Diego wyszedł trzaskając drzwiami. Leon zamknął się w pokoju na całe popołudnie, po czym również wyszedł. Niespecjalnie minięto interesowało, bo miałam w perspektywie wolny wieczór. Wujostwo wyszli na przyjęcie, Ramallo wyjechał w interesach, po chłopakach ślad zaginął, a Olga oddała się swojej ulubionej telenoweli. Na parę godzin, to ja byłam panią domu. Około dwudziestej trzeciej usłyszałam dziwny hałas dochodzący z pokoju Diego. Postanowiłam sprawdzić. Bałagan w pokoju był większy niż zwykle. Wszystko porozrzucane tak, jakby ktoś zrobił to celowo. Diego leżał na łóżku cały się trząsł. Widać było, że płakał. Dorosły facet, a płakał. Zdziwiło mnie to. Kiedy zbliżyłam się do niego odrzucił mnie smród alkoholu. To niemożliwe. Przecież odkąd go znam nie miał alkoholu w ustach. Zawsze powtarza, że mimo, że jest pełnoletni nie zamierza brać tego obrzydlistwa do ust.  A jednak. Diego był  kompletnie pijany. Cały dygotał. Krople pokrywały jego czoło, był bardzo blady. Śmiertelnie się wystraszyłam. Bełkotał coś niezrozumiale. Raz prosił, żebym przyprowadziła Leona, a po chwili mówił, że mam zostać i mu pomóc. Jak może pomóc w takiej sytuacji dwunastoletnia dziewczynka. Przecież ja kompletnie nie potrafię mu pomóc. Niewiele myśląc pobiegłam do łazienki po ręcznik. Zmoczyłam go. Zaczęłam go nim wycierać, kompletnie nie wiedząc jak to ma niby pomóc. Przypomniałam sobie jak wujek kiedyś mówił, że na kaca najlepszym lekarstwem jest czarna mocna kawa. Nie zważając na protesty Diego pobiegłam do kuchni zrobić taką kawę. Kiedy wróciłam chłopak męczył się z łazience. Nie pozostawało mi nic innego jak trzymać jego głowę. Po tych ciężkich przejściach kawa okazała się zbawienna. Wymęczony chłopak zasnął, by za chwilę znów się przebudzić. I tak jeszcze parę razy. Owinęłam się kocem i czuwałam obok łóżka w obawie by nic mu się nie stało. Po przebudzeniu zauważył, że go pilnuję. W chwili momencie zaczął płakać. Nie miałam innego pomysłu, jak tylko taki, by go przytulić. Dorosły mężczyzna w objęciach dziecka. Tylko, że nikt inny w tym momencie nie mógł mu pomóc. Diego rozsypał się jak domek z kart. Zaczął wyrzucać z siebie potok niezrozumiałych  zdań. W całym tym bełkocie wyraźnie wyróżniało się tylko jedno: Allegra jest w ciąży z Leonem. Jak to w ciąży? Z Leonem? Przecież on jest tylko dzieckiem, a sam będzie miał dziecko. Diego wciąż bełkotał o ciąży i o tym , że nie może pozwolić by ona niszczyła mu życie. Powtarzał, że to jego wina i musi ratować młodszego brata. Nie potrafiłam zrozumieć co się właśnie wydarzyło. Nagle Diego wstał i zaczął czegoś szukać w swojej garderobie. Zapytałam tylko po co mu walizka , która wtaszczył do pokoju. Zaczął się śmiać. Trochę wystraszyłam się tego jego śmichu. Była taki zimny. To nie był radosny Diego. To był inny chłopak. Troszkę obcy. Spojrzał na mnie i powiedział:
-Mała nie rozumiesz, to ja będę ojcem. Nie dopuszczę by Allegra złamała Leonowi, życie. On jest na to za młody.
Do następnego dnia, do chwili w której wujostwo przeczytali list od Diego nie rozumiałam czego byłam świadkiem. W liście wyjaśnił, że wyjeżdża by zaopiekować się Allegrą, która spodziewa się jego dziecka i przeprosił, że ich tak bardzo zawiódł. Ale przecież to nie on. To nie jego wina. Chciałam wykrzyczeć prawdę, lecz uniemożliwił mi to Leon, który wyciągnął mnie z salonu. Słyszałam tylko płacz cioci i gniewne krzyki wujka. Nie mogłam zrobić nic więcej jak tylko zadać Leonowi jedno pytanie:
-Dlaczego?
-Tak będzie lepiej.
-Lepiej, ale dla kogo?

Nie uzyskałam odpowiedzi na pytanie. Mogłam się tylko domyśleć, że kiedy Diego wyszedł to po to, by spotkać się z Allegra. Tam zapadły decyzje najlepsze w mniemaniu Diego, najlepsze jakie wydawało się, że podejmuje. Tylko dlaczego? Gdzie tu jakikolwiek sens. Przecież on jest młody, za młody. Jak on sobie poradzi? Dlaczego Leon na to pozwolił. Najpierw bawił się w dorosłego. A teraz nagle na powrót stał się dzieckiem. Dlaczego nie powiedział prawdy ?

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział XIII-Dwie kreski cz.1






Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu, a następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej przez trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu - czujesz to samo co narkomanii, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak.

A ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość.

Myślę nad wydarzeniami ostatniego roku. Tyle się zmieniło w naszym życiu, w życiu moich bliskich. Nie ma już z nami mojej kochanej siostry, Angi rozstała się z Pablo. Moja rodzina się powiększyła. Mam dwóch cudownych synów, męża którego kocham nad życie, przyjaciół i co najważniejsze zyskałam córkę. Za chwilę minie rok jak jest z nami. Taki prywatny  promyczek słońca. Weszła w nasze życie wraz z Olgą i Ramallo. Zwiastowała zmiany. Nowy dom, nowe obowiązki, rola matki dorastającej córki. Kto by pomyślał, że tak to się wszystko potoczy. Teraz jesteśmy na etapie nowej fascynacji. Odkąd Diego poznał Violę z Federico, ta nie mówi o niczym innym jak o nim. Chce być taka jak on. Chce być aktorką. Ale nie taką byle jaką, jak mówi, ona chce być wyjątkowa, chce tworzyć magię. Jej zdaniem ta magia, to bycie lektorem. Nie chce błysku fleszy, nie chce być rozpoznawana, ale chce być najbardziej znanym głosem na świecie. Nie mogę jej zabronić. Kiedy patrzymy z Marcosem jak ćwiczy głos mając za jedyna publiczność swojego Gustawa, nie potrafimy jej odmówić. Jest taka żywotna, wszędzie jej pełno. Fan i Federico też są częstymi gośćmi w naszym domu. Zwłaszcza Fede, który przyjeżdża często na nagrania. Chłopak nie ma wtedy życia. Mała zadręcza go, prosząc by z nią ćwiczył. A on za każdym razem ulega. Szkoda, że są tacy młodzi, może kiedyś się w sobie zakochają. A chłopcy? Skaranie boskie z nimi. Jeden nie lepszy od drugiego. Aktualnie na wokandzie spór o dziewczynę. Odkąd Leon, mój malutki Leoś zaczął się interesować płcią przeciwną mamy w domu istne piekło. Diego wyraził głośno swoje wątpliwości, co do owej panienki i tak rozpętała się zimna wojna. Mimo, że milion razy rozmawiałam z Marcosem na temat „związku” Leona z Allegrą nadal odczuwam dziwny niepokój. Gdzieś w głowie rozbrzmiewają delikatne dzwoneczki alarmowe. Obym się myliła i nie stało się nic złego. Choć ostatnio Leon chodzi jakiś zamyślony, osowiały. Co dzień pyta kiedy wróci Diego. Widzę, że coś go gryzie, ale nie potrafię dotrzeć do niego. Wypytałam już chyba wszystkich. Nikt nic nie wie. Martwię się. Dobrze, że Diego wraca już jutro. W nim jedyna nadzieja. Diego, mój najstarszy. Jestem taka dumna z niego.  Nie ugiął się kiedy Marcos chciał go na siłę wysłać na prawo. Jest pełnoletni, poszedł swoją drogą. Rozwija się, ciągle uczy się czegoś nowego. Wyjeżdża, bierze udział w szkoleniach i konkursach. Jednocześnie znajduje czas na bycie świetnym starszym bratem dla Leona i Violi, oraz wiernym przyjacielem Federico. Kiedy byłyśmy małe, bawiłyśmy się dom, marzyłyśmy. Teraz te marzenia się spełniły, a ja jestem szczęśliwa, że mam taką wspaniałą rodzinę. Żeby tylko ten niepokój w sercu znikł i pozwolił się cieszyć tym wszystkim w pełni. 


Kiedy się obudziłam już go nie było. Tak jak przewidywałam. Uciekł. Pewnie wystraszył się, że jesteśmy razem w jednym łóżku, nadzy. Teraz zapewne zastanawia się co się wydarzyło. Analizuje wczorajszy wieczór i noc. Znając jego naiwność zapewne siedzi na jakiejś ławce w parku i się obwinia. Myśli, czy był dobry, czy zrobił wszystko ok. Jasne, że wypadł słabo. Jak miał wypaść po takiej mieszance środków nasennych i alkoholu. Dobrze, że nie był moim pierwszym, bo nie było by czego wspominać. Zresztą, co to dużo mówić. Urozmaiciłam sobie ten nic nieznaczący epizod wyobrażając sobie, że to Diego mnie całuje, kocha się z mną. W efekcie Leoś zasmakował kobiecego ciała, a ja jestem o krok od realizacji mojego planu. Oby się tylko udało. Plan A zakłada sukces, nie ma planu B , nie ma nawet takiej opcji. Wyliczyłam to tak, że po prostu musi się udać. Jeszcze tylko kilka dni, a będę wiedzieć. Myślę, że Leon otrzyma na Święto Trzech Króli najwspanialszy z prezentów. Dar życia. Oby się udało. Kto by pomyślał, że ten durny dzieciak jest taki kochliwy. Śmiesznie łatwe będzie utrzymanie jego zainteresowania. Musi ciągle mnie pragnąć, pożądać.  Allegra jesteś genialna w swej genialności. Wystarczyło pomyśleć. Diego jest taki przewidywalny. Pomyśleć i poczekać. Zrobi  wszystko by ratować brata z opresji. Będzie błagał mnie na kolanach bym z nim była, będzie żebrał o  miłość. Nauczę go pokory, takiej dziewczyny jak ja się nie odrzuca. Jeszcze tylko kilka dni. 



Pięćdziesiąt sześć nieodebranych połączeń. Dziewięćdziesiąt trzy wiadomości, a to wszystko od jednej osoby. Mój młodszy brat przechodzi sam siebie. Ale to oznacza tylko tyle, że tym razem wydarzyło się coś  naprawdę poważnego. Aż boję się spytać, co ? Nie mogę odkładać tego co nieuniknione. Jeden sygnał, tyle starczyło by odebrał. Chyba chodził z palcem na telefonie.
-Leon co się stało, że katujesz mój telefon.
-Diego zrobiłem coś strasznego.
-Leon, nawet mnie nie denerwuj. Dwa tygodnie, tyle mnie nie ma i tyle masz się nie pakować w kłopoty. Czy to takie trudne dla Ciebie?
-Diego, przestań. Potrzebuję Twojej pomocy.
-Co się stało. Wyduś to w końcu z siebie!!!
-Diego, ja …
-Leon, przestań się jąkać, bądź mężczyzną i powiedz w końcu.
-Przespałem się  z Allegrą.
-O kurwa- po tym jak wyrzuciłem z siebie to szpetne przekleństwo zaległa kilkusekundowa cisza. W słuchawce było słychać tylko szmer przypominający szloch- Powiedz chociaż, że pomyślałeś i się zabezpieczyłeś? Błagam powiedz chociaż to.
-Diego ja nie pamiętam, nic nie pamiętam.


Wiem, że Diego wściekł się na mnie. Sam na siebie jestem wściekły. Piętnastoletni  kochanek się znalazł. Chyba od siedmiu boleści. Jaki byłem głupi. Wszyscy mi mówili, ale nie słuchałem. Dobrze, że Diego wraca, jak zwykle mi pomoże naprawić to co schrzaniłem. Oby tylko nic się nie wydarzyło. Po świętach zerwę z nią i znów wszystko wróci do normy . 










sobota, 10 grudnia 2016

PRZEDSMAK ROZDZIAŁU XIII

Dwie kreski


Kiedy się obudziłam już go nie było. Tak jak przewidywałam uciekł. Pewnie się wystraszył. Znając jego naiwność i łatwowierność to pewnie siedzi w jakimś parku na ławce i analizuje...

Pięćdziesiąt sześć nieodebranych połączeń, dziewięćdziesiąt trzy wiadomości. Wszystko od Leona. Mój młodszy brat przechodzi sam siebie. To oznacza tylko tyle, że coś zmajstrował. Aż się boję pytać co?


Będzie mój. Tylko mój. Na kolanach będzie prosił bym z nim była. Będzie błagał. Łaskawie się zgodzę. Wiedziałam, że plan A zadziała. Jestem genialna w swej genialności. 


wtorek, 6 grudnia 2016

Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie...




Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?


To już przedostatni rok. Wreszcie kończę z nim zajęcia. Już nigdy, przenigdy profesor Johansson nie będzie moim wykładowcą. I bardzo dobrze, bo zmuszona byłabym zrezygnować. Znielubił mnie od pierwszego wykładu      
 z historii sztuki, a dlaczego. Kiedyś, dawno temu chodziłam do szkoły muzycznej. Osiągałam tam bardzo dobre wyniki. Brałam udział w różnych, konkursach, przeglądach, festiwalach,  wiele z tych konkursów wygrywając. Jednak poważna choroba spowodowała uszkodzenie strun głosowych.              
 O profesjonalnym śpiewaniu jednak nie mogło być mowy. Jednak, co raz pojawi się w Internecie, już tam zostaje. Pech chciał, że profesor J. jest wielkim fanem sieci. Pewnego razu natrafił na nagrania z moimi wykonanymi. I się zaczęło. Upadła gwiazdka, niespełniona piosenkarka, słowik i kilka innych mniej niewybrednych przytyków. Nigdy jednak nie spytał co się stało. Wredny człowiek.
 Koniec mojej kariery muzycznej, nie oznaczał końca mojego obcowania ze sztuką, oj nie. Za namową mojej kuzynki porzuciłam słoneczne Buenos            i przyleciałam na Stary Kontynent konkretnie do Rzymu.  Zamieszkałam z Fran oraz jej narzeczonym Leonem w pięknym domku na obrzeżach Wietrznego Miasta. Na początku miało być na miesiąc. Starczyło jednak parę dni                      i zakochałam się w tym cudownym mieście. W jego zabytkach, architekturze, krajobrazach. Fran zaoferowała mi mieszkanie tak długo jak będę chciała, choćby  miało to być na zawsze. Leon też nie protestował. Tak więc postanowiłam zostać i tu kontynuować edukację. Rodzice choć bardzo niechętnie zgodzili się.  A co mogła za kierunek wybrać Violetta. Jasne, że historię sztuki. Moją radość z pobytu i wymarzonego kierunku studiów psuł tylko Pan Profesor, ale cóż nie można mieć wszystkiego. Jako, że dom Fran był bardzo obszerny, postanowiliśmy zająć we trójkę piętro, natomiast parter wynająć i czerpać z tego dodatkowe dochody na utrzymanie obiektu. Mieliśmy mieć współlokatorów, podobnych jak my -studentów. Tak więc na początku drugiego roku dołączyli do nas znajomi Leona, Ludmiła i jej mąż Diego, oboje dwudziestotrzyletni  ( w tak młodym wieku zdecydowali się na tak ważny krok) również studenci medycyny, oraz Isabelle studentka archeologii.
Po krótkotrwałym okresie docierania się stworzyliśmy fajną paczkę współlokatorów i przyjaciół.  I wtedy to się stało. Wszystko, ale to wszystko posypało się na moją skromną osobę. Po pierwsze Profesor nie okazał się , aż takim skubańcem jak myślałam. Przeprosił mnie i wytłumaczył, że jego zachowanie to tylko i wyłącznie próba motywowania mnie do jeszcze większego wysiłku. Zgłosił też moją kandydaturę do wyjazdu na miesięczne stypendium do Monachium. Super, super. A gdzie haczyk. Już mówię. Musiałam przygotować prezentację dotyczącą twórczości Salvadora  Dali. Kurczę każdy inny malarz tylko nie on. Dlaczego jak pojawiło się światełko w tunelu, to tunel się zawalił. A po drugie Isabelle oznajmiła, że z Turynu przyjeżdża jej chłopak      i zatrzyma się u nas na jakiś czas. Federico, bo tak ma na imię jest operatorem kamery i przyjechał w Rzymie nakręcić krótkometrażowy film, który będzie prezentowany na festiwalu dla młodych kamerzystów.
Przybycie do naszego domu Federico przewróciło mój świat. Poznanie go było jak senne marzenie, jak dotykanie rękoma gwiazd. W momencie, w którym uścisną moją dłoń na przywitanie poczułam ciepło promieniujące od cebulek włosów, aż po duże palce u stóp. Totalna masakra. I od razu te dzwonki alarmowe. Przecież to chłopak Twojej koleżanki, Ty nie jesteś taka. Nie zakręcasz do zajętych chłopaków. NIE, NIE, NIE Violetta opamiętaj się. Ale co poradzę na to, że wciąż dźwięczą mi w głowie słowa przystojnego bruneta
- Hej ślicznotko, jak się masz,  Fede jestem.
Nawet się nie obejrzałam, jak przeleciał miesiąc odkąd Federico się wprowadził. Wszyscy bardzo polubiliśmy chłopaka, a szczególnie Leon  świetnie się z im dogadywał. I to właśnie narzeczony kuzynki, zadał mi bardzo dziwne pytanie
-Viola o co chodzi z Tobą i Fede?
- O nic, a o co ma chodzić?
- Zauważyliśmy z Fran, że spędzacie bardzo dużo czasu ze sobą.
- Wiesz  Leoś, okazało się, że Fede interesuje się malarstwem, a w szczególności pasjonuje, go twórczość  jednego z malarz.  Pewnie już wiesz o którego malarza mi chodzi. Fede bardzo mi pomaga.
- Violu, czy Ty przypadkiem nie podkochujesz się w naszym przyjacielu?- słysząc te słowa cała się zarumieniłam.
- To nie tak , on ma dziewczynę. To tylko przyjaźń.
- A może jednak kochanie?
Zdenerwowana wygoniłam Leona z pokoju, a sama zabrałam się za prezentację. Niestety pytania Leona nie dawały mi spokoju, czy on coś wie,    czy , aż tak bardzo widać, że F. mi się podoba. Postanowiłam lepiej się pilnować. Z mojego postanowienia nic jednak nie wyszło, a powód był bardzo posty. Isabella zerwała z nim twierdząc, że już go nie kocha. Spakowała swoje manatki i pojechała na wykopaliska do Belgii. Najdziwniejsze dla mnie było to, że Fede nie za bardzo przejął się tą całą sytuacją. Raz kozie śmieć. Stwierdziła, że nie będę czekać z założonymi rękami i spróbuję pokazać mojemu przystojnemu brunetowi, że jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Zaprosiłam go na taki       spacer – wycieczkę po Rzymie. Chciałam żeby to było coś zupełnie innego niż zwyczajne trasy turystyczne, zaproponowałam więc Szlak Fontann : Fontanna di Trevi, Fontanna Czterech Rzek, Fontanna del Moro, Fontannę Żółwi, Fontanna Neptuna, i na koniec ta, która podoba mi się najbardziej Fontanna Panteonu.     I właśnie tam stało się coś bardzo wyjątkowego. Federico delikatnie chwycił mnie za rękę, przytulił i pocałował. Tak delikatnie i czule, że aż zastanawiałam się czy aby miało to miejsce na pewno, czy to tylko moja wyobraźnia. Jednak to działo się naprawdę, bo po chwili do moich uszu dotarł jego szept
- Od dawna o tym marzyłem, jesteś taka piękna. Zamykam oczy i widzę Ciebie roześmianą, złą, zirytowaną, kiedy coś idzie nie po Twojej myśli. Violetto zauroczyłaś mnie sobą.
- Federico, ja nie wiem co mam powiedzieć.
- Nie mów nic, po prostu daj nam szansę.
Ze  spaceru wracaliśmy trzymając się za ręce. Kolejne dni mijały jak w bajce. Wspólne spacery, niekończące się rozmowy, czułe pocałunki. Fran i Leon cieszyli się, że w końcu kogoś znalazłam, że jestem szczęśliwa. Federico cały czas pracował nad swoim filmem, ale nikomu nie chciał na jego temat nic powiedzieć, ani pokazać . Twierdził, że wszyscy zobaczymy dopiero jak skończy. Więc nie pytaliśmy, w wolnej chwili pomagał poprawiać prezentację, którą miałam już praktycznie gotową. Czas mijał tak szybko, a ja nie mogłam się pogodzić z tym, że muszę  wyjechać i zostawić go na cały miesiąc. Bałam się tej rozłąki, bałam się, że mnie zostawi, że za krótko się znamy żeby uczucie , które nas połączyło przetrwało. W wieczór poprzedzający mój wyjazd opowiedziałam chłopakowi o dręczących mnie wątpliwościach. Siedzieliśmy w moim pokoju kiedy naszło mnie na te smutne zwierzenia. Widząc moje rozterki chłopak mocno mnie przytulił i pocałował mój policzek. Ośmielona jego gestem odwzajemniłam pieszczotę. Po chwili całowaliśmy się jakby to był nasz ostatni pocałunek, jakbyśmy mieli się już nie spotkać. Zasnęłam wtulona w jego ramiona.
Od mojego wyjazdu minął tydzień. Codziennie rozmawiałam z Fede przez telefon, albo Internet. Otrzymywałam masę słodkich wiadomości z czułymi wyznaniami, pieszczotliwymi komplementami. Jeden esemes zespół wszystko. Nadawcą była Isabella. Pisała, że wie, że jestem z Fede, ale, że ona go nadal kocha i że wróciła do Rzymu, żeby go odzyskać. Z dnia na dzień urwałam kontakt z Federico, przecież jeszcze do niedawna tworzyli związek. Mając do wyboru z kim chce być wiedziałam, że jestem na straconej pozycji.  Ona jest tak piękna, chodząca doskonałość, a ja szara myszka, wstydliwa                                     i niedowartościowana. Chłopak próbował się ze mną skontaktować, ja jednak byłam nieugięta. Nie odbierałam telefonów, nie czytałam wiadomości, kasowałam powiadomienia na Facebooku. Nie słuchałam Fran, ani Leona. Pogrążyłam się w otchłani rozpaczy. Wypłakałam cały zapas łez. Nie wiem jak udało mi się dokończyć ten kurs i to z tak zadowalającymi wynikami. Najgorsze było to, że musiałam wrócić. A przecież mieszkamy w jednym domu. Z lotniska odebrał mnie Leon. Powiedział, że jako facet to on musi ze mną porozmawiać.
- Violetta, czemu zostawiłaś Fede.
- Wiesz, że Iza wróciła?
- Wiem i co z tego?
-Jesteś facetem, przyznaj jakbyś miał wybrać ona, czy ja, to kogo byś wybrał?
- Violetta, ja wybrałbym tą kobietę, którą kocham. I Federico zrobił tak, jak ja bym zrobił. Wybrał Ciebie, bo Cię kocha. Powinnaś bardziej zaufać i sobie              i jemu.
Nie wiem, co mam myśleć o tej rozmowie, może Leon ma rację, może Fede faktycznie mnie kocha. Ale znamy się tak krótko. Oj głupa ja , a co ma do tego to jak długo się znamy. Postanowiłam, że porozmawiam z nim jak tylko wrócimy. Jednak po powrocie nie zastałam mojego ukochanego. Leon wytłumaczył mi, że dziś jest dzień festiwalu i że w pokoju czeka na mnie list od mojego byłego/ obecnego   chłopaka. Zawierał tylko krótką notkę: Auditorium Parco della Musica, Viale Pietro de Coubertin, 30 ;godzina 17.
Czas nie  działał na moją korzyść. Wpadłam do wyżej wymienionego miejsca aby zdążyć usłyszeć, że następny film jest autorstwa Federico Diaza         i zatytułowany jest „Miłość”. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam na ekranie pierwszy kadr filmu. Moim oczom ukazała się scena, kiedy poznałam chłopaka w naszym mieszkaniu, później był spacer, pocałunek przy fontannie. Były też ujęcia kiedy się śmiałam, płakałam czy też złościłam oraz piękne ujęcie kiedy śpię, a Fede mi się przygląda, o czym do tej pory nie miałam pojęcia. Patrzyłam na ekran, a łzy płynęły mi po policzkach. Jaka ja byłam głupia, że pozwoliłam mu odejść, że uwierzyłam osobie która podawała się za moją koleżankę, a tak naprawdę była bardzo fałszywa. Na miejscu Fede nie chciałabym sama ze sobą rozmawiać. Postanowiłam czym prędzej stamtąd  uciec, jednak na przeszkodzie stanęły mi czyjeś ramiona.
- Oj, nie już drugi raz mnie nie zostawisz.
- Federico, tak strasznie Cię przepraszam…
- Nie to ja Cię przepraszam, powinienem przed Twoim wyjazdem jasno i wyraźnie powiedzieć Ci co czuję. Tak więc Violetto, kocham Cię i nie wyobrażam sobie, że mógłbym zestarzeć się z kimś innym, proszę bądź ze mną
- Dobrze, ale tylko dlatego, że też Cię kocham .
- Co Ty, ja bardziej….
Popatrzyłam jeszcze na ekran i poprosiłam o wyjaśnienia, przecież nigdy nie miał ze sobą kamery. Na co mój ukochany wyjął z kieszeni swój nieodłączny długopis i po prostu się uśmiechnął.


BLA BLA BLA ...

Pojawienie si ę jakiegokolwiek autora na blogu po tak d ł ugiej nieobecno ś ci, mo ż e oznacza ć tylko jedno. Koniec bloga. Jed...