czwartek, 20 października 2016

Rozdział 10- Miłość? To chyba jakiś żart !!!




Co to jest miłość. Co? Czy kto? Kto zna odpowiedź na to  pytanie? Znajdźmy jedna taką osobę. Czym owa miłość jest. Czy to motylki w brzuchy, dźwięki dzwonów w uszach, łaskotanie w żołądku. Czy jest taka jak piszą poeci; piękna i wyśniona, a może jak mówią filozofowie; to cierpienie i ból. Miłość zawsze może być wytłumaczeniem wszystkiego. Tylko czym jest miłość. Zastanawiam się czasem czy poznam kiedykolwiek to uczucie. Czy jeśli mnie trafi to je rozpoznam, a może przejdę obojętnie, niezauważenie.  To jest to czego boję się najbardziej, że pozwolę jej odejść nie widząc jej. A jeśli mnie trafi to jak? Przypadkowo, niespodziewanie, a może narastać będzie stopniowo. Czy pójdę wtedy ulicą, może pojadę samochodem, a może  będę jeść frytki i będę mieć twarz w keczupie. Jak zauważyć miłość i nie zamazać jej mało istotnymi błahostkami.


Boże znów się zaczyna. Blady świt, a oni nadal nie odpuszczają. „Zimna wojna” braterska trwa od tygodnia i zaczyna zbierać ofiary. Mnie Violettę, która chodzi cały czas nie wyspana i Gustawa, który zamknął się w sobie. Co jest przyczyną codziennego trzaskania drzwiami. Miłość. Leon się zakochał. W kim? Nie we Fracesce. Nic bardziej mylnego. Leon poznał Allegrę, piękna amerykankę na punkcie, której oszalał. I wtedy zaczęły się schody. Nie do końca wiem o co chodzi z tą miłością, ale to właśnie ona doprowadziła Diego do białej gorączki. Zanim wybuchło uczucie między Leonem i Allegrą dziewczyna ponoć próbowała zdobyć starszego z braci. Jednak jej się to się udało. Diego twierdzi, że dziewczyna spotyka się z Leosiem tylko po to by mu zrobić na złość, a poza tym według Diego to Leon jest stanowczo za młody na dziewczynę. Każdy dzień wygląda więc podobnie. Biegają między swoimi pokojami, później następuje niewyobrażalny jazgot i standardowe trzaśnięcie drzwiami, kiedy rozchodzą się do siebie. Próby mediacji podejmowali już wszyscy. Wujek, ciocia, Olga, a nawet Ramallo. Niestety nic to nie dało i kłótnia trwa nadal. Żadne racjonalne argumenty nie docierają.  Skoro jest sobota, a tych dwóch matołków już mnie obudziło poproszę ciocię o pozwolenie na pojechanie do Fran. Dawno się nie widziałyśmy i fajnie by było spędzić trochę czasu w ciszy i spokoju. Wujostwu też się to przyda, więc poproszę by zawiózł mnie Diego. Kąpiel i ubieranie się wykonałam w tempie ekspresowym. Teraz tylko przekonać ciocię i przekupić Diego i możemy wyruszyć. Od razu po zejściu do kuchni, wpadłam na ciocię.
-Ciociu, a może Diego mógłby zawieść mnie do Fran. 
-Violetta, nie sądzę żeby to był dobry pomysł.
-Ciociu, ja już z nimi nie mogę wytrzymać, a tak jak pojedzie ze mną Diego to będziecie mieć trochę spokoju.
-Violetta po kim ty jesteś taka sprytna?
-Po Leonie- obie wybuchamy śmiechem, bo faktycznie chłopak jest bardzo przebiegłym osobnikiem.
-Violetuś, a jak ty chcesz namówić Diego.
-Trufle czekoladowe.
Na mojej twarzy wykwitły soczyste rumieńce. Mówię na Leona, a sama jestem nie lepsza. Chodź wiem już, że jeśli Diego czegoś nie chce zrobić, to nic nie jest go wstanie zmusić by zdanie zmienił. Diego pozwala mi tylko myśleć, że nim manipuluje, a tak naprawdę to on się mną bardzo opiekuje. Fajnie, że będę mogła go zabrać z dala od całej tej awantury. Nie czekając na śniadanie pędzę znów do góry. Delikatnie pukam. Nic. Powtarzam czynność odrobinę głośniej. Znów nic. No nie, pobudzili wszystkich, a teraz  Diego ucina sobie dodatkową drzemkę. Ten to ma melodię do spania.  Pozostaje tylko wtargnąć do pokoju. Tuż po otwarciu drzwi napotykam pierwszą przeszkodę. Ciuchy chłopaka są dosłownie wszędzie. Każdy skrawek puszystego dywanu zajmują koszulki, skarpetki i spodnie. Zresztą, cały pokój wygląda jakby huragan przez niego przeszedł. Pośrodku na łóżku jak na samotnej wyspie śpi Diego. Rozwalony w poprzek z dziwnie powykręcanymi rękami i nogami. Patrzę na niego i przez chwilę zastanawiam się jak to zrobić. Delikatnie, czy brutalnie. Jednak to znów ja coś od niego potrzebuję. Lepiej więc nie przeginać na wstępie. Stawiamy na delikatność. Podchodzę do tego człowiek- podobnego tworu i delikatnie potrząsam jego ramieniem. Po raz kolejny nic. Dobrze, bądźmy cierpliwi. Dłonie to słabość chłopaka. Chwytam jego kciuk i unoszę jego dłoń, po czym przejeżdżam opuszkiem swojego palca. Łaskotki. To jest to. Diego otwiera jedno oko. Coś tam mamrocze pod nosem. Powtarzam czynność. Druga powieka wędruje w górę.
-Mała, co jest tak ważne, żeby mnie budzić. Leon Ci kazał.
-Nie matołku. Mam prośbę.
-Matołku, ja ci dam matołka.
Nawet nie wiem kiedy, a już podstępny, przebiegły, zarozumiały Diego wciąga mnie do siebie i łaskocze jak oszalały, gdzie tylko popadnie. Cóż łaskotki to nie tylko słabość chłopaka. Nasze wygłupy słychać było w całym domu, więc już po chwili zgromadziliśmy niezłą widownie. Diego w piżamie z Batmanem i Violetta potargana jakby rok szczotki do włosów nie widziała. Pierwsza para kabaretu. Największy ubaw to miał chyba wujek, który zobaczył w końcu, że jego syn to nie tylko zbuntowany nastolatek, ale również opiekuńczy starszy brat. Cała zabawa skończyła się, gdy chłopak się zgodził. Natychmiast wszyscy zostali wyrzuceni z pokoju by mógł się ogarnąć przed wyjazdem.  Postanowiłam cierpliwie poczekać w kuchni u Olgi, a przy okazji wymusić na niej kakao dla mnie i dla mojego towarzysza. Jedna myśl nie dawała mi spokoju. Gdzie tak wcześnie podziewa się Leon. Mógłby jechać z nami. A może jednak to nie najlepszy pomysł. Nie minęło piętnaście minut, a Diego był gotów do drogi.
-Mała mam dla ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-Kiedy ty nie odrywałaś się od kubka z twoim kochanym kakao, poprosiłem mamę by cię spakowała i zadzwoniła do rodziców Fran . Zostajemy na noc.
-Naprawdę nie żartujesz.
-W tak poważniej sprawie? Nigdy!!!
-Ale jak to zrobiłeś? Gdzie ty będziesz spać?
-Zadzwoniłem do mojego kumpla, z którym dawno się nie widziałem. Kiedyś chodziliśmy razem do szkoły, ale jego rodzice prowadzą jakiś biznes i wyprowadzili się z Madrytu. Federico i ja nadal utrzymujemy kontakt, ale nie widujemy się za często ponieważ po przeprowadzce zaczął uczęszczać do szkoły aktorskiej i ma masę zajęć.
-Ok, ale nie planujecie jakiejś imprezy- mina Diego bezcenna.
-Mała ja nie Leon, a poza tym wiesz, że nie piję więc się nie martw.
-A ty się nie obrażaj, bo jakbym bała się z tobą jechać, to bym cię nie prosiła.
Podróż minęła nam w świetnej atmosferze. Radio dudniło na cały głos, a Diego razem z nim. Pomijamy tylko fakt, że ten ktoś, a raczej jego ucho spotkało się ze stopą słonia. Fałszował niemiłosiernie całą drogę, ale zabrał mnie w wielkiej tajemnicy przed Olgą na hamburgery, więc choć trochę się zrehabilitował.


Kurczę, czemu to wszystko musi być takie trudne. Czemu nie może być tak jak w filmie. I żyli długo i szczęśliwie. Niestety już na samym początku kłody pod nogi. Diego jest po prostu zazdrosny o to, że Allegra wybrała mnie,  nie jego. W końcu jestem troszkę młodszy od niej. Przecież wiek nie odgrywa, aż takiego znaczenia. Ona podoba się mnie, a ja jej. Po porannej wymianie zdań tamten bałwan zamknął się w pokoju i stwierdził, że idzie spać, bo na moją głupotę to już nic się nie poradzi. Tak na moją głupotę, a co z jego zazdrością. Postanowiłem zrobić kolejny krok i poprosić tę cudną dziewczynę o chodzenie. Szukam tylko jakiegoś romantycznego miejsca by ją o to zapytać. Po porannej kłótni wyszedłem pospacerować. Oczyścić umysł, by ze świeżą głową przystąpić do realizacji planu. I nagle mnie olśniło. Park na tyłach naszej szkoły. W tym momencie jest tam przepięknie. Korony drzew, szeleszczące liście, soczysta zielona trawa, świergot ptaków. Wprost wymarzone miejsce by spytać tej zjawiskowej piękności o bycie parą. Jednak będzie jak w filmie. Stawiam na standard. Zaproszę ją na piknik. Wracałem do domu jak na skrzydłach. To będzie najpiękniejszy dzień. Żeby tylko bezsensownym jazgotem nie rozpieprzył mi randki. A może los mi dopisze.
Po powrocie okazało się, że moje prośby zostały wysłuchane. Diego przepadł jak kamień w wodę. Ani widu, ani słychu. Korzystając ze sprzyjających okoliczności urobiłem Olgę by przygotowała dla mnie pyszne jedzenie na piknik, a sam zająłem się dodatkami typu koc, napoje, poduszki do siedzenia. Wszystko przygotowałem, a zapomniałem o najważniejszym. Zapomniałem zapytać Allegrę czy zgodzi się pójść ze mną. Diego ma jednak trochę racji. Bałwan ze mnie. Czym prędzej napisałem wiadomość. Ku mojemu zdziwieni odpowiedź przyszła praktycznie natychmiast. I była dla mnie korzystna. Mieliśmy się spotkać za godzinę. Pomyślałem, że sfiksuję. Godzina wydała się wiecznością. Postanowiłem przebrać się w coś specjalnego. Podobnie jak z wyborem miejsca spotkania , w ubraniu też postawiłem na standard. Koszula w kratę czerwono- granatową i ciemne jeansy. Ten zestaw zawsze się sprawdza. Tak kiedyś powiedział Diego. A czasem ma dobre pomysły.
Kiedy przyszła wyznaczona pora spotkania nie mogłem się pozbierać. Wszystko we mnie drżało. Nawet włosy i paznokcie pociły mi się ze zdenerwowania. Przecież to najważniejszy dla mnie dzień. Dziś Allegra zostanie moją dziewczyną.  Kiedy czekałem na otwarcie drzwi przez moją ślicznotkę miałem taki moment, krótki, ale był. Chciałem uciec. A co jak mi odmówi? Co jak mnie wyśmieje? Nie, przecież to nie możliwe. Przecież jej się podobam. Jestem pewien jej uczuć. Kiedy otwarła, dosłownie zamarłem. Była przepiękna. Lekko pofalowane włosy. Śliczna szmaragdowa sukienka. Pełne soczyste usta umalowane delikatnie, lekko rozchylone. Przepiękna. Chwyciłem jej dłoń, musnąłem delikatnie ustami policzek. Spacer za rękę z nią do parku był jak marzenie. Czułem jakby w tej dłoni którą ściskała zgromadziło się milion szpilek i wszystkie one mnie kuły. To było jakby mnie coś od środka rozrywało, jakby milion motyli chciało się wydostać z mojego ciała. Patrzyłem w jej piękne oczy i widziałem, że błyszcza jak gwiazdy. Dla mnie. Kiedy tylko usiedliśmy przytuliła się do mojego ramienia, a motyle znów dały o sobie znać. Nie mogłem tak dłużej. Niepewność mnie przytłaczała. Postanowiłem nie czekać dłużej. Drżącym głosem zapytałem:
-Allegro, czy zostaniesz moją dziewczyną?- teraz tylko czekałem na wybuch śmiechu. Tak cholernie bałem się odrzucenia. Już w myślach słyszałem NIE. Przymknąłem oczy i czekałem na wyrok. Nie docierało do mnie, że promienie słońca pieszczą moje policzki, że wiatr rozwiewa delikatnie włosy Allegry, a te muskają co sekundę moja dłoń. Nie czuję nawet promieniującego z jej ciała ciepła, które mnie owiewa. Tylko to jedno słowo dudni w moim mózgu: NIE, NIE, NIE. Boję się, że jeśli jej milczenie potrwa jeszcze choć odrobinę dłużej, to nic ze mnie nie zostanie. Nagle wyczuwam jej delikatne poruszenie. Jej dłoń muska mój policzek. Ciało opiera się o mój tors. Unoszę powieki. Tuż przed oczami mam jej cudowną twarz. Czuję jej oddech pachnący malinami. Zamieram. Nie potrafię wykonać choćby najdrobniejszego gestu. Pierwsze zetknięcie się naszych ust wysysa ze mnie powietrze. Jej delikatne, ciepłe wargi na moich. Ciepły dotyk, subtelna pieszczota. Czuje jakbym spadał w przepaść i nigdy nie miał się zatrzymać. To pierwszy raz kiedy całowałem się z dziewczyną. Kiedy odebraliśmy się od siebie znów przed oczami miałem jej rozkosznie zarumienioną twarz. A do mojej podświadomości docierało już tylko jedno słowo TAK.


środa, 12 października 2016

Rozdział 9- Strach przed lataniem

PIOSENKA
Czasem zastanawiam się jak to jest. Jedna decyzja determinuje całą przyszłość. A może nie. A może, to nie jest tak. Może każdy ma z góry wyznaczony cel podróży i obojętnie czy skręci w prawo, czy
w lewo i tak do tego celu dojdzie.  Czy to tak, że nie ważne jaką drogę wybierzesz efekt i tak będzie taki sam. Jednak nie. Pewnie to decyzje napędzają kolejne wydarzenia. Kurczę pomieszanie
i poplątane to wszystko. Nie wiem co będzie dalej. Wiem natomiast jakie decyzję zostały przeze mnie podjęte. Wiem co chcę robić i nikt ani nic tego nie zmieni.  Przecież ktoś śpiewał w piosence: Na niebie naprawdę nic się nie dzieje, drogami rządzą ludzie.



Ramallo, Ramallo- czekaj. Biegłem zdyszany przez cały podjazd prowadzący do naszego domu. Dopiero przy bramie udało mi się zatrzymać samochód z odjeżdżającym przyjacielem. Z wujkiem. Tak pozwolił na siebie mówić. No bo jak? Po imieniu nie wypada, a na Pan to trochę głupio. Postanowiłem zabrać się z nim do centrum, a spędzony czas poświęcić rozmowie. Wujek jest równym facetem. Dużo rozumie. Nie jest jak tato, który od razy się denerwuje. Jest spokojny, opanowany. Słucha, pyta o moje odczucia. Ojcu naraziłem się bójką w szkole. Przecież nie mogłem pozwolić by ktoś bezkarnie popychał moja siostrę . Każdy facet by tak zareagował.
-Leon czemu, nie mówiłeś, że chcesz jechać, poczekałbym.
-Wiem, ale w sumie to się przed chwilą zdecydowałem- jestem pewien, że na moją twarz wypłynął rumieniec.
-Pewnie chcesz, pogadać.
-Skąd wiedziałeś?
-Coś tam obiło mi się o uszy. Tak serio, to Violetta mi opowiedziała jak odbierałem ją ze szkoły.
-Mała ma stanowczo za długo język.
-Leon.  Martwiła się.
-Niepotrzebnie. Chcę pogadać o czymś innym, ale to tajemnica.
-Wiesz, że na mnie możesz liczyć. Opowiadaj.
-No więc … No tak … Jakby to powiedzieć…
-Leon, najlepiej od początku. Ja skupiam się na drodze, a ty opowiadaj.
-Opowiadałem Ci, że byłem ostatnio ze znajomymi na basenie.
-No opowiadałeś. Czy coś podczas tego wypadu się wydarzyło.
-Ramallo, poznałem dziewczynę. Śliczna jest. Podoba mi się.
-To chyba trochę wcześnie, Leon jesteś bardzo młody jeszcze. Masz czas na dziewczyny.
-Wujku, wszyscy chłopacy z grupy mają dziewczynę oprócz mnie.  A poza tym to nie jest moja dziewczyna.
-Leon, a co z Franceską,  już ci się nie podoba.
-Franceska woli Diego.
-A Diego?
-Diego ma teraz co innego na głowie. Nie ma czasu na dziewczyny.  A poza tym Fran go nie interesuje.
-Dobrze, opowiedz moi coś o tej twojej koleżance.
-No tak jak mówiłem poznałem ją na basenie. To dziewczyna, która przyjechała do nas na wymianę. Pochodzi ze Stanów. Jest śliczna. Ma ciemnoblond włosy i piękne piwne oczy. Jak znajduje się w pobliżu to czuje takie łaskotanie w brzuchu. Wiem to głupie, że z tobą o tym gadam, ale Diego powiedział, że jestem głupi i, że jeszcze będą z nią problemy.
-Dlaczego tak powiedział? Zna tą dziewczynę.
-Zna, chodzi z nim na jedne zajęcia. Mówił mi, że go podrywała, a on ja spławił i teraz chce wzbudzić w nim zazdrość podrywając mnie, a ja mu nie wierzę, ona by nie była do tego zdolna.
-Jak ma na imię ta szczęściara?
-Allegra.
-Młody przyjacielu, jeśli chcesz posłuchać rady starego kawalera to proszę bardzo. Zakochanie to cudowna rzecz. Zwłaszcza to pierwsze. Nie ważne czy ta miłość przetrwa czy nie na zawsze zabierze część twojego serca. Allegra zawsze będzie fragmentem ciebie, twoja małą cząstką. To uczucie jakbyś szybował i nigdy nie miał opaść, to jakbyś dotknął słońca, ale się nie poparzył, no taki rodzaj niewoli, kalectwa. Popadasz w całkowitą łaskę drugiej osoby, jesteś ślepy i głuchy na wszystko. Kochanie to najpiękniejsze, co może ci się przytrafić. Lecz zawsze kiedy  kierujesz  się sercem pamiętaj o konsekwencjach swoich poczynań. Leon jesteście młodzi i na wszystko macie czas. Nie spiesz się.
Na takiej rozmowie minęło jeszcze  czterdzieści minut. Tak wszyscy kochamy korki
w Madrycie. Kiedy Leon wysiadł zacząłem wracać myślami do naszej rozmowy.  Analizowałem każde słowo.  Nie chciałbym by przez moje nieopatrznie wypowiedziane słowo popełnił głupotę, której będzie później żałował całe życie. Udzielałem mu rad, a sam nie jestem lepszy. Zero odwagi, zero inicjatywy. Mam tuż pod nosem kobietę, piękną dobrą, cudowną. Oczywiście nic z tym nie robię. Udaję głupka. Niby nie widzę, że ona się o mnie stara. Wcale tak nie jest. Doceniam każdy jej nawet najdrobniejszy gest.  Kocham jej się sprzeciwiać. Ona tak ślicznie się wtedy złości.  Tyko co ja mam jej do zaoferowania. Stary kawaler. Pracoholik. Chciałbym móc jej pozwolić jej odejść, jednak nie potrafię. Zawsze kiedy myślę, że już się poddała ona robi coś co sprawia, że myślę, że może jednak jest dla nas nadzieja.

Olga to, Olga tamto. Nigdy nic mu nie pasuje. A to kawa za słodka, a to ciastko za kokosowe. Stara zrzęda z niego.  Jest wykształcony, kulturalny, obyty. Nic dodać nic ująć, a tępy jak but u lewej nogi.  Nie ważne co bym zrobiła lub nie on i tak mnie nie dostrzega; chyba transparent wywieszę Kocham Cię Ramallo.  Może wtedy w końcu mnie zauważy. Kiedy pomyślę o mojej przeszłości uświadamiam sobie, że mogłam mieć każdego mężczyznę. Przystojni i ci miej, bogaci i biedni, faceci z pierwszych stron gazet. Wszyscy oni wzdychali do mnie, zabiegali o moją uwagę. Byłam piękna, rozpoznawana w pewnych kręgach. Nic i nikt się wtedy dla mnie nie liczył. Była tylko praca i praca, nic innego. Co mnie tak pochłaniało. Pieczenie. Byłam, czy też jestem cukiernikiem. Tylko, że wtedy, parę lat wstecz nie byłam jakimś tam cukiernikiem. Moje desery uświetniały najbardziej prestiżowe przyjęcia świata. Paryż, Rzym, Moskwa, Monako.  Moimi pracodawcami byli możni tego świata. Prezydenci, premierzy, koronowane głowy, a w tym wszystkim ja i moje niebiańskie słodycze. Musy, ciasta tarty i tartinki, Millefeuille, czyli tysiąc płatków, Crème brûlée, Sachertorte. To tylko kilka wśród tysięcy stworzonych prze ze mnie. Praca, praca i nic innego. To była pasja, życie. Aż do czasu. Nienauczona obcowania z ludźmi, a szczególnie z mężczyznami, najzwyczajniej w świecie zakochałam się. Nawet nie; oszalałam z miłości. Był przystojnym interesującym mężczyzna. Tylko jedna wada
w idealnej całości. Miał żonę, rodzinę. Ja głupa wierzyłam w standardowe tłumaczenie, że ich małżeństwo to fikcja, że się rozwiedzie, że będziemy żyli długo
i szczęśliwie. Nie, nie rozwiódł się; nie, ich małżeństwo nie było fikcją; nie, nie kochał mnie. Byłam, jak się później okazało, jedną z wielu, kolejną zdobyczą na niekończącej się liście. Zostałam sama. Złamana, załamana, wypalona emocjonalnie. Nagle zabrakł przyjaciół. Popełniłam przecież największą zbrodnię na świecie. Kochałam. Jaka ja byłam głupia. Straciłam wszystko. Pracę, pozycję, serce do pieczenia. Został tylko żal, złość i maleńka istotka, która rosła we mnie. Powód do codziennego wstawania z łóżka, do jedzenia, oddychania, życia. Malutki skarb, skrawek tej miłości. Jednak później nie było już nic. Stres, choroba, stan emocjonalny. To wszystko zabrało mi nawet tę okruszynę szczęścia. Znów byłam sama, pogrążona w rozpaczy i depresji. Wtedy na własnej skórze doświadczyłam,  co oznacza, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Na jednym z takich przyjęć poznałam gwiazdę . Baletnicę absolutną. Podczas gdy inni rozpływali się nad jakimś przekombinowanym deserem, ta zajadała się babeczkami z malinami. Najprostszym, najzwyklejszym wypiekiem. Tylko ktoś tak niezwykły jak ona mógł zachować się właśnie tak. Tak zaczęła się przyjaźń. Ktoś mógł rzec, szorstka znajomość o znamionach przyjaźni. Jednak to właśnie ta cudowna osoba była moją deską ratunku. Tak znów przysłowie. Tak prawdziwe. Kiedy wszyscy się odwrócili, ona została. Trwała w każdej chwili. Szczególnie w tej złej. Ona była przy mnie kiedy traciłam moje dziecko, kiedy wracałam do pustego mieszkania. Trzymała mnie w ramionach kiedy myślałam tylko o tym jak ze sobą skończyć. Jak sprawić by ból i cierpienie odeszły. Trzymała mnie w tym świecie
i życiu- kurczowo. Była bezkompromisowa, a czasem walczyła za mnie. Nie poddała się. To nie  było w jej naturze, ale dzięki niej jestem tu i teraz. Mogę  myśleć, że może jednak miłość jest mi pisana. Przecież nie ważne w jakim wieku. Miłość nie zna takich ograniczeń. Walka się opłaciła. Wróciłam do życia, do ludzi. Pogrzebałam co prawda swoje serce, wraz z miłością do mężczyzny i do dziecka. Jednak żyłam. Mimo, że dzieliło nas kilka lat, odnalazłyśmy siebie. Zaciągnęłam wtedy dług, którego nie da się spłacić żyjąc nawet tysiąc lat. Dar życia nie ma ceny i wartości. Ale życie jak to życie. Jest niespodziewane i przewrotne. Dane mi było cieszyć się jej szczęściem, miłością, małżeństwem. W końcu dzieckiem. Piękną dziewczynką, słodką jak ona sama.
A później przyszedł cios prosto  w serce. Szokująca wiadomość. Nie ma jej i nie ma Germana. Ale została Violetta.  Przyszła też świadomość, że los daje mi szansę by podziękować za życie. Życie za życie. Zrobię wszystko by ta mała miała kochający się dom. Dawno temu ustaliliśmy, że gdyby cokolwiek się stało to właśnie Lili i Marcos zaopiekują się Violą, ale ustaliliśmy też, że ja zawsze będę obecna w jej życiu. Maria nigdy nie mogła zrozumieć, że nie chce wrócić do swojego zawodu. Kiedy oznajmiłam jej, że moją pracą będzie prowadzenie domu z niedowierzania śmiała się kilka dni. Tłumaczyła, że przecież jestem gwiazdą i skoro się pozbierałam to nadal powinnam robić to co kocham. Ja jej tłumaczyłam, że szczęście można znaleźć na wiele sposobów.  Nie zawsze trzeba błyszczeć na firmamencie.  Czasem szczęście, to bycie gwiazdą drugiego planu. Jeśli jesteś spełniony to czemu nie. Tak więc jestem gwiazdą drugiego planu i jestem maksymalnie szczęśliwa. Do pełnej harmonii brakuje tylko Ramallo. Teraz kiedy wiem, że moje serce jednak gdzieś tam we mnie podryguje delikatnie, bo delikatnie liczę, że prędzej czy później ten zrzędliwy facet uświadomi sobie, że mnie kocha. Dlaczego tylko boję się, że to będzie później.

Diego, poczekaj. Słyszysz , poczekaj chwilę.
W końcu po dwóch dniach, złapałem mojego syna. Wiem, że jest już prawie pełnoletni, ale ja nadal jestem jego ojcem i mam co do powiedzenia.
-Tato, czego chcesz.
-Nie tym tonem młody człowieku, nie sądzisz , że powinniśmy porozmawiać- widzę zdenerwowanie na twarzy mojego syna i zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Byliśmy tak zżyci. Mówił mi o wszystkim, przychodził do mnie z każdym problemem, a teraz każda nasza rozmowa kończy się tak samo. Awanturą.
-Tato to nie ma sensu. Zaraz się pokłócimy, a tego nie chcę.
-Powiedz mi w takim układzie czego chcesz.
-Naprawdę chcesz to wiedzieć?
-Nie pytał bym gdybym się tym nie interesował.
-Dobrze powiem ci czego chcę, a  raczej czego  nie chce. Nie chcę iść na prawo.
-Tak trudno było mi to powiedzieć. Zrozumiałbym.
-Jesteś pewien.
-Przecież jesteś moim synem. Kocham cię i chce dla ciebie jak najlepiej.
-To dlaczego tak naciskałeś.
-Bo chciałem jak najlepiej- po tym moim stwierdzeniu oboje wybuchamy głośnym śmiechem, jesteśmy tak bardzo podobni. Kiedy patrzę w jego oczy widzę siebie, też się buntowałem tylko, ja nie miałem jego odwagi.
- Diego jestem z ciebie dumny, obojętnie co postanowisz będziemy cię z mama wspierać. Chciałbym tylko wiedzieć co ze szkołą
-Nie martw się. Violetta i Leon tak mi suszyli głowę, że już poprawiłem oceny
i częściej chodzę na lekcje.
-Diego, a co robiłeś kiedy nie chodziłeś do szkoły.
-Uczyłem się. Informatyki, programowania, geografii, tego co mnie interesuje. Chodziłem na różne kursy.
-Synu, ale to wszystko kosztuje. Skąd brałeś pieniądze przecież nie od nas.
-Zarobiłem robiąc tłumaczenia. A że na nic nie musze wydawać, wydałem na to.
W końcu czekoladę kupuje mi Viola jak coś potrzebuje ode mnie, a że często coś potrzebuje to mam niezły zapas. Dobra, tato idę bo się spóźnię na autobus, a tym samym do szkoły, a tego byś nie chciał.
 Słyszę zatrzaśnięte drzwi  i tyle go było.  Tym sposobem jedną rozmową odzyskałem syna. Muszę podziękować Ramallo i Lili. Było tak blisko, żeby się ode mnie odsunął. Prawo to było moje marzenie, a nie jego. Dobrze, że mi to uświadomili. Swoją droga ciekaw jestem jak potoczą losy moich dzieci. Buntowniczy Diego, roztrzepany Leon
i marzycielka Viola. Będę ich wspierał na ile będę mógł. Ja, Lili, Olga, Ramallo- dream team.  


poniedziałek, 3 października 2016

Rozdział 8- Mieć czy być



Presja jest coraz większa. Wszyscy oczekują ode mnie czegoś,  na co ja się absolutnie nie godzę. Są we mnie sprzeczności, które walczą ze sobą. To tak jak odwieczna walka dobra ze złem.  Jedni mówią; słuchaj serca, inni, że rozumu. Co wybrać?  Odpowiedź będzie jedna. Wybierz siebie. Swoje myśli, marzenia, oczekiwania. Czy należy unieszczęśliwić siebie by szczęśliwi byli inni. Nie. Nie można zatracać siebie, to jak powolne umieranie. Przecież, jeśli ktoś kocha to chce twojego szczęścia. Jednak prawda może zaboleć, marzenia runąć. Pozostaje jednak wiara, że wszystko się ułoży.

Tak prezent Diego zwalił mnie z nóg. W sumie to był prezent w dwupaku. Zapomniałam o torcie z malinami, o odświętnie ubranych domownikach. Wstydziłam się przyznać, ale choć raz Diego pobił wszystko i wszystkich. Zwykle to Leon sprawia, że się śmieję, a tu taka niespodzianka. W moim pokoju, wygodnie na moim własnym łóżku rozsiadł się nie kto inny, jak Franceska.  Tak, moja najlepszejsza  przyjaciółka pod słońcem. Dodatkowo w kącie  pokoju, pojawiło się mini terrarium z mini żółwikiem. Parę tygodni wcześniej, Leon wybłagał od rodziców zgodę na wypad do zoo. Tylko nasza trójka. Rodzice nie chcieli się zgodzić twierdząc, że chłopcy są skrajni nieodpowiedzialni, a ja jestem za mała by puścić mnie samą. Wtedy do akcji wkroczyła Olga. Powiedziała, że nigdy się nie nauczymy odpowiedzialności jeśli będziemy wciąż trzymani pod kloszem. Powiedziała, że cały dzień będzie pod telefonem i jeśli będzie się coś działo to do nas przyjedzie. Tak uspokojeni rodzice dali nam kieszonkowe, zawieźli do zoo i zostawili samych. Był tylko jeden warunek- trzymamy się razem i pilnujemy siebie wzajemnie. Niestety ja , to ja. W pawilonie z gadami, zakochałam się w malutkim żółwiku i spędziłam chyba  bite dwie godziny obserwując jego poczynania. Niestety ktoś musiał być tam ze mną. Chłopcy postanowili przeprowadzić losowanie. Leon wygrał, więc poszedł sobie spacerować  i podziwiać zwierzęta, natomiast Diego siedział ze mną i nudził się jak mops. I tak złamaliśmy zasadę nierozdzielania się, no ale rodziców nie było więc czemu nie. Ale wracając do tematu. W pokoju była Franceska i był żółwik. To niesamowite. Taki ogrom radości, a taka mała Violetta. W między czasie dołączył do nas Leon, który gdy  tylko zobaczył Franceskę rozsiadł się obok niej na łóżku i zaczął się głupkowato uśmiechać. Na co czarnulka, tylko się rumieniła. Nie wiem, jacyś tacy dziwni są.
 W jednej chwili zakochałam się. Miłością wieczną, wierną i bezinteresowną. Gustaw, bo tak miał na imię mój wybranek, był najpiękniejszym z żółwi i był tylko mój. Stałam obok terrarium i tylko patrzyłam na mojego milusińskiego. Pomyśleć, że to wszystko dzięki Diego. Odwróciłam się od mojego kochanego Gustawa  po to by z całej mocy wyściskać chłopaka. Trochę to było trudne, bo ja jestem dość wątła, a Diego dosyć postawny.  Mimo to zafundowałam Diego największego przytulasa na jakiego mnie było stać. Leon stwierdził, że rozczuliła go cała ta sytuacja i dołączył do uścisku ciągnąc ze sobą również Fran. Głupio mi się zrobiło, bo w tym całym zachwycie Gustawem zapomniałam o Fran, która znalazła się w moim pokoju nie wiadomo skąd.
-Fran, skąd ty się tu wzięłaś?
-Viola z Salamanki, a skąd miałam się wziąć.
-Głupia nie jestem, wiem, że z Salamanki, ale miałyśmy się zobaczyć dopiero za miesiąc, gdy zaczną się wakacje.
-Tak, Mała. Diego z Leonem zadzwonili do moich rodziców i poprosili by mnie puścili. Tak długo suszyli głowę Ramallo, że ten zgodził się mnie tu przywieść. Rodzice zgodzili się i spędzimy razem aż dwa dni. Mam nadzieję, że się cieszysz.
-Fran pewnie, że się cieszę. To najlepsze urodziny pod słońcem. Dodatkowo na te dwa dni oddam ci tych moich chłopaków pod opiekę.
-Jak to Viola, nie chcesz nas- spytał, zaśmiewając się w niebogłosy Diego. Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ ubiegł mnie Leon.
-Diego, mnie tam taka zamiana odpowiada, przynajmniej Fran nie jest naszą siostrą- roześmiana twarz Leona została okraszona soczystym rumieńcem. Czyżby Fran spodobała się Leonowi? Matko jacy ci chłopcy są głupiutcy.
Kiedy zeszliśmy ponownie do salonu dorosła część rodziny była w trakcie picia kawy. Tort jednak czekał nietknięty. Wujek ponownie zapalił świeczki, a mnie pozostało pomyśleć życzenie. Czego mi było potrzeba więcej. Niesprawiedliwym było by w ogóle prosić o więcej. Życzenie mogło być tylko jedno; by było jak teraz. Nie lepiej, nie gorzej. Szczęśliwie, jak teraz.
Dwa dni spędziłyśmy z Fran na zabawie, spacerach i obgadywaniu wszystkiego i wszystkich. Trochę jestem jeszcze nierozgarnięta w sprawach sercowych, ale zorientowałam się, że  Leonowi spodobała się Fran, ale ta ciągle wypytywała o Diego. Leon chodził zły, bo był zazdrosny. Diego chodził zły, bo Olga podłapała, że jej Dieguś ma adoratorkę, a ja i Gustaw śmialiśmy się cały czas z ich problemów. Takie zakochiwanie się jest głupie. Ja mam  Gustawa i tak zostanie po wsze czasy. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Minęły dwa urodzinowe dni. Fran wróciła do domu, a ja i dwaj zakochani panowie do szkoły.




-Marcos, musimy porozmawiać.
-Skarbie pięć minut, już kończę.
-Przyniosę kawę.
-Dobrze kochanie. Podejrzewam, że to poważna sprawa skoro idziesz po kawę.
-Tak, Marcos. To naprawdę poważna sprawa.
Jestem dziś nie do życia. Jeden telefon załamał mnie tak bardzo, że nie potrafię normalnie funkcjonować. Tyle się ostatnio wydarzyło. Śmierć Marii. To był cios. Przyjaźniłyśmy się tyle lat. Jak to się mówi o kołyski. Razem dorastałyśmy. Chodziłyśmy do szkoły. Byłyśmy świadkami pierwszych miłości i pierwszych niepowodzeń. Ona była jak moje odbicie lustrzane. Każdy kłopot z którym się borykałam pomagała mi rozwiązać właśnie ona. Teraz jej nie ma. Jest Viola. Tylko tyle mogę dla niej zrobić. Otoczyć miłością jej ukochaną córeczkę. To wszystko co się wydarzyło sprawiło, że pierwszy raz w życiu pomyślałam, że sobie nie poradzę. Czułam jakby ta lawina, która zabrała moich przyjaciół, pochłonęła również mnie. Moim wsparciem był Marcos. Jego silne ramiona zawsze i wszędzie. Jest moją ostoją, moim portem, ukojeniem. Mamy dwóch wspaniałych synów, a teraz również córkę. Pokochaliśmy ją tak jakby była naszym dzieckiem. Jest naszym dzieckiem. Tyle spraw miało miejsce w tak krótkim czasie. Pożegnałam przyjaciół, dom w którym mieszałam osiemnaście lat, dorobiłam się córki, nowego domu i dwóch współlokatorów. To życie. Nie film, nie odcinek porywającego serialu, nie sztuka teatralna. Życie. Wszystko w moim uległo rozpadowi tylko po to, by powstać na nowo. Nie lepsze, nie gorsze, tylko zupełnie nowe. Tylko Marcos jest stałą w tym wszystkim. Zawsze kochający, czuły, mój. Poradziliśmy sobie z tym wszystkim razem. Zawsze razem. Teraz też sobie damy radę. Rozmawiałam już z Olgą. Zdradziłam jej trochę moich zmartwień. Trochę mi ulżyło, ale tylko rozmowa z moim mężem może mnie ukoić. Muszę mu przekazać trudne wiadomości, a nie wiem jak on to wszystko zniesie. Kawa zawsze pomaga. Patrzę na czajnik z bulgoczącą wodą. Jestem jak zahipnotyzowana. Dopiero uczucie czyjegoś dotyku mnie pobudza. Ramiona mojego ukochanego ściśle mnie otulają. Czuję ciepło rozpływające się po moim ciele, czuję spokój. Tyle lat, a ja nadal jestem tak szaleńczo w nim zakochana.
-Lili, słoneczko co się dzieje.
-Opowiem ci wszystko. Tylko proszę nie denerwuj się na zapas.
-Czy ja się kiedyś denerwowałem?- jestem przecież najspokojniejszym człowiekiem na świecie.
 Boże jak ja kocham ten jego bezczelny uśmiech.
-Marcos, chodzi o Leona i Diego.
-Fakt masz rację mogę się zdenerwować. Co oni znów wymyślili.
-Chodzi o szkołę. Dzwoniła dyrektorka z całą lista skarg i zażaleń. Zagroziła, że jak tak dalej będzie wywali Diego.
-Co?- krzyk mojego męża słychać było chyba na drugim końcu Madrytu.
-Cicho bo cię usłyszą.
-Co cicho. Bezstresowe wychowanie, cholera jasna. Robią co chcą i teraz tak to się skończy, że Diego wywalą, a Leon pewnie nie przejdzie na wyższy poziom.
-Marcos, skarbie, uspokój się- kładę dłoń na jego ramieniu. Czuję jak jego ciało drży.
-Dobrze powiedz mi na spokojnie o co chodzi. Co mówiła ta dyrektorka.
-Podstawowym problemem jest to, że Diego nie chodzi na zajęcia, a Leon pyskuje wszystkim. Zasugerowała, że może powinniśmy przenieś Diego do innej szkoły. Powiedziała, że jest bardzo inteligentny, ale chyba ma inne zainteresowania, że ta szkoła nie pozwala mu w pełni się rozwinąć. Jedynymi zajęciami na których ma stu procentową obecność jest polski.
-Tak, bo Viola z nim chodzi.
-No właśnie nie. Okazuje się, że nasz syn wziął udział w eliminacjach do krajowej olimpiady z języka polskiego, wygrał je i niebawem weźmie udział w ogólnokrajowym finale odbywającym się w Barcelonie.
-Jak to, dlaczego nam nic nie powiedział?
-Przycisnęłam Leona i okazało się, że bał się, że nie będziesz zadowolony.
-Dlaczego? Mój syn się mnie wstydzi.
-Skarbie, bo za mocno naciskasz na niego. To, że ty jesteś prawnikiem nie znaczy, że on tez musi być.
-Lili; mój ojciec był prawnikiem, mój dziadek, pradziadek. Ja jestem prawnikiem.
-Marcos, ale to nie oznacza, że Diego też musi. Może porozmawiaj z nim na spokojnie.
-Dobrze Lili, porozmawiam. Powiedz co z Leonem.
-Ta dyrektorka powiedziała, że powinniśmy zwrócić na niego większą uwagę. Dorasta. Hormony buzują. Wdał się w bójkę, bo jakiś kolega niechcący popchnął Violę. Leon się zdenerwował i doszło do bójki. Jedno dobre, że przeprosił.
-Lili, a może poproszę Ramallo, żeby z nim pogadał. Wiem, że Leon go bardzo lubi i ze wzajemnością. Może on na niego wpłynie.
-Tak to świetny pomysł.
Wiedziałam, że z moim kochanym mężem wszystko będzie łatwiejsze i prostsze. Początkowo bardzo się zdenerwował. Jednak spokojna rozmowa dużo nam dała. Marcos przyjął to wszystko lepiej niż myślałam. Pewna byłam że problemy nas znów przytłoczą, a jednak poradziliśmy sobie. Kolejny raz. Razem. Razem jesteśmy silni i poradzimy sobie ze wszystkim. Strach pomyśleć co będzie jak nasi synowie odkryją płeć piękną, a Viola przekona się, że istnieją na świecie inni mężczyźni  niż Marcos, Ramallo, Leon, Diego i jej Gustaw. Wtedy potrzebne będą hektolitry kawy J Marcos tego nie przetrwa.





BLA BLA BLA ...

Pojawienie si ę jakiegokolwiek autora na blogu po tak d ł ugiej nieobecno ś ci, mo ż e oznacza ć tylko jedno. Koniec bloga. Jed...