środa, 12 października 2016

Rozdział 9- Strach przed lataniem

PIOSENKA
Czasem zastanawiam się jak to jest. Jedna decyzja determinuje całą przyszłość. A może nie. A może, to nie jest tak. Może każdy ma z góry wyznaczony cel podróży i obojętnie czy skręci w prawo, czy
w lewo i tak do tego celu dojdzie.  Czy to tak, że nie ważne jaką drogę wybierzesz efekt i tak będzie taki sam. Jednak nie. Pewnie to decyzje napędzają kolejne wydarzenia. Kurczę pomieszanie
i poplątane to wszystko. Nie wiem co będzie dalej. Wiem natomiast jakie decyzję zostały przeze mnie podjęte. Wiem co chcę robić i nikt ani nic tego nie zmieni.  Przecież ktoś śpiewał w piosence: Na niebie naprawdę nic się nie dzieje, drogami rządzą ludzie.



Ramallo, Ramallo- czekaj. Biegłem zdyszany przez cały podjazd prowadzący do naszego domu. Dopiero przy bramie udało mi się zatrzymać samochód z odjeżdżającym przyjacielem. Z wujkiem. Tak pozwolił na siebie mówić. No bo jak? Po imieniu nie wypada, a na Pan to trochę głupio. Postanowiłem zabrać się z nim do centrum, a spędzony czas poświęcić rozmowie. Wujek jest równym facetem. Dużo rozumie. Nie jest jak tato, który od razy się denerwuje. Jest spokojny, opanowany. Słucha, pyta o moje odczucia. Ojcu naraziłem się bójką w szkole. Przecież nie mogłem pozwolić by ktoś bezkarnie popychał moja siostrę . Każdy facet by tak zareagował.
-Leon czemu, nie mówiłeś, że chcesz jechać, poczekałbym.
-Wiem, ale w sumie to się przed chwilą zdecydowałem- jestem pewien, że na moją twarz wypłynął rumieniec.
-Pewnie chcesz, pogadać.
-Skąd wiedziałeś?
-Coś tam obiło mi się o uszy. Tak serio, to Violetta mi opowiedziała jak odbierałem ją ze szkoły.
-Mała ma stanowczo za długo język.
-Leon.  Martwiła się.
-Niepotrzebnie. Chcę pogadać o czymś innym, ale to tajemnica.
-Wiesz, że na mnie możesz liczyć. Opowiadaj.
-No więc … No tak … Jakby to powiedzieć…
-Leon, najlepiej od początku. Ja skupiam się na drodze, a ty opowiadaj.
-Opowiadałem Ci, że byłem ostatnio ze znajomymi na basenie.
-No opowiadałeś. Czy coś podczas tego wypadu się wydarzyło.
-Ramallo, poznałem dziewczynę. Śliczna jest. Podoba mi się.
-To chyba trochę wcześnie, Leon jesteś bardzo młody jeszcze. Masz czas na dziewczyny.
-Wujku, wszyscy chłopacy z grupy mają dziewczynę oprócz mnie.  A poza tym to nie jest moja dziewczyna.
-Leon, a co z Franceską,  już ci się nie podoba.
-Franceska woli Diego.
-A Diego?
-Diego ma teraz co innego na głowie. Nie ma czasu na dziewczyny.  A poza tym Fran go nie interesuje.
-Dobrze, opowiedz moi coś o tej twojej koleżance.
-No tak jak mówiłem poznałem ją na basenie. To dziewczyna, która przyjechała do nas na wymianę. Pochodzi ze Stanów. Jest śliczna. Ma ciemnoblond włosy i piękne piwne oczy. Jak znajduje się w pobliżu to czuje takie łaskotanie w brzuchu. Wiem to głupie, że z tobą o tym gadam, ale Diego powiedział, że jestem głupi i, że jeszcze będą z nią problemy.
-Dlaczego tak powiedział? Zna tą dziewczynę.
-Zna, chodzi z nim na jedne zajęcia. Mówił mi, że go podrywała, a on ja spławił i teraz chce wzbudzić w nim zazdrość podrywając mnie, a ja mu nie wierzę, ona by nie była do tego zdolna.
-Jak ma na imię ta szczęściara?
-Allegra.
-Młody przyjacielu, jeśli chcesz posłuchać rady starego kawalera to proszę bardzo. Zakochanie to cudowna rzecz. Zwłaszcza to pierwsze. Nie ważne czy ta miłość przetrwa czy nie na zawsze zabierze część twojego serca. Allegra zawsze będzie fragmentem ciebie, twoja małą cząstką. To uczucie jakbyś szybował i nigdy nie miał opaść, to jakbyś dotknął słońca, ale się nie poparzył, no taki rodzaj niewoli, kalectwa. Popadasz w całkowitą łaskę drugiej osoby, jesteś ślepy i głuchy na wszystko. Kochanie to najpiękniejsze, co może ci się przytrafić. Lecz zawsze kiedy  kierujesz  się sercem pamiętaj o konsekwencjach swoich poczynań. Leon jesteście młodzi i na wszystko macie czas. Nie spiesz się.
Na takiej rozmowie minęło jeszcze  czterdzieści minut. Tak wszyscy kochamy korki
w Madrycie. Kiedy Leon wysiadł zacząłem wracać myślami do naszej rozmowy.  Analizowałem każde słowo.  Nie chciałbym by przez moje nieopatrznie wypowiedziane słowo popełnił głupotę, której będzie później żałował całe życie. Udzielałem mu rad, a sam nie jestem lepszy. Zero odwagi, zero inicjatywy. Mam tuż pod nosem kobietę, piękną dobrą, cudowną. Oczywiście nic z tym nie robię. Udaję głupka. Niby nie widzę, że ona się o mnie stara. Wcale tak nie jest. Doceniam każdy jej nawet najdrobniejszy gest.  Kocham jej się sprzeciwiać. Ona tak ślicznie się wtedy złości.  Tyko co ja mam jej do zaoferowania. Stary kawaler. Pracoholik. Chciałbym móc jej pozwolić jej odejść, jednak nie potrafię. Zawsze kiedy myślę, że już się poddała ona robi coś co sprawia, że myślę, że może jednak jest dla nas nadzieja.

Olga to, Olga tamto. Nigdy nic mu nie pasuje. A to kawa za słodka, a to ciastko za kokosowe. Stara zrzęda z niego.  Jest wykształcony, kulturalny, obyty. Nic dodać nic ująć, a tępy jak but u lewej nogi.  Nie ważne co bym zrobiła lub nie on i tak mnie nie dostrzega; chyba transparent wywieszę Kocham Cię Ramallo.  Może wtedy w końcu mnie zauważy. Kiedy pomyślę o mojej przeszłości uświadamiam sobie, że mogłam mieć każdego mężczyznę. Przystojni i ci miej, bogaci i biedni, faceci z pierwszych stron gazet. Wszyscy oni wzdychali do mnie, zabiegali o moją uwagę. Byłam piękna, rozpoznawana w pewnych kręgach. Nic i nikt się wtedy dla mnie nie liczył. Była tylko praca i praca, nic innego. Co mnie tak pochłaniało. Pieczenie. Byłam, czy też jestem cukiernikiem. Tylko, że wtedy, parę lat wstecz nie byłam jakimś tam cukiernikiem. Moje desery uświetniały najbardziej prestiżowe przyjęcia świata. Paryż, Rzym, Moskwa, Monako.  Moimi pracodawcami byli możni tego świata. Prezydenci, premierzy, koronowane głowy, a w tym wszystkim ja i moje niebiańskie słodycze. Musy, ciasta tarty i tartinki, Millefeuille, czyli tysiąc płatków, Crème brûlée, Sachertorte. To tylko kilka wśród tysięcy stworzonych prze ze mnie. Praca, praca i nic innego. To była pasja, życie. Aż do czasu. Nienauczona obcowania z ludźmi, a szczególnie z mężczyznami, najzwyczajniej w świecie zakochałam się. Nawet nie; oszalałam z miłości. Był przystojnym interesującym mężczyzna. Tylko jedna wada
w idealnej całości. Miał żonę, rodzinę. Ja głupa wierzyłam w standardowe tłumaczenie, że ich małżeństwo to fikcja, że się rozwiedzie, że będziemy żyli długo
i szczęśliwie. Nie, nie rozwiódł się; nie, ich małżeństwo nie było fikcją; nie, nie kochał mnie. Byłam, jak się później okazało, jedną z wielu, kolejną zdobyczą na niekończącej się liście. Zostałam sama. Złamana, załamana, wypalona emocjonalnie. Nagle zabrakł przyjaciół. Popełniłam przecież największą zbrodnię na świecie. Kochałam. Jaka ja byłam głupia. Straciłam wszystko. Pracę, pozycję, serce do pieczenia. Został tylko żal, złość i maleńka istotka, która rosła we mnie. Powód do codziennego wstawania z łóżka, do jedzenia, oddychania, życia. Malutki skarb, skrawek tej miłości. Jednak później nie było już nic. Stres, choroba, stan emocjonalny. To wszystko zabrało mi nawet tę okruszynę szczęścia. Znów byłam sama, pogrążona w rozpaczy i depresji. Wtedy na własnej skórze doświadczyłam,  co oznacza, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Na jednym z takich przyjęć poznałam gwiazdę . Baletnicę absolutną. Podczas gdy inni rozpływali się nad jakimś przekombinowanym deserem, ta zajadała się babeczkami z malinami. Najprostszym, najzwyklejszym wypiekiem. Tylko ktoś tak niezwykły jak ona mógł zachować się właśnie tak. Tak zaczęła się przyjaźń. Ktoś mógł rzec, szorstka znajomość o znamionach przyjaźni. Jednak to właśnie ta cudowna osoba była moją deską ratunku. Tak znów przysłowie. Tak prawdziwe. Kiedy wszyscy się odwrócili, ona została. Trwała w każdej chwili. Szczególnie w tej złej. Ona była przy mnie kiedy traciłam moje dziecko, kiedy wracałam do pustego mieszkania. Trzymała mnie w ramionach kiedy myślałam tylko o tym jak ze sobą skończyć. Jak sprawić by ból i cierpienie odeszły. Trzymała mnie w tym świecie
i życiu- kurczowo. Była bezkompromisowa, a czasem walczyła za mnie. Nie poddała się. To nie  było w jej naturze, ale dzięki niej jestem tu i teraz. Mogę  myśleć, że może jednak miłość jest mi pisana. Przecież nie ważne w jakim wieku. Miłość nie zna takich ograniczeń. Walka się opłaciła. Wróciłam do życia, do ludzi. Pogrzebałam co prawda swoje serce, wraz z miłością do mężczyzny i do dziecka. Jednak żyłam. Mimo, że dzieliło nas kilka lat, odnalazłyśmy siebie. Zaciągnęłam wtedy dług, którego nie da się spłacić żyjąc nawet tysiąc lat. Dar życia nie ma ceny i wartości. Ale życie jak to życie. Jest niespodziewane i przewrotne. Dane mi było cieszyć się jej szczęściem, miłością, małżeństwem. W końcu dzieckiem. Piękną dziewczynką, słodką jak ona sama.
A później przyszedł cios prosto  w serce. Szokująca wiadomość. Nie ma jej i nie ma Germana. Ale została Violetta.  Przyszła też świadomość, że los daje mi szansę by podziękować za życie. Życie za życie. Zrobię wszystko by ta mała miała kochający się dom. Dawno temu ustaliliśmy, że gdyby cokolwiek się stało to właśnie Lili i Marcos zaopiekują się Violą, ale ustaliliśmy też, że ja zawsze będę obecna w jej życiu. Maria nigdy nie mogła zrozumieć, że nie chce wrócić do swojego zawodu. Kiedy oznajmiłam jej, że moją pracą będzie prowadzenie domu z niedowierzania śmiała się kilka dni. Tłumaczyła, że przecież jestem gwiazdą i skoro się pozbierałam to nadal powinnam robić to co kocham. Ja jej tłumaczyłam, że szczęście można znaleźć na wiele sposobów.  Nie zawsze trzeba błyszczeć na firmamencie.  Czasem szczęście, to bycie gwiazdą drugiego planu. Jeśli jesteś spełniony to czemu nie. Tak więc jestem gwiazdą drugiego planu i jestem maksymalnie szczęśliwa. Do pełnej harmonii brakuje tylko Ramallo. Teraz kiedy wiem, że moje serce jednak gdzieś tam we mnie podryguje delikatnie, bo delikatnie liczę, że prędzej czy później ten zrzędliwy facet uświadomi sobie, że mnie kocha. Dlaczego tylko boję się, że to będzie później.

Diego, poczekaj. Słyszysz , poczekaj chwilę.
W końcu po dwóch dniach, złapałem mojego syna. Wiem, że jest już prawie pełnoletni, ale ja nadal jestem jego ojcem i mam co do powiedzenia.
-Tato, czego chcesz.
-Nie tym tonem młody człowieku, nie sądzisz , że powinniśmy porozmawiać- widzę zdenerwowanie na twarzy mojego syna i zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Byliśmy tak zżyci. Mówił mi o wszystkim, przychodził do mnie z każdym problemem, a teraz każda nasza rozmowa kończy się tak samo. Awanturą.
-Tato to nie ma sensu. Zaraz się pokłócimy, a tego nie chcę.
-Powiedz mi w takim układzie czego chcesz.
-Naprawdę chcesz to wiedzieć?
-Nie pytał bym gdybym się tym nie interesował.
-Dobrze powiem ci czego chcę, a  raczej czego  nie chce. Nie chcę iść na prawo.
-Tak trudno było mi to powiedzieć. Zrozumiałbym.
-Jesteś pewien.
-Przecież jesteś moim synem. Kocham cię i chce dla ciebie jak najlepiej.
-To dlaczego tak naciskałeś.
-Bo chciałem jak najlepiej- po tym moim stwierdzeniu oboje wybuchamy głośnym śmiechem, jesteśmy tak bardzo podobni. Kiedy patrzę w jego oczy widzę siebie, też się buntowałem tylko, ja nie miałem jego odwagi.
- Diego jestem z ciebie dumny, obojętnie co postanowisz będziemy cię z mama wspierać. Chciałbym tylko wiedzieć co ze szkołą
-Nie martw się. Violetta i Leon tak mi suszyli głowę, że już poprawiłem oceny
i częściej chodzę na lekcje.
-Diego, a co robiłeś kiedy nie chodziłeś do szkoły.
-Uczyłem się. Informatyki, programowania, geografii, tego co mnie interesuje. Chodziłem na różne kursy.
-Synu, ale to wszystko kosztuje. Skąd brałeś pieniądze przecież nie od nas.
-Zarobiłem robiąc tłumaczenia. A że na nic nie musze wydawać, wydałem na to.
W końcu czekoladę kupuje mi Viola jak coś potrzebuje ode mnie, a że często coś potrzebuje to mam niezły zapas. Dobra, tato idę bo się spóźnię na autobus, a tym samym do szkoły, a tego byś nie chciał.
 Słyszę zatrzaśnięte drzwi  i tyle go było.  Tym sposobem jedną rozmową odzyskałem syna. Muszę podziękować Ramallo i Lili. Było tak blisko, żeby się ode mnie odsunął. Prawo to było moje marzenie, a nie jego. Dobrze, że mi to uświadomili. Swoją droga ciekaw jestem jak potoczą losy moich dzieci. Buntowniczy Diego, roztrzepany Leon
i marzycielka Viola. Będę ich wspierał na ile będę mógł. Ja, Lili, Olga, Ramallo- dream team.  


10 komentarzy:

  1. Cudo lochana *.*
    Uwielbiam to w jakim stylu piszesz...bardzo wciagnelo mnie twoje opowiadanie...8)
    Czekam na nexta 😊
    Buziaki 😘😘
    Szalonaa❤❤❤
    Ps. Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest super napisane Ewuniu.
    Dziękuję.Miej radosne popołudnia

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż chce się czytać. To jest tak świetnie napisane, że za każdym razem brakuje mu słów.
    Leon i jego rozterki miłosne.
    Chłopie całe życie przed Tobą. Za tydzień znowu będzie inna 😂
    Cudowny.

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny.
    Ach ten Leon...
    Śliczny.

    Pozdrawiam.
    Miss Blueberry

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak obiecałam- przeczytałam rozdział.
    Genialnie opisane uczucia, co do faceta, który tyle naobiecał a wcale nie rozwiódł się i nie wyszedł ze swoich obietnic...
    Ogólnie cały rozdział super napisany, bardzo mi się podoba to w jaki sposób dobierasz słownictwo. Może co nie co wplątane z życia codziennego swojego lub kogoś z otoczenia. Świetny rozdział!
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    --
    http://oliwiawr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, kto to zawitał w odwiedziny. Współtwórczyni bloga, ze strony technicznej. Witamy Oliwko. Zapraszamy częściej do pozostawiania tak konstruktywnych komentarzy. piękne zdjęcia dla mnie widziałam w Twoich zbiorach. Szykuj sie do kolejnego rozdziału:):):):)

      Usuń
    2. O jak milutko haha :D Szykuje, szykuje :)

      Usuń
  6. Po prostu cudowny rozdział, wszystko jest przepięknie opisane i za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu.Uczucia są genialnie opisane a każda z postaci ma swój określony charakter.
    Leon i jego problemy sercowe *-*
    Ma przed sobą jeszcze całe życie.
    Czekam z niecierpliwością na kolejną perełkę w twoim wykonaniu;*

    Diana

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny i super napisany rozdział :)
    Mam nadzieje, że Olga i Ramallo będą w końcu razem:) :*
    Buziaki dla Ciebie:*
    Pysiula :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny <3 Wspaniały <3
    Brak słów <3
    Emily ♥

    OdpowiedzUsuń

BLA BLA BLA ...

Pojawienie si ę jakiegokolwiek autora na blogu po tak d ł ugiej nieobecno ś ci, mo ż e oznacza ć tylko jedno. Koniec bloga. Jed...