sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 3- Pozytywka.

Czternaście lat wcześniej (2)

Wigilia !!!!!!!!!!!!!!!!! To już dziś. Patrzę na wiszący na ścianie zegar, oczywiście z księżniczką na tarczy. Wskazówki pokazują 6:00. Szybko zakładam króliczkowe paputki i zbiegam do salonu. W kominku wesoło podskakują już płomienie, widomy znak, że Olga jest już na nogach. Zawsze tak jest w Wigilię. Krząta się od świtu by wszystko w tym dniu było wyjątkowe. Wiedziona pięknymi zapachami i dźwiękami świątecznych piosenek, podążam do kuchni. Tak jak myślałam Olga w swoim fioletowym fartuszku, miesza coś w garnku. Z piekarnika też dochodzą smakowite zapachy. Podbiegam  szybciutko do mojej kochanej opiekunki i przytulam, się do jej nóg. Oj, wystraszyłam ją.
- Violettuś, a ty już nie śpisz, Świeci Pańscy co rodzice powiedzą.
- Nic kochana Olgo, biegnę ich obudzić,  a Ty szykuj dla wszystkich kakao.
Wbiegam z powrotem do salonu. A tam choinka. Najpiękniejsza jaką do tej pory widziałam. Drzewko jest jakieś dziwne- srebrne. Mieni się w świetle płomieni wszelkimi barwami. To zasługa ozdób. Mamusia nigdy nie podąża za modą. Nasza choinka jest wielobarwna. Są na niej nawet ozdoby wykonane przeze mnie. 
Rodzice, tak jak przewidziała Olga nie byli szczęśliwi gdy wtargnęłam do ich sypialni, ale chyba chcąc wynagrodzić mi to, że zostawiają mnie samą na dwa tygodnie, ulegli moim prośbą i już po chwili siedzieliśmy wszyscy łącznie z Olgą i Ramallo z parującymi kubkami czekoladowego napoju wokół kominka. Dźwięk radia zastąpiła pozytywka co chwile nakręcana przez tatusia. Zresztą rodzice poświęcili mi cały dzień. Bawili się ze mną na śniegu, lepiliśmy bałwana. Później była kolacja i upominki. Obdarowałam wszystkich własnoręczne namalowanymi obrazkami. Cieszyłam się z tych chwil, których ukoronowaniem było przekazanie mi przez rodziców prezentu. Był to malutki kartonik owinięty srebrnym papierem. To co zawierał przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Rodzice zdecydowali, że świąteczna pozytywka od teraz należeć będzie do mnie. Wizerunek srebrnego posążka baletnicy w kryształowej sukienne stał się moją własnością. Szczególnie cenny upominek, bo przedstawia moją mamusię taką jaką poznał i pokochał ją tato- primabalerinę Teatru Królewskiego. Ta pozytywka została ofiarowana mojej kochanej mamie w dniu ślubu. Cudowna pamiątka. Bardzo długo i bardzo mocno ściskałam rodziców dziękując im za przecudowny upominek.   Kto by pomyślał….
Dzień Pierwszego Święta był straszny. Już około dziesiątej wyruszyliśmy do Madrytu. Rodzice cały czas pouczali mnie jak mam się zachowywać. Mówili, że mam być grzeczna, pytać o pozwolenie cioci i wujka, no i mam być miła dla chłopaków. Byłam przerażona tym, że całe dwa tygodnie nie zobaczę się z rodzicami, ani z Olgą, Ramallo nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo. Postanowiłam być dzielna. Ja Violetta mam dziesięć lat i będę bardzo, ale to bardzo dzielna. Tak intensywnie rozmyślałam o tym, co mnie czeka w domu wujostwa, że zasnęłam. Rodzice obudzili mnie dopiero, gdy dojechaliśmy do domu wujostwa. Wtedy uświadomiłam sobie, że czas rozstania zbliża się nieuchronnie. Niby zostawiali mnie na tak długo pierwszy raz, ale przecież bywałam tu już wcześniej. Nie potrafię wskazać, dlaczego tym razem było inaczej. Tak jakby coś miało się zmienić. Wydawało mi się, że ten pobyt wprowadzi moje życie w inne nieznane rejony. Podczas pożegnania wylano hektolitry łez. Płakałam ja, moja mamusia, ciocia Lilli, oraz Leon- ten akurat ze śmichu. Krztusząc się powiedział, że czegoś takiego jeszcze nie widział i że żegnamy się tak jakbyśmy mieli się już nigdy nie spotkać…

Z resztkami łez i usmarkanym nosem patrzyłam jak samochód rodziców znika na podjeździe, by dołączyć do ruchu ulicznego. Machałam jeszcze długo po tym jak odjechali, łudząc się, że może jeszcze zawrócą. Ciocia wzięła mnie do środka skąd dochodziły radosne śmiechy chłopaków i wujka, którzy przy herbacie i gigantycznych talerzach słodkości oglądali coś w telewizji.
- Violu, dołączymy do nich czy chcesz najpierw zobaczyć twój tymczasowy pokój.
- Ciociu, może jednak, zobaczymy pokój.
- Kochanie oni wrócą nim się obejrzysz. Będziemy się świetnie razem bawić; zobaczysz.
Staram się wywołać na mojej twarzy jakikolwiek uśmiech, jednak z marnym skutkiem. Jedynym pocieszeniem jest delikatny uścisk dłoni cioci. Pokój, który mam zajmować podczas pobytu w ich domu jest bajeczny. Ściany w odcieniach zieleni, pistacji, dopełnione fioletowymi dodatkami- firanki, świeczniki, ramki na zdjęcia. Całość wystroju rozświetlają białe meble: szafa, biurko i łóżko z czymś na kształt baldachimu. Natomiast na łóżku położono białą puszystą jak futro narzutę i mnóstwo, ale to mnóstwo poduszek. Widzę jak ciocia uśmiecha się patrząc na zachwyt malujący się na mojej twarzy, zwłaszcza, że wujostwo nie zapomniało o kąciku do zabawy. Zdążyłam zauważyć masę kolorowanek, kredek, najróżniejszych książek i płyt z filmami.
- Czy mojej księżniczce się podoba ?
- Ciociu skąd wiedziałaś, że będzie mi się tak bardzo podobać.
- Skarbie w końcu  jestem twoją chrzestną, a to już do czegoś zobowiązuje.  Twój pokój znajduje się między pokojami Leona i Diego wyrazie potrzeby pytaj ich o wszystko. Będą się opiekować Tobą jak młodszą siostrzyczką . A teraz Violu chodźmy na dół bo Leon, gotów zjeść wszystko co ma w sobie choć gram czekolady.
Słysząc te słowa głośno się roześmiałam, ponieważ nawet ja wiedziałam, że chłopak zjada wszystko co zawiera w sobie choć trochę czekolady, podobnie jest  Diego tyle, że on je tylko i wyłącznie dropsy czekoladowe . Chcąc choć trochę wymusić na nim,  by pooglądał ze mną filmy,  poprosiłam mamę, by kupiła dla niego kilka opakowań tych łakoci. Nie zapomniałam też o Leonie, dla którego mam aż trzy czekolady malinowe. Podsłyszałam kiedyś jak Olga mówiła, że do faceta najszybciej trafić przez jego żołądek. Jeszcze nie do końca wiem, co miała na myśli, ale zawsze warto spróbować. Ciocia miała rację, podczas gdy my oglądałyśmy pokój, panowie na dole wyjedli słodycze, obejrzeli film, wypili po parę filiżanek herbaty z cytryną a teraz zebrali się do wyjścia na spacer. Usłyszałam tylko wołanie Diego
- Violetta ubieraj się szybko to Cię przewiozę na sankach.
Może jednak nie będzie tak źle jak myślałam.Czas świąt minął bardzo szybko i bezpowrotnie. Nie ma się co smucić za rok będą kolejne święta jeszcze piękniejsze. 
Przeminął też Sylwester, który spędziliśmy sami w domu świetnie się przy tym bawiąc. Cały dzień oglądaliśmy filmy, zajadaliśmy się pysznościami przygotowanymi przez ciocię no i co chwilę chodziliśmy na dwór urządzać bitwy na śnieżki z wujkiem. Dzień był super- zwłaszcza, że przed południem zadzwonili rodzice zapytać jak mi mija pobyt. Natomiast wieczorem oglądaliśmy pokaz sztucznych ogni, tak doskonale widoczny z domu wujostwa. Zobaczyć sztuczne ognie nad Madrytem to było coś wyjątkowego.
Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Ale już za tydzień będę w domu z rodzicami a z urlopu wrócą też Olga i Ramallo. Tymczasem Leon wrócił do szkoły. Był bardzo nieszczęśliwy z tego powodu. Jego rozżalenie potęgowała myśl, że po sylwestrowo- noworocznych bitwach na śnieżki i lepieniu bałwana Diego złapał paskudne przeziębienie i ciocia nie pozwoliła mu iść do domu. Tak więc kolejne dni pobytu spędziłam z ciocią doglądając Diego, który złapał zwykłe przeziębienie, a zachowywał się tak, jakby w jego ciele zamieszkały wszystkie najgorsze choroby świata. Marudził cały czas, grymasił na wszystko i na wszystkich, ale o dziwo w jeden dzień, gdy ciocia została nagle wezwana przez wujka do ich kancelarii zgodził się bez szemrania ze mną zostać. Co więcej zaproponował wspólne oglądanie filmów. Bardzo mnie to ucieszyło, bo zawsze myślałam, że Diego mnie nie lubi. Twierdził, że jestem za smarkata i straszny ze mnie dzieciuch. Zaskoczył mnie też wybór, którego dokonał „Król Lew” to w końcu jedna z moich ukochanych bajek. Tak więc rozsiedliśmy się w salonie z zapasem herbaty, słodyczy i kanapek również przygotowanych przez chłopaka. A może to przeziębienie go jakoś odmieniło, kto wie?  Jedna bajka zmieniła się w kolejną i tak przeleciało parę godzin. Oboje zasnęliśmy podczas seansu. Ja zakopana w trzy koce z paroma pluszakami i Diego w stercie zużytych usteczek przytulony do dwóch jaśków. I w tak komicznie śmiesznej sytuacja zastała nas ciocia. Przyznać muszę, że dzień ze zdrowiejącym Diego był naprawdę fajny. Szkoda, że to jeden z ostatnich takich dni….





niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 2-Czternaście lat i dwa tygodnie wcześniej


Czternaście lat i dwa tygodnie wcześniej…(1)

Viooooooooooletta, bo się przewrócisz, uważaj troszeczkę, przecież jesteś już dużą dziewczynką.
- Mamusiu ale jest tak cudownie, jutro Wigilia. Zobacz jak pięknie.
- Faktycznie, Olga się postarała.
Tak, Tak. Już jutro Wigilia. Najlepszy okres w roku poza wakacjami. Wstałam dość wcześnie jak na dziesięcioletnie dziecko, które nie musi chodzić do szkoły. Postanowiłam, że dziś będę księżniczką, taką jak w bajkach, które na dobranoc czyta mi tata. Jestem już na tyle duża, że mama pozwala mi się ubierać samej czasem tylko wyzywa, że robię straszny bałagan
w szafie, ale wtedy Olga lituje się na de mną i wspólnie składamy uprzednio porozrzucane ubrania. Wersja na dziś księżniczka- różowa tutu oczywiście z mnóstwem brokatu na falbankach.  Dostałam tę wymarzoną spódniczkę od Ramallo przyjaciela taty na urodziny, które obchodziłam miesiąc wcześniej. Do spódniczusi idealnie dopasowane buciki, różowe z kokardkami, otrzymane na tę samą okazję co spódnica tyle, że od cioci Lilli, mojej kochanej cioci, która tak naprawdę nią nie jest, ale tak ją traktuje. Ciocia jest najlepszą przyjaciółką mojej mamusi, jeszcze z przedszkola. Zawsze zazdroszczę im jak wspominają tamte czasy; oglądają stare fotografie. Moje malutkie serduszko też marzy
o takiej przyjaciółce. Może w Wigilię pomyślę takie życzenie i kiedyś się spełni. Tak ubrana zbiegam do salonu, gdzie moja uwagę przykuwa wesoło trzaskający w kominku ogień. I ten cudowny zapach pierników i prażonych jabłek
z cynamonem zapach świąt i mojej kochanej Olgi. Do uszu dociera dźwięk pozytywki, którą tatuś sprawdza jak, co rok przed Wigilią. Kręcę się jak szalona do tych dźwięków, chwilowo nie jestem księżniczką tylko baletnicą, jak ta
z pozytywki, jak moja mama. Wiruję z wyrzuconymi
w gorę ramionami, a falbany mojej sukienki mienią się w świetle, które roztacza kominek. Wszelkie dźwięki przestają do mnie docierać, zanika nawet przejmujące brzmienie pozytywki. Obraz dookoła mnie staje się smugą światła. Jestem tak szczęśliwa jak tylko może być dziesięcioletnie dziecko.
Z transu wyrywa mnie odgłos zamykanych drzwi i głos mamy- Violetta , bo się przewrócisz. Zamieram w bezruchu twarzą zwróconą ku oknom tarasu. Widzę płatki śniegu, piękne rozgwiazdy spadające z nieba z coraz większą częstotliwością. Wirując na wietrze przypominają mnie z przed chwili. Widzę tatę i Ramallo śmiejących się z moich poczynań. Nagle nachodzi mnie myśl, że chce wirować z tymi płatkami tam na dworze, w naszym ogrodzie, wśród świerków, przy nieczynnej fontannie.  Z szeroko rozłożonymi rękami biegnę by wtulić się w tatę
i namówić jego i Ramallo  by ze mną poszli.
- Proszę chodźmy na sanki, tak bardzo Was proszę.
- Kochanie- ze stoickim spokojem mówi mama- jest bardzo zimno, przeziębisz się, a przecież wiesz , że pojutrze jedziesz na dwa tygodnie do cioci Lilli i wujka Marcosa.
Prawda, zapomniałam już. Tupię ze złością swoją malutką nóżką jakby to coś miało zmienić. Nie chcę tam jechać. Uwielbiam wujostwo, ale nie mam  z kim tam się bawić. Co prawda są tam dzieci Leon i Diego, ale są ode mnie starsi
i nigdy nie mają dla mnie czasu. Leon ma już trzynaście lat,
a Diego szesnaście i zawsze mówi, że go denerwuję, a ja chce tylko żeby się ze mną pobawił, albo poczytał mi bajki. On ma już swoje sprawy, sprawy dorosłych. Lepiej jest z Leonem. Czasem weźmie mnie do parku, albo do kina. Pozwala mi tez oglądać bajki u niego w pokoju. Leoś jest spoko, ale
i tak jest za stary na towarzyszenie takiej księżniczce jak ja.
- Czemu nie mogę pojechać z wami, przecież nie będę przeszkadzać. Będę cichutko wypełniać moje kolorowanki.
- Violuś, my tam nie jedziemy tylko dla przyjemności. Będziemy załatwiać, różne interesy, a poza tym wioska w górach nie jest miejscem dla małej dziewczynki- widzę po minie mamy, że nie wie jakich argumentów użyć żeby mnie przekonać, podejmuje więc ostatnią próbę
- Mamusiu, tak bardzo Cię proszę.
- Nie i koniec, German zabierz ją na te sanki, może odpuści, ale nie siedźcie za długo.

Przegrałam kolejną batalie z moją mamą. Muszę się pogodzić, że dwa tygodnie spędzę sama jak paluszek. Ale nie smucę się, bo przecież juro jest Wigilia…

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 1- Poznajmy się.

TO OPOWIADANIE SKŁADAĆ SIĘ BĘDZIE Z KILKUNASTU ROZDZIAŁÓW.
PROSZĘ ZWRACAĆ UWAGĘ NA TYTUŁY OPOWIADAŃ. 

TERAZ
Kim jestem? To pytanie zadaję sobie od kilku minut. Jakie czynniki determinują, że jestem taka jaka jestem. Czy to zawód, który wykonuje, rodzina, przyjaciele, którzy mnie otaczają. Problemy, które napotykam na swej drodze, doświadczenia nazbierane przez dwudziestoczteroletnie życie. Pewnie tak. Więc kim jestem? Violetta Castillo, lat dwadzieścia cztery. Zatrudnienie- brak, status związku- wolna od wielu lat. Rodzina- rodzino podobny twór. Dwa pierwsze określenia mało ważne, ale to trzecie to sens mojego życia. Żeby lepiej to zrozumieć trzeba nas poznać. Każdego z osobna,  by móc wyrobić sobie zdanie na nasz temat. 

Rodzinę tworzymy dość specyficzną. Nie ma taty, mamy i dzieci. Jestem za to ja, Leon, Olga, Ramallo, Angi, Francesca, Ludmiła, Federico, Diego. Tak, trochę nas dużo i tylko Leona i Diego łączą więzy krwi, ponieważ są braćmi. Uzmysłowić sobie też trzeba, że wszyscy mieszkamy w jednym dużym domy pod Madrytem. Dobrze, ale o tym później. Teraz należy powiedzieć kto jest kim w naszym rodzinnym tworze. Mianowicie zacznę od najstarszych czyli Ramallo i Olgi- to małżeństwo opiekuje się nami odkąd zabrakło rodziców moich i braci Vardas. Ramallo jest prawnikiem, natomiast Olga zajmuje się naszym domem. Szukali się jak w korcu maku i w sumie to my ich połączyliśmy. Oboje są bardzo miłymi i pomocnymi ludźmi. Kochają nas jak własne dzieci, którymi niestety los ich nie obdarował. Dalej jest Angi. Kobieta jest  naszą przyszywaną ciocia, bardzo przyjaźniła się i z moimi rodzicami i z Vardasami. Prowadzi szkołę wokalno- muzyczną, w której czasem dorabiam jako nauczyciel emisji głosu. Kiedyś był jeszcze Pablo, ale rozstali się i do tej pory nikt nie wie dlaczego. 

Ze szkołą Angi wiążą się jeszcze dwie osoby: moje przyjaciółki, które też tam pracują Fran i Lu.  Fran uczy tańca, natomiast Ludmiła śpiewu. No i nasi chłopcy. Fede to przyjaciel Leona i Diego, a prywatnie szaleniec zakochany w blondynce. Podobnie jak ja zajmuje się dubbingiem, z tym, że ja tworzę głos go bajek, a on do horrorów. Z mężczyzną łączy mnie wiele cudownych wspomnień. Pierwsze randki, trzymanie się za ręce, spacery w świetle księżyca- to wszystko przeżyłam właśnie z nim, niestety coś poszło nie tak i skończyło się na przyjaźni. Podświadomie wiem co się stało, ale nie dopuszczam do siebie myśli, że po prostu ktoś spłoszył mojego zalotnika, a ten wystraszony wpadł prosto w ramiona Ludmiły. Nie żebym narzekała, ale moje życie uczuciowe nie istnieje dzięki dwom mężczyzną, których przedstawię na sam koniec. Leon i Diego Vardas, moje przekleństwo i mój ratunek w jednym.  

Leon jest starszy ode mnie o trzy lata, ale z racji długotrwałej choroby, którą przeszedł w dzieciństwie chodziliśmy do jednej szkoły. Oczywiście opiekował się mną bardzo, bardzo , bardzo w tej szkole przez co nie miałam życia. Wystarczyło jedno groźne spojrzenie i już przechodziła mi wszelka ochota na hulanki i swawole. Trzeba też dodać, że w cherlawego dzieciaka wyrósł postawny mężczyzna, przystojny mężczyzna. Tak Leon to taki typ modela z okładki, wysoki, pociągła twarz, „arystokratyczne rysy”- pełne usta, błękitne oczy myśliciela, prosty nos. Włosy tylko trochę odstają od wyidealizowanego wyglądu, mianowicie wyglądają jakby właśnie przeszedł przez nie huragan, obraz nędzy i rozpaczy. Idealny wizerunek Leona zostaje zaburzony gdy tylko chłopak otwiera usta. Niestety z wiekiem nie zmądrzał. Ma tak dziwne pomysły, że czasem ręce opadają, nie wiesz wtedy czy się śmiać czy płakać. Jednak największym atutem tej „mieszanki wybuchowej” jest jego charakter. Taki współczesny Don Kichot, tylko bez Rosynanta. Leon jest bardzo wrażliwy na krzywdę ludzką, zawsze pomocny, nie zna słowa nie- poproszony o pomoc nigdy nie odmawia. Przyznam szczerze, że sama to często wykorzystuje. Leon jest też nałogowcem. W  wieku szczenięcym uzależnił się od słodyczy i tak już zostało- dzień bez czekolady dniem straconym. Reasumując „mega mieszaka wybuchowa”.

Na deser zostaje nam Diego. Jego życie można przyrównać do słowa rewolucja. Jego trzydziestoletnie życie obfitowało w tyle zwrotów akcji, że wszystkie  filmy sensacyjne czerpały by inspiracje. Diego jest najstarszy z naszej paczki i chyba najpoważniejszy, jednocześnie już w młodości natrafił w Internecie na stronę Allegro i tam z pewnością przez przypadek zakupił: pewność siebie, wybuchowość, arogancję, brawurę. Jego ego jest tak wielkie, że zastanawiamy się czy zmieści się razem z nim w drzwiach. Co spowodowało, że chłopak, który w wieku szesnastu lat był skrajnie nieodpowiedzialny wyrósł na głowę rodziny, które trzyma pieczę nad naszymi interesami. Tylko i wyłącznie to, że jako dwudziestolatek stał się opiekunem prawnym małoletnich Leona Vardasa i Violetty Castillo.

Z buntownika z dnia na dzień  stał się statecznym biznesmenem. Mężczyzna to taka chodząca sprzeczność. Dla ludzi spoza rodziny chłodny, niedostępny, ale dla nas jest wszystkim. Podobnie jak Leon jest bardzo przystojnym mężczyzna, troszkę niższym od brata, piwnymi oczami otoczonymi gęstwiną rzęs. Lu i Fran żartują, że za takie rzęsy mogłyby zabić. Diego nie jest też wolny od wad. Nie rusza się z domu bez paczki czekoladowych dropsów i swojego kalendarza. Twierdzi, że bez tego ginie jak dziecko we mgle. Cały czas nie mogę rozgryźć roli dropsów, no bo kalendarz to jeszcze zrozumiałe. „Starszy brat jest też nieustannym powodem kpin, bo o ile kocha markowe garnitury i buty to w sprawach aut tak ważnego symbolu męskości według  Leosia i Fede, którzy  wierzą tylko w Ferrari Diego jeździ  Citroenem. Mało kto wie, że mężczyzna nie tylko finansowo ale i fizycznie angażuje się we wszelkie akcje charytatywne. To bardzo łączy go z Leonem. Wszyscy cieszą się, że chociaż to bo na ogół są wstanie pokłócić się o to czy aby dwa i dwa jest cztery.
Tak mniej więcej przedstawia się skład rodzinny. Wszystko to jednak jest tak powierzchowne
 i kolokwialnie śmieszne. Nie można zrozumieć nas patrząc na tak krótką notkę. Żeby nas poznać musimy zanurzyć się w lustro zwane przeszłością. Odbędziemy podróż w  czasie, która pozwoli  zrozumieć miłość która nas łączy, namiętność  tak wielką, że aż boli, pasję, zaufanie. Po prostu bycie.
….

poniedziałek, 11 lipca 2016

Do dwóch razy- miłość.





Zacznijmy od początku; ale od czego by tu zacząć- chyba od tego, że jest nas trzy. Tak rodziców spotkało potrójne szczęście w postaci Franceski, Ludmiły i mnie Violetty. Mamy dwadzieścia pięć lat i jak się zdążyliście zorientować jesteśmy  trojaczkami. Tyle, że każda z nas jest zupełnie inna: Ludmi to wybuchowa blondynka, Fran żywiołowa czarnulka i ja szczupła brunetka, chodzące nieszczęście Violetta.   Mieszkamy w Hiszpanii, a konkretnie w Madrycie. Nasi rodzice z zawodu są architektami. Próbowali zaszczepić w nas swoją pasję, ale niestety z marnym skutkiem. Wszystkie trzy poszłyśmy w zupełnie innym kierunku, mianowicie założyłyśmy siostrzaną spółkę i otwarłyśmy kawiarnię .Mamy wiele wspólnego między innymi miłość do kawy, tak więc padło na kawiarnię, która w niedługim czasie stała się bardzo popularna w Madrycie. Postanowiłyśmy iść za ciosem i otworzyłyśmy jeszcze dyskotekę i restaurację. Biznes kwitł. Wszystko układało się po mojej myśli. Tak, tyko w życiu zawodowym, ponieważ życie prywatne to była kompletna katastrofa. Fran i Ludmi były w szczęśliwych związkach. Franceska podczas wakacji w Rzymie poznała Marco. Chłopak był, a  raczej nadal jest kucharzem i jak mówi słynne przysłowie przez żołądek do serca. Tak pysznie gotował, że zdobył serce mojej o pięć minut starszej siostry. Miłość nie zna granic- Marco przyjechał za moją siostrą do Hiszpanii i teraz wspólnie prowadzą „ Małą Italię” naszą restaurację. Co do Lu, ona poznała swoją drugą połowę w Polsce. Byłyśmy tam na szkoleniu biznesowym. Na końcu odbył się bankiet, na którym tak zwaną gwiazdą wieczoru był  Federico- obecnie już narzeczony Lu. Fede podobnie jak Marco pochodzi z Włoch i jest piosenkarzem oraz aktorem. Dziewczyny są w szczęśliwych związkach i wspólnie z rodzicami boleją nad tym, że ja jestem samotna. Rozwój naszej firmy spowodował, że podzieliłyśmy się obowiązkami: ja zajęłam się kawiarnią, Lu z Fede dyskoteką i klubem, a Fran i Marco restauracją.
Tamten dzień zapamiętam chyba do końca życia. Dzień zaczął się źle, później było tylko gorzej, skończył się  dobrze, ale efekt końcowy był opłakany w skutkach. Czas pokazał że był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. To był wtorek. 13 stycznia. Godzina 6:00 rano-zadzwonił budzik. Dzień zaczynam od prysznica; a tu niespodzianka- awaria,  równa się brak ciepłej wody. SUPER !!! Minus dziesięć na dworze, a ja zażywam lodowatego prysznica. Żeby było mało samochód umarł śmiercią naturalną. Autobusu brak. Kawiarnia powinna być otwarta od 8:00 czyli za pół godziny. Myślę sobie już gorzej być nie może. A jednak. Słyszę telefon. Natalia. Ona dziś ma być ze mną na zmianie. Odebrałam  tylko po to, żeby dowiedzieć się, że leży w łóżku  i ma 39 stopni  gorączki i nie da rady dziś przyjść do pracy, ale mam się nie martwić bo około dziesiątej zjawi się Max i mi pomoże. Super. Z wrażenia potknęłam się i zaliczyłam upadek. Ba, przecież chodnik musiał być śliski. Jakimś cudem, do teraz nie potrafię powiedzieć jak, dotarłam na miejsce punktualnie. Panie, które zajmowały się wypiekami już kończyły układać lady z pysznościami. Zapach rogali, czekoladowych muffinek  i przeróżnych ciasteczek uderzył we mnie z całą mocą. Marzyłam tylko o tym by wypić espresso moje kochane i zjeść coś pysznego. Ale nie, bo po co ? Przecież mój pech trwa dalej. 8:00 pierwszy klient. Boże, kto w taką pogodę się pcha  na dwór. Przywołuję na twarz uśmiech, odwracam się z zamiarem przywitania przybysza i dosłownie zamieram. W drzwiach stoi najprzystojniejszy mężczyzna jakiego do tej pory widziałam. Jest wysoki, dobrze zbudowany, jego błękitne oczy otulone są długimi, czarnymi rzęsami. Ciemnoblond włosy oprószone śniegiem w rozkosznym nieładzie. Jest  tak apetyczny jak czekoladowa muffinka – tylko schrupać. Facet pyta czy może zamówić kawę, a ja jak ta rybka w akwarium ruszam ustami, ale głosu wydobyć nie mogę. Co za wstyd,  zrobiłam z siebie debilkę. Po dłuższej chwili udaje się nam dojść do porozumienia, super przystojniak zamawia kawę. Siedząc przy stoliku cały czas się mi przygląda. Każdy normalny zrobiłby i podał kawę, ale nie Viola. Ekspres się zbuntował, zaczął pryskać na mnie- połowa kawy zamiast we filiżance, to wylądowała na mojej koszulce. Po paru minutach udało się; kawa dotarła na miejsce przeznaczenia. Około dziesiątej zjawił się Max, podzieliliśmy się pracą  i jakoś poszło. To właśnie Maksi dostarczył mi bilecik z informacją o zaproszeniu na spacer. A od kogo? Od super przystojniaka, który jak się okazało miał na imię Leon. I tak to się zaczęło. Dzień tak źle rozpoczęty skończył się cudownie. O 16:05 przyszedł po mnie Leon i zabrał na spacer uliczkami Madrytu. Znaliśmy się parę godzin, prawie wcale, a spędziliśmy naprawdę miło czas. Dowiedziałam się, że Leon wykłada politologię na uniwersytecie, pochodzi z Argentyny, jest jedynakiem i ma 30 lat. Parę lat temu przeniósł się z Argentyny do Hiszpanii, bo jego rodzice prowadzili tu interesy. W czasie jak rozwijała się moja historia z Leonem miało miejsce bardzo podniosłe wydarzenie. Mianowicie rocznica ślubu naszych rodziców. Jako, że była to okrągła 25 rocznica postanowiłyśmy  z dziewczynami przygotować coś wyjątkowego. Na dwa dni dyskoteka zamieniła się w elegancką salę bankietową w której dominowały kolory bieli i granatu czyli ulubione kolory rodziców. Całości dopełniały wazony z pięknymi białymi i niebieskimi różami oraz niezliczone ilości srebrnych świec. Każda z nas miała pracy po same cebulki włosów. Lu i Fede zajęli się oprawą muzyczną i wyborem alkoholi, Marco i Fran dwoili się i troili by zapewnić jak najlepsze, najwykwintniejsze potrawy, natomiast desery należały do mnie. Impreza  zgromadziła mnóstwo gości, rodziny i przyjaciół. Niestety, nie obyło się bez przykrości. Mój partner w ostatniej chwili zadzwonił i powiedział, że pilnie wyjeżdża do Barcelony i muszę iść sama. Tak więc, chcąc nie chcąc, poszłam sama. Około drugiej w nocy miałam dość wszystkich i wszystkiego, zwłaszcza moich sióstr, które co róż wynajdowały mi partnerów do tańca. I nie docierało do nich żadne tłumaczenie zwłaszcza, że Lu niezbyt przypadł do gustu Leon.
Korzystając z chwili nieuwagi zaszyłam się w loży na piętrze, łudząc się nadzieją, że tu wreszcie będę miała spokój. Moją samotność przerwało wejście pewnej osoby. Mianowicie był to Diego. Jeden z  najcenniejszych współpracowników ojca. Diego w firmie ojca zajmuje stanowisko głównego architekta. Zapytał czy może się przysiąść. W sumie, nie wiem dlaczego się zgodziłam, ale już po chwili gadaliśmy jak starzy znajomi. Dowiedziałam się, że mężczyzna ma 34 lata, zajmuje się głównie architekturą użytkową. Projektuje muzea, sale koncertowe, szkoły, przedszkola. Zaangażowany jest również w działalność charytatywną. Znałam Diego wcześniej, ale nigdy nie miałam okazji z nim rozmawiać. Nawet nie podejrzewałam, że jest tak super facetem. Całe to nasze spotkanie przerwał dziwny incydent. Mianowicie Diego mnie pocałował. Rozmawialiśmy jakby nigdy nic, a po chwili on mnie całuje. Ale jak! Ten pocałunek poruszył wszystkie moje komórki. Był tak delikatny jak dotknięcie skrzydeł motyla. Jego ciepłe wilgotne, wargi pieściły moje- OBŁĘD. Oderwałam się od niego jak oparzona. Zdezorientowany patrzył na mnie, nie wiedząc o co chodzi.
-Diego przepraszam, ale ja mam chłopaka. Przepraszam, jeśli  zrobiłam coś, co opacznie zrozumiałeś
- Nie, to ja przepraszam- usłyszałam w odpowiedzi- to był impuls. Po prostu jesteś mądrą, piękną kobietą, z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze jak z Tobą. Nie do końca panowałem nad tym odruchem.
I wtedy zrobił coś co mnie kompletnie zaskoczyło. Wyciągnął rękę i powiedział:
- To co- przyjaciele?
I tak zaczęła się nasza przyjaźń.  Od tego dnia czas dzieliłam między pracę, chłopaka, rodzinę i przyjaciela. Jakże różne były to relacje.
Leon- więcej go nie było jak był. Ciągłe wykłady, odczyty, konferencje naukowe. W międzyczasie ja. Eleganckie  kolacje, wyjścia do opery, ekskluzywne spa. Drogie szampany, kawiory ( co za obrzydlistwo) wszystko z górnej półki. No i sex. Tak to można określić; nie miłość, nie kochanie się tylko zwykły sex. Taka bliskość na odczepne, w pośpiechu. Zero deklaracji, czy obietnic. No, ale byłam szaleńczo zakochana w tych błękitnych oczach. Najgorszą  katorgą było dla mnie poznanie rodziców mojego „ spotykacza się”. Dramat. Ojciec Pedro jeszcze, jeszcze, ale matka Maria czarownica do kwadratu. Na dzień dobry usłyszałam:
-Leoś ty się z barmanką umawiasz.
No wstrząsnęło mną nieźle. Nie zna mnie, a już ocenia. Co za franca.
Tyle w kwestii  Leona.
A Diego, no cóż- przyjaźń ever, forever. Następnego  dnia po nieszczęsnym pocałunku, otrzymałam przepiękny bukiet kolorowych tulipanów. Cała paleta barw w jednym bukiecie.  Poszliśmy też na spacer. Po prostu przed siebie uliczkami Madrytu w blasku latarni, wśród tłumów turystów. Tylko ja i on.  I rozmowy. Niekończące się rozmowy o wszystkim i o niczym. O tym, kto jest lepszy Real czy Barcelona, czy lepsza książka to „Buszujący w zbożu” czy „Sto lat samotności”, czy bardziej wpada w ucho muzyka Iglesiasa czy naszego Fede- od banalnych spraw, po dyskusje jak najlepiej zdobyć pieniądze dla fundacji, która zajmuje się chorymi dziećmi. Diego zawsze był. Nie ważne, co by się działo zawsze mogłam na niego liczyć, niestety nie mogłam powiedzieć tego samego o Leonie.
Tak  przeleciał rok. Znów był styczeń, znów padał śnieg. A ja coraz bardziej uświadamiałam sobie, że coś z tym mim związkiem jest nie tak.  Serce mówiło mi, że mój czas z Leonem dobiegł końca, ale rozum zaprzeczał.  Czasem zastanawiałam się, czy to nie Diego jest moim chłopakiem.

Czas wspomnieć o drugim najgorszym dniu w moim życiu- w Saragossie odbywało się szkolenie baristyczne na które pojechałam. Impreza była naprawdę super, ale postanowiłam wrócić wcześniej i zrobić niespodziankę Leonowi.  Poprosiłam Diego aby odebrał mnie z lotniska i podwiózł do mieszkania Leona. Podekscytowana postanowiłam użyć klucza, który kiedyś mi przekazał. Po wejściu do mieszkania usłyszałam jakieś dziwne odgłosy, a przecież Leona nie powinno być. Do odgłosów dołączyły rzeczy, które walały się wszędzie. Idąc tym tropem zobaczyłam coś, co zwaliło mnie z nóg. Mój chłopak w całej okazałości, w łóżku z kobietą, zaznaczam nie ze mną – rozumiem, że czuć ironię. Mój chłopak uprawiał sex ze swoją studentką, którą miałam „zaszczyt” poznać. Ta scena tak intymna, a ja nawet nie miałam sił się ruszyć. Stałam tam i patrzyłam. Robiło mi się na przemian zimno i gorąco, brało mnie na wymioty. To było odpychające. W końcu wyrwałam się z tego letargu. Odwróciłam się i uciekłam. Moje serce rozpadło się na milion kawałeczków.  Obiecałam sobie, że już nigdy, przenigdy się nie zakocham.  Stwierdziłam, że skoro i tak nikt nie wie o moim powrocie, nie pozostaje mi nic innego jak wziąć się nawalić w cztery litery. Doszłam do domu z zapasem procentów, a tam zastałam Diego. Widząc moją zalaną łzami twarz, podszedł i mnie po prostu przytulił.
- Violetta- co się stało?
- Nic Diego, tylko straciłam chłopaka. Nie chcę o tym mówić. Wiedz, że już nigdy się nie zakocham.
- Pamiętaj  tylko, że nie wszyscy faceci  muszą cierpieć za coś, co zrobił ci ten dupek.
Drugi najgorszy dzień w życiu zaliczony, zorientować się można, że pierwszym był ten, w którym poznałam Leona. Mój były chłopak przypomniał sobie o mnie po tygodniu, a ja pogodziłam się z faktem , że i tak byśmy się rozstali, ale zdrada to zdrada i boli jak cholera. Wiem już, że te wszystkie odczyty to jedna wielka ściema. Diego w kwestii Leona nie wypowiadał się. Miał mega problem związany z projektem tarasu widokowego w Polsce. Ktoś mocno chciał podkopać jego autorytet i projekt nie był pozytywnie zaopiniowany mimo, że był jednym z lepszych mojego przyjaciela. W międzyczasie przyjaciel zaprosił mnie jako osobę towarzyszącą na galę rozdania nagród Międzynarodowego Towarzystwa Architektonicznego. Mój ojciec zdecydował, że naszą firmę reprezentować będzie właśnie projekt Diego, który był zamówiony przez Poznańskie Towarzystwo Historyczne z Polski.  Gala była bardzo ważna dla mojego przyjaciela, ale i dla całej firmy, tak więc ojciec zarządził dyscyplinę rodzinną. Na gali mieliśmy pojawić się wszyscy bez wyjątku. Bardzo cieszyłam się na tę uroczystość, bo byłam stuprocentowo pewna zwycięstwa mężczyzny. Wszystko odbywało się na Zamku Królewskim. Tak . Blichtr pełną gębą. Śmietanka towarzyska całej Europy, a w tym wszystkim Violetta. Mimo moich obaw, starałam się wspierać Diego, który był mega zdenerwowany. Ciągle mówiłam mu jak cudowną jest osobą, jak dobrym architektem, a przede wszystkim cudownym człowiekiem. Podziękował mi delikatnie muskając moje usta. Zdziwił mnie tym gestem, ale jednocześnie było mi bardzo przyjemnie. Z niecierpliwością oczekiwałam na werdykt, tylko ojciec stał pewny siebie, a na pytanie dlaczego tak jest odpowiedział tylko:
- ja pewny jestem zwycięstwa.
 O dziwo ojciec miał rację. Diego ku uciesze wszystkich wygrał, a ponad to  nasza firma zgarnęła wszystkie liczące się nagrody. To były cudowne chwile. Diego cieszył się jak dziecko. Ciągle powtarzał, że to moja zasługa, bo przecież to ja opowiedziałam mu wiele ciekawostek o mieście dla którego robił projekt. W całym zamieszaniu nie zauważyłam, że do rodziców podeszli państwo Vardas oczywiście z Leonem i Larą. Gdy tylko to zauważyłam uciekłam czym prędzej do  toalety. Tam niestety dopadła mnie matka Leona.
-Co zwykła barmanka robi na takiej gali z Diego Hernandezem?
I w tym momencie poczułam, że to już czas
- Pani Vardas, co też ma Pani do barmanek, praca jak każda inna
- Ja po prostu nie toleruję Ciebie – usłyszałam w odpowiedzi
- Pani Mario dla Pani informacji Diego to mój przyjaciel.  Wraz z siostrami znajdujemy się w rankingu 500 najbogatszych kobiet świata według Forbes. Dodatkowo mam dyplom  magistra historii Uniwersytetu w Poznaniu. Poznań to Polska dla Pani wiedzy. Literaturę angielską kończyłam w  Londynie, a biznes w Madrycie , mówię też płynnie w 5 językach, a nazywam się Violetta Martina Castillo- córka Germana i Angeles.
Dumna z siebie dosłownie wyfrunęłam z toalety wprost w ramiona Diego. Mężczyzna przytulił mnie i pocałował. Był to bardzo czuły i namiętny pocałunek.
Od czasu tego pocałunku coś się zmieniło. Ukradkowe dotknięcia, czułe pocałunki kradzione podstępem, długie spacery z trzymaniem się za ręce, maratony filmowe w objęciach jego silnych ramion.  Wszystko było cudowne, czułam się jak księżniczka z bajki. Tymczasem Diego oznajmił, że wyjeżdża do Polski, a ja jadę z nim. Zgodziłam się. Podróż nie była męcząca. Lądowaliśmy na lotnisku Ławica, a stamtąd  wynajęty samochód zawiózł nas do Hotelu Sheraton. Podczas pobytu dzieliliśmy z Diego pokój. Dużo rozmawialiśmy na temat naszych  relacji. Uzgodniliśmy, że nie będziemy się śpieszyć, damy sobie czas, poznamy się nie tylko jak przyjaciele, ale  również na płaszczyźnie kobieta- mężczyzna. Mimo wielu obowiązków pobyt w Poznaniu jawił się jak bajkowa podróż. Spacery starymi uliczkami w świetle księżyca, śmieszne wizyty w teatrze, bo sztuka grana była w języku polskim, a Diego po polsku ni w ząb. Pierogi na śniadanie, obiad, kolację, wycieczki do zoo. Podczas jednego z takich spacerów zostałam oficjalnie dziewczyną Diego. Nurtowało mnie tylko pytanie, dlaczego Diego cały czas krył się z uczuciami do mnie. Zapytany odpowiedział:
 -Jeśli kogoś bardzo się kocha to należy pozwolić mu być szczęśliwym, nawet jeśli oznacza to szczęście z inną osobą, Ty byłaś szczęśliwa z Leonem to i ja byłem.
To wyznanie zwaliło mnie z nóg, jednocześnie pozwoliło mi zrozumieć czym tak naprawdę jest miłość. Postanowiłam, że jeśli już wypowiem te dwa magiczne słowa to będą one definitywne i ostateczne, miałam też przeczucie, że Diego będzie pierwszym i ostatnim, który usłyszy to wyznanie.
Postanowiliśmy też, że po powrocie zamieszkamy razem. Mimo, że byliśmy bardzo zajęci zawsze wracaliśmy do wspólnego domu. Tworzyliśmy  malutkimi kroczkami wspólny świat pełen czułości, śmiechu,  radości , magii. Podczas jednego z comiesięcznych spotkań z moimi siostrzyczkami oficjalnie przyznałam si, że jesteśmy parą. Opowiadałam o tym, że kocham spędzać z nim czas, kocham jego uśmiech, kocham jego wady, kocham jego niewyjaśnioną miłość do komedii romantycznych, kocham to przestawianie budzika o dziesięć minut, dopijanie kawy tylko do połowy, układanie frytek w rządku na talerzu. Kocham jego. To spadło jak grom z jasnego nieba- KOCHAM GO. Dziewczyny stwierdziły, że tak głupia jestem tylko dlatego, że urodziłam się jako ostatnia. I, że chyba wszyscy prócz mnie wiedzą, że Diego kocha mnie jak wariat, a jak kocham jego. Nie mogłam pogodzić się z moim odkryciem, a jednocześnie byłam szczęśliwa. Po zdradzie Leona nie chciałam się zakochać, a tu taka niespodzianka. Postanowiłam niezwłocznie powiedzieć mojemu chłopakowi, co do niego czuję. W końcu  karuzela uczuciowa kocham nie kocham, zakochałam się czy nie dobiegła końca. Po powrocie ze spotkania jednak nie zastałam w mieszkaniu nikogo, na stole leżał tylko liścik
Violu wyjeżdżam, nie wiem kiedy wrócę, postaram się odezwać- uściski
I panika, czy on mnie zostawił. Miał dość czekania. Za długo zwlekałam. Viola ogar. Przecież Diego Cię kocha. Czemu właśnie dziś ten cholerny telefon się rozładował. Postanowiłam działać. Szybko oszukałam  ładowarkę. Włączyłam, a tam dwadzieścia nieodebranych od Diego. Oddzwaniam. Poczta głosowa. Cholera jasna. Chwila- tatuś. On na pewno wie, gdzie jest mój chłopak. Ten odebrał natychmiast i ze stoickim spokojem oznajmił, że Diego za czterdzieści minut odlatuje do Kanady, na tydzień. Przecież nie będę tak długo czekać. Czterdzieści minut to mnóstwo czasu. Przekraczając wszelkie możliwe zakazy udałam się w stronę lotniska. Chowając kluczyki wpadł mi w ręce papierek od cukierka. Mądra Violetta, papierek zainspirował mnie do szalonej akcji. Szukajcie, a znajdziecie. Diego na szczęście przebywał jeszcze w poczekalni i spokojnie popijał kawę. Zdumienie na jego twarzy, gdy mnie zauważył- bezcenne
- Violuś, skarbie , co tu robisz  o tej godzinie i w ogóle tutaj, przecież zostawiłem kartkę
- Myślałam, że mnie zostawiłeś
- Ja Ciebie, nigdy głuptasku
- Wiem, głupia  byłam, ale to okazja żebym Ci dała coś o czym całkowicie zapomniałam
Otwieram dłoń, którą cały czas  z zacięciem ściskałam, dłoń ze zmiętym papierkiem
- Viola, Ty przyjechałaś, żeby dać mi papierek po cukierku
- Tak, Diego to jest papierek, który zostawiłam na pamiątkę naszego pobytu w Polsce.
Wkładam śmieciuszka w dłoń mojego chłopaka. Ten po rozwinięciu i odczytaniu treści (przeczytał i zrozumiał J) nie potrafił wydobyć słowa. Zamarł. Po chwili spytał tylko NAPRAWDĘ??????????
- Tak, najbardziej na świecie
Co zawierał papierek po zwykłych krówkach z Polski. Napis, a właściwie dwa słowa- Kocham Cię- słowa na które Diego czekał od tak dawna. Ale na tym nie koniec, jak iść na całość to z przytupem 
- Diego. Ożenisz się ze mną
- Skoro tak ładnie prosisz J


Eva 

Start!

Zgodnie z moimi obietnicami zakładam bloga, na którym będę dodawać swoje autorskie opowiadania. 

Zapraszam do obserwacji i odwiedzania mojego bloga.

Życzę miłego czytania i czekam na odzew- chętnie poczytam opinie w komentarzach. 


BLA BLA BLA ...

Pojawienie si ę jakiegokolwiek autora na blogu po tak d ł ugiej nieobecno ś ci, mo ż e oznacza ć tylko jedno. Koniec bloga. Jed...